Piszecie, żeby pisać. To miłe, przebiegnijmy razem jeszcze kawałek. Ja teraz biegam wyłącznie pod Kaliską Setkę. Mądrzej niż przed Poznaniem. Po pierwsze już tak nie piłuję. Od Poznania było parę lekkich treningów po 45 minut albo po godzinie. Może to błąd, bo powinny mieć raczej po półtorej-dwie godziny (w końcu szykuję się do biegu 9-10 godzinnego)? Ale może nie, bo dzięki temu się teraz nie zamuliłem kilometrami i kwasem mlekowym? Po drugie w tym tygodniu naprawdę robię odpoczynek. Dwa lekkie wybiegania (jedno za mną, jedno przede mną). Chociaż czuję dziś jeszcze trochę ciężkie nogi po sobotnim przebiegnięciu na zawodach 10 km w niecałe 40 minut. Może to błąd, bo taka prędkość mi się na setce nie przyda (chyba że na ostatnich 10 metrach)? A może nie, bo żywsze bieganie wybija człowieka z monotonii długich treningów. Po trzecie w Kaliszu pobiegnę mądrzej niż rok temu. Przed rokiem siły na ciągły bieg starczyło mi do 55 km. Potem był marszobieg i czołganie. I czas 10:36. W tym roku jestem lepiej przygotowany. Może siły wystarczyłoby mi do 65, a nawet 75 km? I może dobiegłbym w 10:06. Nie tędy droga do złamania 10 godzin. Podręczniki biegania proponują początkującym maratończykom metodę Jeffa Gallowaya. Słynny amerykański trener stwierdził, że słabo wytrenowany zawodnik może pokonać maraton stosując marszobieg. Galloway radzi co jedną milę maszerować przez 30-60 sekund. W cywilizacji metrycznej, gdzie punkty odżywiania są co 5 km na maratonie najlepiej robić przerwę na marsz co 2,5 km. Jest tylko warunek: marsze trzeba włączyć od samego początku. Jeśli zaczniemy to robić pod koniec biegu, kiedy już opadamy z sił, efektu nie będzie. A jest o co walczyć – Galloway zapewnia, że zawodnicy biegający jego metodą pod koniec biegu bez problemu przyspieszają. Więc teraz włączam Gallowaya na setce. Co 5 km będzie minuta marszu. Do pełnego wyprostu nogi, żeby rozciągnąć ścięgna. Przy okazji łatwiej będzie wypić kubeczek płynu albo zjeść banana. I moc z każdym kilometrem powinna rosnąć. Przypominam sobie moją setkę z zeszłego roku. Wtedy miałem ambicję, żeby cały dystans przebiec poniżej 10 godzin. Teraz nie mam ambicji, tylko cel: dotrzeć do mety poniżej 10 godzin. Ciekawe, czy podręczniki zarządzania znają taki mechanizm – zamiany ambicji na cel? Dla mnie to odkrycie.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.