Obóz Biegowy w Rabce to dla mnie coś zupełnie innego niż na przykład dla Mojej Sportowej Żony. Każdy znajduje tam inne skarby i kamienie.
Postanowiłem dziś napisać o obozie biegowym w Rabce, bo tylko do środy obowiązuje promocyjna cena obozu. Ale dziś cały dzień jestem poza domem, wyjechałem do Krakowa na wywiad z Ewą Drzyzgą, stukam teraz z pociągu gdzieś w rejonie Włoszczowej, do domu dotrę późnym wieczorem. Więc proszę wczoraj późnym wieczorem MSŻ, żeby przesłała mi rano mailem jakieś zdjęcia obozowe do zilustrowania tekstu.
I wiecie, co? Ja bym dał na pewno zdjęcia ze stadionu, pokazałbym jak super dorośli ludzie mogą bawić się rzucając piłkami lekarskimi, pędzlując płotki albo drobiąc w drabince koordynacyjnej. Na bank wyszukałbym moje ulubione zdjęcie z bieżni, na którym Agnieszka podaje pałeczkę sztafetową Adamowi, a w tle stoi chałupka a la Witkacy. Pokazałbym zdjęcia ludzi mdlejących z masochistycznej rozkoszy na krosie (jedno z nich było w ostatni czwartek, Andrzej mdlejący po krosie).
A MSŻ nic. Niczego takiego mi nie przysłała. Tylko góry, góry i widoki. Grupa na wieży widokowej na Polczakówce tuż przed morderczym krosem na Bani. Grupa na Sokolicy zdobywająca w godzinę Babią Górę, tę górę, na którą turyści wprawiają się na całodzienną wycieczkę. Najszybsza w grupie Agnieszka z nieprzeciętnie ambitną Jolą zbiegające ramię w ramię z Babiej Góry (to zdjęcie otwarciowe). Ludzi zapatrzonych ze zmęczenia, ale w pejzaż tak piękny, że wart podbiegu. I rozradowane baby na Babiej z ucieszonym Przemkiem.
Spójrzcie:
Obóz biegowy, jaki jest każdy widzi. Dla mnie to triada równoboczna – praca, wakacje i sportowe święto. Zapisać się można tutaj, do środy w promocyjnej cenie. A szczegóły zobaczyć tutaj, jeśli komuś umknął pierwszy link.
A po co w ogóle? Każdy pewnie znajdzie własne odpowiedzi, skarby i kamienie. Mogę Wam tylko powiedzieć, jak ja nie pojechałem kiedyś na obóz. To było bodaj w 2004 roku, kiedy uwolniłem się już od toksycznej miłości, nie znałem jeszcze MSŻ i udzielałem się w bielańskiej grupie SBBP (kto rozszyfruje?). Ludzie z SBBP wybierali się na bodaj pierwszy z obozów biegowych dla amatorów organizowany wtedy w Szklarskiej Porębie. I pamiętam, jak dopytywałem na forum biegajznami.pl (istnieje jeszcze?), co mi da taki obóz. Pobiegnę dychę o minutę szybciej? Nauczę się nowych ćwiczeń? Czy co?
Doszedłem wtedy do wniosku, że nie pobiegnę, ćwiczenia i tak pozapominam, a czy co nic nie da. I nie pojechałem.
Wiem, że o rzeczy, które można wywieźć z dobrego obozu – bo przecież nie my jedyni robimy dobre obozy biegowe – nie przyszło mi nawet do głowy zapytać. Bo jakie jest pytanie, na które odpowiedzią są ręce Michała spontanicznie wyciągnięte do góry po wbiegnięciu (bez przejścia w marsz, a na tej górze to naprawdę sztuka!) na szczyt Lubonia Wielkiego? MSŻ mi tego zdjęcia nie wysłała, wstawię wieczorem, jak dotrę do domu.
A tutaj filmik z zeszłorocznego obozu biegowego:
4 thoughts on “Obóz biegowy skarby i kamienie”
Tu Dziki
No. Właśnie! Dla Kingi coś innego, dla Ciebie co innego, dla każdego co innego. Wystarczą trzy osoby uczestniczące w jakimś wydarzeniu, aby pojawiły się przynajmniej trzy różne historie…
Dziki napisał przed chwilą komentarz pod odcinkiem o Legii, czyli pod poprzednim. Odtwarzam pod bieżącym odcinkiem, aby zaś słowa nie zaginęły 🙂
„Tu Dziki
Napisałem, John, co uważam. Dziki nie inspiruje się ani hejterami, ani wyznawcami 🙂 Weź z tego co chcesz, chociaż wygląda, że Dziki nie napisał tego, czego byś sobie najbardziej na świecie życzył 🙂 Napisałem co uważam
Mnie, i Dzikiemu też :-), brakuje tego, o co wołał Wilma. Misia, powiedzmy… Wspólnoty, potrzeby poznawania się w realu, wymian między czytelnikami/biegaczami/zawodnikami, itp. To Twój blog. Weź co chcesz.
Dwa razy prowadziłem grupę na 5:15 w Łodzi jako pacemaker. Jako trening pod Rzeźnika. Raz w upale 30 stopni,, raz w zimnie i w deszczu. Mam najwyższy szacunek dla biegaczek i biegaczy z tej strefy czasowej. Poznałem ich, było na to mnóstwo czasu zanim grupy się porozsypywały – do przodu i do tyłu 🙂 To maratończycy z krwi i kości. Wilma (nie taki znowu stary) daje świadectwo biegania bez parcia na cyfrę (jak mawia Jach). Dla siebie. Komu to oceniać? Zawodnicy byli przygotowani na 5 godzin i pobiegli po 5 godzin, ktoś szybciej, ktoś wolniej. Jak w każdej innej strefie czasowej, nie wyłączając strefy 2:10 🙂
A wracając do pierwszego wątku – uważam, że najważniejsze to robić swoje. Dziki”
Dziki
Sobotni Bielański Bieg Poranny 🙂
Hmmm… a moze termy bania, imprezy pod grzybkiem i zimny radler po turbaczu? Kazdy ma swoje skarby;)
Rob – guglałeś, czy znasz z legend? A może jeździłeś, kiedy ja już nie jeździłem? I robiłeś sobie słynne zdjęcie przy szlabanie
Dziki – robię swoje. A moja jest teraz chęć pisania nie tylko do znajomych lub prawie znajomych/Cichociemnych. Chcę, żebyście tu wszyscy zostali i też ucieszyli się tym wszystkim, co daję Wam z siebie więcej. Niczego nie odbieram. Nie przestałem znać Roba, Starego Wilmy, Dj Rava. Nie zaniedbuję starego, poniedziałkowego odcinka. Tylko dodaję cztery kolejne, przemyślane, inne, wymagające sporo pracy (zwłaszcza środa i czwartek).
Dj Rav – no widzisz. Radlera zresztą pierwszy raz w życiu kupiłem sobie zainspirowany przez Grupę Bankietową w Adasiu