Zero biegania. Z wyjątkiem wbiegania na schody. I z wyjątkiem wieczornego badmintona na sali gimnastycznej z Moją Sportową Żoną. Wciąż wierzę, że sport to zdrowie, chociaż osaczają nas choroby. Córka przedszkolak dostała wieczorem gorączki, przyszła z nią posiedzieć córka gimnazjalistka. Ona jest zdrowa, ale chyba nie dlatego, że dziś definitywnie rozstała się z sekcją lekkoatletyczną AZS AWF Warszawa, oddała strój klubowy i pożyczone od trenerki kolce. Co bardzo mnie zresztą smuci. Moja Sportowa Żona zamienia się w fabrykę kaszlu na zawołanie. Ponieważ na ostatni fitness, który prowadziła, poszła podchorowana, więc zapewne zaburzyła sobie proces zdrowienia. A jutro się pewnie dorobi, bo prowadzi dwie godziny zajęć. Choroby, choroby i jeszcze raz choroby. A ja to chyba na głowę zachorowałem, bo naprawdę jadę na setkę do Kalisza. Wyjazd w piątek, start w sobotę, powrót w niedzielę albo w trumnie. Żartowałem.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.