beton – 3 listopada 2008

Człowiek z betonu. To roboczy tytuł tekstu, nad którym pracuję – o Grzegorzu Lacie. Będzie parę słów o piłce, bo dziś trenowałem na stadionie.

Stadion jest przy Koncertowej (333 m, jeśli ktoś nie pamięta), ma tartanową bieżnię i boisko piłkarskie ze sztuczną trawą. Biegam tam kilkanaście razy w roku. Prawie zawsze na boisku chłopaki grają w piłkę, wieczorami w ramach szkółki piłkarskiej, rano na wuefie. Prawie nigdy nie jest wykorzystywana bieżnia. Raz widziałem jak dziewczyny na wuefie uczyły się startu niskiego.

Może zlikwidować w Polsce cały sport, wszystkie uczelnie sportowe, całe ministerstwo sportu? Ich kompetencje przejmie PZPN z prezesem z betonu.

Lato mówił w wywiadach, że on się tego betonu nie wstydzi, że się z nim utożsamia. A ja się cały czas zastanawiam, jak ten beton ugryźć. Konstrukcja stoi, trzyma się mocno, ale gołym okiem widać, że jest własną parodią, kabaret zamiast stadionu, sztuczna trawa zamiast murawy, bagnisko zamiast boiska.

Pobiegam sobie z tym w środę. We wtorek będzie wolne, odpoczynek po dzisiejszym. Dziś było przyspieszenie. Czyli trening na zwiększenie prędkości. Zresztą teraz przed Biegiem Niepodległości, to ja już tylko szybkość trenuję, w mniejszych albo większych dawkach. Dziś sobie wymyśliłem taki trening: 333 metry na maksa, minuta przerwy w truchcie, 666 na maksa, minuta przerwy, kilometr na maksa i kółko przerwy w truchcie, powtarzamy tę serię w sumie trzy razy. Tempo między 3:33, a 3:40 na kilometr.

Czujecie to? Robię najpierw szybko jedno kółko. Odpoczywam, a potem daję radę zrobić prawie w tym samym w tempie dwa kółka. Odpoczynek i ciągnę tak trzy kółka. Czyli wytrzymałość szybkościowa na małą skalę. Nogi mnie teraz bolą, czuję, że miało to sens.

Wczoraj ugryzłem szybkość z innej strony. Wróciliśmy rano z Króla Maciusia z córką przedszkolakiem i poleciałem do Lasu Kabackiego na małe, 45 minutowe BNP. 15 minut w I zakresie (wyszło trochę wolno, po 5:03 kilometr) i już jestem w lesie. 20 minut przez las w II zakresie, wyszło po 4:34. Powrót: 8 minut po 4:03 i 1 minuta w 3:30.

W sobotę z jeszcze innej. Najpierw było sześć półminutowych podbiegów na małą górkę na naszym osiedlu (to raczej siła). Ale potem sześć przebiegnięć przez tę górkę: podbieg, kawałek po płaskim i równie szybki zbieg na drugą stronę. Nawet fajny trening, nie wiem dlaczego nie odkryłem dotąd tej górki, bo jest dosłownie dwie minuty od domu. To znaczy wiem: bo chodzą tam na spacery właściciele psów wolno puszczanych. Spotkałem przez pół godziny kilkanaście wybiegiwanych psów, a ani jednego człowieka.

Po bieganiu skorzystaliśmy z ładnej pogody z Moją Sportową Żoną i poszliśmy na podwórko pograć w badmintona. Prawie wszedłem przy tym w psią kupę na trawniku (dla daltonisty to kupy w trawie to lepsze maskowanie niż panterka w Wietnamie). I szlag mnie trafił, wyładowałem się w happeningu: znalazłem kawał gazety i powywlekałem wszystkie te psie balasy z trawnika na betonowy chodnik, gdzie je z naciskiem porozmazywałem. Koniec z ukrywaniem problemu.

W badmintona wygrała MSŻ, co zwykle jest dobrą prognozą na nasze relacje rodzinne. W sobotę też sobie powywlekaliśmy w relacji różne balasy. To dobra metoda, w tej chwili MSŻ siedzi mi na kolanach i przymila się do klawiatury. Dobranoc.

Updated: 13 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.