Łódź – 18 maja 2008

Polska w ten weekend biegała. Przypominam wczorajszy apel, który napisałem 10 minut temu (jesteśmy w pętli czasowej): napiszcie jak biegaliście w Polska Biega.

A ja wam teraz napiszę, jak ja biegałem. Puentę zdradziła pod piątkowym blogiem (pętla czasowa) Moja Sportowa Żona – nie złamałem jednak trzech godzin. To ja wam dopowiem: jestem bardzo z tego biegu zadowolony. Już wyjaśniam, jak to możliwe.

6.30. Wstajemy z Dzikim, miejscówkę mieliśmy w redakcji Gazety w Łodzi na salce konferencyjnej.

8.00 Zdołałem zjeść pół zupki chińskiej (makaron), jedną kajzerkę z rybą i pół banana. I wypić dużo płynów. Zaraz wychodzimy.

8.45 Spotykamy Michała, czyli mks-a z komentarzy, czyli naszego kumpla ze sztafety Polska Biega z Warszawy do Białegostoku. Michał pobiegnie połówkę.

8.47 Rozchodzimy się. Każdy będzie się sam koncentrował.

9.00 Start, w maratonie pobiegnie z 500 osób. Oprócz tego sporo luda w półmaratonie i tzw. Złotym Toporku (dycha z hakiem).

10.33.30 Półmetek. Zacząłem zgodnie z planem wolno. Pierwsze piątki: 21.52 i 22.04. Czyli za wolno na złamanie trójki. Ale czuję jeszcze braki w głębokich rezerwach po wypaleniu dwa tygodnie temu w maratonie krakowskim. Pamiętajcie: naprawdę nie biega się maratonów co dwa tygodnie, to czyste szaleństwo. Inna rzecz, że czasem robi się rzeczy szalone. Ale wtedy należy postępować szczególnie z głową. Dlatego kiedy na 10. kilometrze postanowiłem trochę przyspieszyć, a na 11. poczułem pot na głowie i gorąc w ciele – znów zwolniłem i to mocno. Trzecia piątka 22:20, czwarta 22.03, czas na półmetku 1:33:30. Czyli na 3:07, tyle ile miałem w Krakowie. Z tym, że tu ma być zupełnie inaczej, druga połowa ma być znacznie szybsza.

11.12 Staram się nie przyspieszać, guru Skarżyński, z którym miałem przyjemność tydzień temu, radził, żeby zrobić to dopiero na 30., a wręcz 32. kilometrze. Ale trochę mnie niesie, bo czuję się świetnie, zaczynam wyprzedzać. Piątka w 21:49, kolejna znów spokojniej w 22:08. Wyprzedzam do 30. kilometra z 10 osób.

11.13 Maraton zaczyna się po trzydziestce. I słuchajcie, tak zacząć, to jest coś. Tak kończyć, jakby się właśnie zaczynało. Bieganie maratonów w taki sposób to dzika rozkosz. Najszybsza na trasie jest siódma piątka: 21:15. Jadę jak pospieszny na Łódź (to z piosenki Jacka Kleyffa). Kolejna prawie tak samo szybka: 21:42. Wiem już, że nie złamię trójki, bo musiałbym te piątki biec poniżej 20 minut, na tyle mnie nie stać, nie ma koksu, nie ma ognia. Ale to był (spójrzcie do archiwum) naprawdę drugoplanowy cel. Ważniejsze było, żeby pobiec ten maraton dobrze, z narastającą prędkością.

11.30. Stawiam sobie jednak jakieś cele. Złamać 3:05. I dogonić Pawła S. Z Pawłem znamy się od dwóch lat, kiedy przebiegliśmy razem jedną trzecią Półmaratonu Warszawskiego, póki Paweł się nie urwał na plus minus 17. kilometrze. Dobiegł wtedy paręnaście sekund przede mną. I tak się zmagamy, raz on, raz ja. W Krakowie przeleciał koło mnie około 28. kilometra, ale też go ścięło, ledwo złamał wtedy trójkę. Teraz postanawiam wziąć rewanż.

11.53 Na skręcie na agrafkę przed metą dopinguje mnie Michał. Zrobił życiówkę w półmaratonie, 1:35. Super, robić życiówki jest świetnie. 

11.55 Doganiam Pawła 2 km i 195 m przed metą. Idę jak burza, czuję to, sam się tym napędzam i podniecam. Końcówkę robię w 8:57. Chyba nawet przy życiówce nie zszedłem na tych 2,195 km poniżej 9 minut.

12.04 Naprawdę się cieszę. 3:04:12. Druga połówka szybsza od pierwszej o blisko trzy minuty. Między 20. a 30. km wyprzedzonych następne 10 osób. Ostatecznie miejsce 26. – na 436 osób na mecie. Jestem bardzo zadowolony. Szkoda tylko, że w kategorii wiekowej jestem czwarty. Krok od kolejnej radości. Za to wygrywam klasyfikację dziennikarzy. I laptop, o rany, ale frajda.

12.17 Dobiega Dziki. Życiówka: 3:17:58. Wyjawia mi, że wiele lat temu biegał sobie samotne maratony w Puszczy Kampinoskiej. Najlepszy czas z tamtego czasu to 3:18. Teraz go poprawił. Jest tym tak poruszony, że nie sposób tego opisać, bez naruszania granic prywatności Dzikiego. Wierzcie mi: jak znamy się ćwierć wieku, to jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie.

12.19 Stan Dzikiego trwa nadal. Maraton potrafi wydobyć z człowieka na wierzch bardzo głębokie emocje.

16.00 MSŻ nie może mi wybaczyć, że nie złamałem trójki. Zapowiada, że przed następnym maratonem będzie mnie pilnować, żebym przykładał się do treningów, zrobił sobie porządny obóz, najadł się, napił, wyspał. Bo bez dwójki na przedzie do domu nie wpuści. Niedawno policzyłem, że do Maratonu Warszawskiego mam jeszcze 16 tygodni. Od jutra powinienem zacząć przygotowania. Ale może w pierwszym tygodniu trochę wyluzuję. Jeśli MSŻ się zgodzi. 

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.