4 października 2006

W Warszawie od rana deszcze niespokojne. Udało mi się między dwoma deszczami zrobić półgodzinny szybki trening. Stwierdziłem, że w razie opadu atmosferycznego lepiej ochronią mnie drzewa niż blokowisko, więc podjechałem do Lasu Kabackiego i pobiegałem tak: trzy i pół minuty szybko, półtorej powolutku – wszystko powtórzone sześć razy. Nigdy nie powtarzam pięć albo siedem razy. Obstawiam tylko parzyste. Taka treningowa ruletka. Na koniec trzy razy przyspieszenie na supermaksa po 20 sekund i odpoczynek też 20 sekund. To już zupełna kabała, z nieparzystych pozwalam sobie tylko na trójkę. Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego. A po pracy mam dyżur w szpitalu. Córka-przedszkolak kaszle od rana jak górniczo-hutnicza orkiestra dęta i robi nam paparara. A Moja Sportowa Żona właśnie pojechała na fitness lekko kulejąc. Od wczoraj skarży się na coś, co wygląda na kontuzję nerwu kulszowego. A najlepszy lekarz sportowy w kraju, biegaczka Zula, nie odpowiada od wczoraj na maila z prośbą o poradę. Dzień taki szary. Właśnie skończyłem 39 lat. Wyobrażacie sobie, że do maratonu przygotowuje się inżynier Karwowski?

Updated: 11 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.