ostatni mocny trening – 13 marca 2007

Dzisiejsze bieganie zaczęło się wczoraj. Dokładnie, kiedy napisałem wczorajszy odcinek bloga, zadzwoniła Moja Sportowa Żona: – Samochód mi się zepsuł! Była 21.25, MSŻ właśnie wracała z pracy pod Warszawą, na szczęście samochód rozkraczył się blisko centrum. Szybka akcja – sąsiadka-studentka-opiekunka przejęła córkę przedszkolaka, a ja wcieliłem się w pomoc drogową. Na miejscu okazało się, że samochodem MSŻ da się jechać, ale tylko na dwójce (zerwana linka sprzęgła), więc wsiadłem, a MSŻ ruszyła moim. Gadaliśmy sobie przy tym przez telefon, gdyż mam darmowe minuty. I MSŻ mówi: – Pali ci się kontrolka akumulatora. No tak! Tego jeszcze brakowało. Prądnica albo co. Jakimś cudem dojechaliśmy jednak do warsztatu, tam zostawiliśmy przed bramą jej samochód, a moim wróciliśmy do domu (warsztat mamy 4 km od nas). I poranne plany biegowe musiałem dostosować do motoryzacyjnych. MSŻ pojechała rano do pracy autobusem, a ja odwiozłem nasz samochód i kluczyki od samochodu MSŻ do warsztatu. Myślę, że jeśli ktoś to jeszcze czyta, to ma już dość, ale my też już mamy kompletnie dość tego, co wyprawiają nasze samochody. Ale łącznie przejechały już tyle, co odległość z Ziemi do księżyca, więc może nie ma się co dziwić. Z warsztatu mam 2 km do stadionu na Koncertowej. I tam zrobiłem ostatni mocny trening przed sobotnim startem. Kilometr szybko (miało być w 3:15, a było w 3:30, co nie jest dużą obsuwą). Cztery minuty przerwy, które wykorzystałem na rozciąganie. 1660 m szybko, cztery minuty, znów szybki kilometr, przerwa i szybkie 1660 m. Podczas ostatniego odcinka na boisko wyszli gimnazjaliści na wuef, pan kazał im zrobić trzy kółka. Więc miałem motywację. Chociaż nadkładałem wyprzedzając ich, często slalomem, bo biegali z gracją hordy – to dałem czadu. Zrobiłem te 1660 m w tempie 1 km w 3:36, a powinno być w 3:30. I to już jest odpowiednie tempo treningowe. Obym się umiał w sobotę wybić z tego słupka. Chciałbym przebiec te 10 km poniżej 36 minut. Czyli każdy kilometr poniżej 3:36. Kiedy jechałem odebrać samochód z warsztatu (na rolkach, żeby nie obciążać nóg jazdą na rowerze), to kilometr robiłem raczej w 3:50-4:00. Będę musiał wznieść się w sobotę w Poznaniu nad poziomy. Podobnie jak mój samochód – żeby do tego Poznania dojechać.

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.