12 listopada 2006

Są sporty letnie i sporty zimowe. A sporty jesienne? Rano trzymał mnie w objęciach ból głowy. Czwarte urodziny SBBP nie zakończyły się dla mnie alkoholową orgią, ale jednak piwa było wypite więcej niż wymagałoby odkwaszanie mięśni po sezonie. Potem Kościół, obiad, odwiedziny u ojca. Niedziela po polsku. To nie jest to, co sportowcy lubią najbardziej. Postanowiliśmy spotkać się z moją siostrą cioteczną po AWF-ie i jej mężem, trenerem pływania, również po AWF-ie. Tylko gdzie się umówimy? Pogoda taka, a stan zdrowia jeszcze gorszy, że nie pójdziemy z dziećmi na plac zabaw ani na wycieczkę do Puszczy Kampinoskiej. Skończyło się na bombie kalorycznej czyli deserze w kawiarni. Pogadaliśmy o tym, o owym i o nartach. Oni oboje jeżdżą od małego, Moja Sportowa Żona jako rodowita góralka od niemowlaka, a ja jako Sportowy Mąż od roku (pochwalę się, że jak na jeden sezon to podobno nieźle). Więc może wyrwiemy się kiedyś razem na weekend na narty. Ale narciarstwo to sport zimowy. Podobnie jak zjeżdżanie na sankach z górki na Ursynowie oraz rzucanie się z dziećmi śnieżkami przed blokiem. A czy istnieją jakieś sporty jesienne? Bieganie, ale odkładam je na bok na miesiąc, dla higieny psychicznej i mięśniowej. Rower, ale nie w taką mżawkę przechodzącą w opady przelotne. Basen, ale nie z katarem, bo skończy się kolejnym tygodniem choroby. A od miesiąca nie było u nas w domu dnia, żebyśmy wszyscy byli zdrowi. MSŻ ma swój fintess. Ale ja – jak tylko naprawdę wyleczę gardło, oskrzela, mięśnie i kości do szpiku – muszę coś wymyślić. Nie dam rady jechać na samym badmintonie raz w tygodniu. Pomożecie?

Updated: 11 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.