8 października 2006

Dzisiaj dowiedziałem się, ile dokładnie warta jest Moja Sportowa Żona. Myślicie, że górę złota albo pięć wołów? Nie. 20 sekund. Po wczorajszym kiepskim sprawdzianie na 10 km postanowiłem dołożyć sobie jeszcze przed Maratonem Poznańskim. Bieg jest w następną niedzielę, więc do wtorku się jeszcze pokatuję. Dziś zrobiłem sobie 10 kilometrówek w tempie planowanym na maraton. Czyli kilometr poniżej 4 minut. Katorga. Pojechaliśmy do Kabat, Moja Sportowa Żona wzięła córkę do fotelika rowerowego i ruszyliśmy. – Dawaj, kiciu, dawaj! Nie wiem, dlaczego pokrzykiwała do mnie ‚kiciu’. Wiem, że pobiegłem za szybko w 3 minuty 35 sekund. Półtorej minuty na rozciąganie i jedziemy dalej. Drugi kilometr, dawaj kiciu, nie śpij – w 3 minuty 34 sekundy. Trzeci, czwarty, piąty, szósty robiłem jako kicio poniżej 3 minut 40 sekund. Ale czad! W Poznaniu chyba pofrunę. Po szóstym kilometrze córka przedszkolak tak tęsknym wzrokiem spojrzała na plac zabaw koło polany w Powsinie, że zmieniliśmy plany. Moja Sportowa Żona została z córką na zjeżdżalniach, a ja na ostatnie cztery kilometry ruszyłem sam. Ale każdy z tych kilometrów robiłem w jakieś 4 minuty. Za wolno. 20 sekund gorzej niż biegnąc w roli kicia prowadzony przez Moją Sportową Żonę w roli zająca. I to jest matematycznie określona wartość Mojej Sportowej Żony: 20 sekund na kilometr. Za resztę rzeczy potrzebnych do biegania zapłacisz kartą MasterCard.

Updated: 11 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.