Do Maratonu Warszawskiego zostało 120 dni. Do ślubu około 350.
Sprawdziłem sobie dziś w internecie, ile mi zostało do maratonu, bo na szesnaście tygodni przed zaczynam przygotowania. To dłużej chyba nawet niż kampanie wyborcze.
A tu jeszcze siedemnaście tygodni i jeden dzień. Czyli tydzień luzu przede mną. Chociaż myślę, czy tam już czegoś bardziej konkretnego nie pobiegać. Nie chcę, żeby forma mi zleciała na dno, z którego będę ją musiał wydobywać jak szachtar dołowy.
W zagadkach z poprzednich dni chodziło oczywiście, jak łatwo było zgadnąć, o Mariusza Lewandowskiego z klubu Szachtar Donieck. Nie ma się co dziwić, że facet wahał się, czy iść do klubu, w którym sześć lat wcześniej na trybunach w wybuchu zdalnie sterowanej bomby zginął ówczesny prezes. Co było dalej – będzie w gazecie chyba we wtorek.
W najbliższym tygodniu powinien na stronie pojawić się szesnastotygodniowy plan uzyskania optymalnej formy. To wiedza wyniesiona z książek, przede wszystkim od góru Skarżyńskiego, przefiltrowana przez maszynkę doświadczeń własnych. Zawieszę go i sam zamierzam w miarę ściśle przestrzegać, żeby wreszcie zrobić życiówkę też w maratonie.
Generalna zasada jest taka: najpierw osiem tygodni bardzo długich wybiegań urozmaiconych w zasadzie tylko siłą biegową. Potem cztery tygodnie z przewagą wolnych treningów, ale też z dodaniem szybkich. Kolejne dwa tygodnie z przewagą szybkich. A w ostatnich dwóch tygodniach obóz przygotowawczy czyli trening przed pracą i po pracy. Na koniec chwila oddechu.
Dziś nic nie pobiegałem, bo jakoś mi się nie złożyło. Wsiedliśmy z Moją Sportową Żoną w samochód i pojechaliśmy do Szczawnicy szukać miejsca na wesele (tłumaczyłem już parę razy, że my jesteśmy małżeństwo przed ślubem). W Szczawnicy niczego nie znaleźliśmy: większość to uzdrowiskowe restauracje, a my chcieliśmy góralską karczmę. Dwie karczmy są, ale bez sensu położone, jedna przy samej szosie, a druga wciśnięta w wąwóz gdzieś prawie pod Prehybą i bardziej przypomina schronisko z samoobsługą niż knajpę weselną.
Ale rozpisaliśmy sobie z MSŻ 350-dniowy plan przygotowań, bo ślub chcemy brać w przyszłym roku w maju. Uświadomiliśmy sobie w realu nasze oczekiwania co do miejsca i okoliczności. A przede wszystkim MSŻ wpadła na najprostszy pomysł, gdzie tę ceremonię zorganizować: w Zakopanem. Wybierzemy się tam na rekonesans przy następnym pobycie w Rabce czyli w sierpniu. Wtedy będę już sporo biegał, przyda mi się wycieczka biegowa na Stare Wierchy, a może jeszcze dalej.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.