Gdzie można zrealizować taki trening: 400 metrów w tempie kilometr w trzy minuty i dwie sekundy, przerwa, 800 m w tempie 3:15, przerwa i 1600 m w tempie 3:30? Nigdzie, nawet na Agrykoli się nie da. Jest taki stadion w Warszawie, na który można wejść. Wyda się wam to może niewiarygodne, bo np. ze stadionu AWF-u wyganiają ochroniarze, nawet kiedy jest całkiem pusty. Słusznie, co to za pomysł, żeby po stadionie biegać, stadiony powinny służyć ludności najwyżej do handlu. Jak Stadion Dziesięciolecia. Jeżeli PiS odzyska Warszawę w powtórzonych wyborach, to proponuję od razu nazwać go Stadionem Dziesięciolecia Prawa i Sprawiedliwości, bo chyba niedługo mamy okrągłą rocznicę. Wróćmy na stadion sportowy. Znajduje się taki na Agrykoli, a właściwie pół kilometra od tej ulicy niemal pod wiaduktem Trasy Łazienkowskiej. Dawniej miał asfaltową bieżnię, można tam było poszaleć na rolkach. I biliśmy tam dwa i pół roku temu rekord świata w biegu na 10 km. Serio. To był pomysł grupki biegaczy z sbbp.pl – zrobić sztafetę, złożoną z 50 zmian po 200 metrów i pobiec lepiej od rekordu świata. Przyszło nas z piętnastu, akurat dzień wcześniej spadł pierwszy śnieg, więc najpierw pożyczyliśmy łopaty, potem odśnieżyliśmy pierwszy tor, a potem ruszyliśmy wg ustalonego wcześniej grafiku, każdy miał do wykonania po 3-5 zmian. I przebiegliśmy 10 km o jakieś dwie minuty lepiej niż rekord świata, który wynosi coś koło 28 minut. W zeszłym roku stadion przeszedł remont, bieżnię zmieniono na tartanową. Wyklucza to z zabawy rolkarzy, ale bardzo sprzyja biegaczom. Kierując się logiką naszej rzeczywistości zadzwoniłem rano na Agrykolę z pełnym przekonaniem, że usłyszę, iż biegaczom teraz wstęp wzbroniony. I nie uwierzycie. Wolno biegać! Tyle że niestety wolno. Pierwszy tor miejscami był odśnieżony do gołego tartanu, jak tam człowiek rozwijał skrzydła. Miejscami na tartanie leżała groźna warstewka lodu, a miejscami pokrywa śnieżna, jakby wprost przytransportowana z Lasu Kabackiego. I nie dało się biegać tak szybko, jak Plan K. przewiduje. 400 m zrobiłem w 1:35, co oznacza tempo prawie cztery minuty na kilometr, a nie trzy z małym kawałkiem. Jedno kółko truchtu i 800 m w 3:24, kółko truchtu i 1600 m w 7:11, a potem powtórka po 1:43, 3:30 i 7:08. Najbardziej ucieszyło mnie, że ostatnie 1600 m udało mi się zrobić szybciej niż w pierwszej serii. Jak przymierzałem się do Planu K., wydawało mi się, że to treningi szybsze i krótsze. Bo co to jest przebiec dwa razy po 400, 800 i 1600 metrów? Ale jeśli doda się do tego pięć trzyminutowych kółek truchtu i dwukilometrowy dobieg na początku i na końcu (Plan K. mówi nawet, że dobiegi powinny mieć po 4 i 3 km) – to wychodzi godzina biegania. Eksperyment z wybieganiem choroby zaczyna się udawać. Znów dużo plucia i teraz trochę za dużo kaszlu, ale łamanie w kościach ustało.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.