7 listopada 2006

Dziś bieganie miałem w pracy. O siódmej rano w samochód, 50 km za Warszawę, ankieta w jednej szkole, potem w drugiej i powrót do domu w porze obiadowo-poprzedszkolnej. Czyli niezbyt sprzyjającej treningom. Sukces sportowy odniosła za to Moja Sportowa Żona, która po raz kolejny poszła na zastępstwo z ABT (brzuch, uda, pośladki) do klubu na Ursynowie – i wreszcie dostała tę godzinę na stałe. Hurra, wypijemy za to szampana na urodzinach SBBP. SBBP.PL to grupa biegowa z Bielan, z którą jestem skoligacony. Już od czterech lat kilkadziesiąt osób spotyka się w różnych konfiguracjach na biegach (ostatnio: SMŚ), treningach (w lasach, parkach, a nawet na hali sportowej) albo przy trunkach. Nie kochamy się wszyscy jak harcerze czy jedna rodzina, ale to fajnie spotykać ludzi, którzy mięśniami rozumieją opowieści o tempówkach bieganych po 3:40 albo sobotniej 25-kilometrowej wycieczce biegowej. A ja dzisiaj nie biegałem. Nie tyle z braku czasu, co specjalnie, żeby przywrócić mięśniom świeżość. Bo jak w tej harcerskiej piosence sezonu już dogasa blask. Jeszcze trening w środę, trening w czwartek, start w sobotę i koniec. W przyszłym tygodniu idę oddać krew. Dziś zrobiłem sobie tylko siłownię: trochę motylków, ściągania drążka, brzuszków, grzbietów i martwego ciągu. Bo przyjemnie mi było czuć delikatne zakwasy w mięśniach klatki piersiowej po niedzielnych ćwiczeniach. Lubię jak boli – jak powiedział mi kiedyś kajakarz-olimpijczyk Paweł Baraszkiewicz. I dodał jeszcze najpiękniejsze zdanie, jakie można powiedzieć o zakwasach: Czuję, że jestem. Jeszcze ogłoszenia parafialne. Pod wczorajszym blogiem było pytanie o kolkę. Raczej nie miewam. Jak się zdarzy, to robię tak: nabieram głęboko powietrze (używając przepony) po czym staram się mięśniami brzucha ścisnąć bolącą stronę. I zwalniam tempo biegu. Na treningach zwykle pomaga. Na półmaratonie w Łodzi w maju tego roku – nie pomogło. Kiedy dwa kilometry przed metą miałem jeszcze szanse na życiówkę i już włączałem finiszowe tempo – kolka chwyciła i nie puściła aż do mety. Przybiegłem minutę wolniej od życiówki. MSŻ podpowiada mi z łazienki swój sposób na kolkę (bo na fitnessie też jej się to zdarzało, jeśli tuż przed zajęciami się nazbyt najadła): kilka bardzo mocnych wymachów nogą od strony kolki do góry, chwila przerwy (w tym wypadku w truchcie) i powtórzyć serie ze dwa razy. Cóż, każdy ma swoje czary.

Updated: 11 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.