25 listopada 2006

Cudna sobota. Ciepło jak we wrześniu i sportowo jak we wrześniu. Pisałem tekst do Gazety do późnej nocy, więc rano Moja Sportowa Żona dała mi się wyspać. Wzięła córkę przedszkolaka na ogłoszony w przedszkolu darmowy przegląd zębów, wróciły dopiero po dziesiątej. Wtedy na niebie świeciło już tropikalne jak na listopad słońce. I tak jak w letnie dni wzięliśmy rower z fotelikiem dla dzieci, córkę przedszkolaka ubraliśmy w narciarski kombinezon i w drogę. Najpierw ja podjechałem do lasu rowerem (około 10 minut), a MSŻ z córką przedszkolakiem – samochodem. Na ścieżce rowerowej spotkałem przez ten czas chyba z 20 rowerów. Ten Ursynów jest jednak wyjątkowo prosportowo pomyślanym blokowiskiem. Potem było pół godziny biegania. MSŻ na rowerze na jesieni ma tę samą wartość sekundową co w trakcie sezonu. Razem z nią mimowolnie biegnę każdy kilometr o 20-40 sekund szybciej niż bym chciał. Zamierzałem leniwie potruchtać, a wyszło bieganie kilometra w 5:15. A na koniec postanowiłem żywiej pobiec i wyszedł kilometr w 4:10, co byłoby całkiem niezłym treningiem w II zakresie tętna. Do tego słońce i zapach butwiejących liści. Istna sielanka. Podczas półgodzinnego biegania w lesie spotkałem kolejnych kilkunastu biegaczy. I żadnego psa.

Updated: 11 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.