Wreszcie dyskusja publicystyczna – po wczorajszym odcinku o psach. Niestety szanse na tzw. konsens są podobne, jak przy rozmowach PO z PiS-em. I również każda strona uważa, że z winy strony przeciwnej. Wspólnego pola nie ma. Dla mnie dopuszczalne rozwiązania mieszczą się między wystrzelaniem wszystkich psów, a sytuacją, w której wszystkie psy chodzą na smyczy i w kagańcu, żaden nie biega swobodnie. Dla wielbicieli psów wachlarz rozwiązań leży zapewne między tym, że wszystkie psy biegają na luzie, a ludzie chodzą w ubraniach a la pozorant z filmu ‚Cywil’ – a tym, że w kagańcach bądź na smyczy chodzą wyłącznie psy, które gryzą, przy czym każdy właściciel wie, że akurat jego pies nie gryzie. Wspólnego pola nie ma. Do porozumienia nie dojdziemy, zostają tylko emocje. Kiedy są u mnie mniejsze, toleruję biegające maszyny do zagryzania, zwalniam albo przystaję na treningach, a rodziny na spacerach bronię jak Roman Giertych. Kiedy emocje mam większe tak jak teraz robię awantury pod sklepem – jak córka przedszkolak na widok swobodnie biegającego psa-konia wpadła w panikę, to zawrzasnąłem ‚Czyj to pies’ z biblijną mocą budząc uśmiechy politowania. Przejdzie mi za parę dni i się pogodzę z rzeczywistością. Od roku wytrzymuję rządy PiS, to pies mi też nie straszny. Dziś były rolki. Kombinowałem, jak by tu pouprawiać sport, skoro nie chce mi się wstawać rano na bieganie, a potem w dzień mam bardzo napięty grafik. I wymyśliłem – do pracy pojechałem na rolkach. Mam 7 km po ścieżkach rowerowych, na miejscu byłem w 21 minut. To chyba szybciej niż samochodem w korkach. Po południu dojechała do mnie moim samochodem MSŻ, która miała w Gazecie jedną sprawę do załatwienia, zjedliśmy obiad (ja pierś kurczaka w jajku z pyzami, MSŻ wieprzowinę na dziko z połową pyz, bo unika węglowodanów) i wróciliśmy do domu już razem. Na rolkarzy warszawskie psy nie reagują. Nie wiem, dlaczego, ale szybko przemieszczającego się człowieka, który nie podskakuje są w stanie tolerować. To dla mnie tym dziwniejsze, że na Podhalu, w rodzinnych stronach MSŻ psy warczą tak samo na biegacza, jak na rolkarza. Zawsze na przejażdżkę brałem do ręki kilka kamyków. Bo rolkarz (zwłaszcza tak kiepski technicznie jak ja) nie może zatrzymać się nagle, jak biegacz. Pamiętam, jak raz kundel podhalański zaczął mnie napastować od tyłu, a ja starałem się do niego odwrócić przodem, wszystko przy dość dużej prędkości na rolkach. Wpadłem w karuzelę, pies razem ze mną. Puenty nie będzie, bo dziś nie wszedł mi w drogę żaden pies. PiS też nie, wybory dopiero w niedzielę, pewnie znów przegram. A tajemniczy nowy temat, który zapowiadam już od pół tygodnia, zostawiam sobie na dzień, kiedy żywcem nie będzie o czym pisać.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.