Dziś było super. Z nadzieją na superkompensację. O superkompensacji wyczytałem u Skarżyńskiego, teraz znów go więcej czytam, po w Poznaniu kupiłem sobie jego trzecią książkę. Wprawdzie Skarżyński zwykle namawia do luzowania, odpoczynków, a nie ostrych treningów – czyli prezentuje odmienną filozofię od mojej – ale nawet jeśli w pewnych punktach się z nim nie zgadzam, to pozostaje dla mnie autorytetem. I Skarżyński pisze tak: parę dni przed ważnym biegiem robimy mocny trening, prawie do zajechania. Następnego dnia krzywa naszej wydolności leci w dół. Następnego dnia też, ale już się zaczyna podnosić. Dochodzi do poziomu wyjściowego i zaczyna się wspinać do góry, do góry, do góry. Potem znów zacznie opadać. Najlepiej jeśli uda się tak trafić, żeby zawody wypadły w szczycie. Coś takiego udało mi się właśnie w ostanią niedzielę na półmaratonie. U mnie, żeby osiągnąć efekt superkompensacyjny, potrzeba nie tyle jednego mocnego treningu, co miniobozu, choćby w pigułce. Przed sobotnim startem w Kabatach obóz z dwoma treningami obejmował tylko poniedziałek i wtorek. Dziś była godzina dwadzieścia powoli rano – pobiegłem sobie do pracy, a że mam za blisko, to nadłożyłem przez Kabaty i słynny półlegalny skrót ulicą Gąsek do Wilanowa. W pracy udawałem, że tak sobie po prostu założyłem dzisiaj dres. Moja Sportowa Żona wpadła na obiad – po porannych zajęciach – a potem zmyliśmy się do domu. No, niezupełnie do domu. Jednak sobie nie daruję, po drodze wstąpiliśmy do salonu Plusa, gdzie za bon z programu lojalnościowego kupiłem sobie bezprzewodową słuchawkę. W domu otwieram, patrzę, a tam instrukcja: po rumuńsku, po chorwacku, po ukraińsku i jeszcze w pięciu językach. Tylko po polsku nie ma. Może stwierdzicie, że każdy debil powinien umieć obsługiwać bezprzewodową słuchawkę. Możliwe, ale każdy sprzedawca ma obowiązek dołączać do sprzedawanych produktów polską instrukcję. Jak ja ich w tym Plusie nienawidzę. Zadzwoniłem z awanturą na infolinię, ale co człowiek może – upuścić sobie trochę emocji i tyle. Potem pędem na popołudniowy trening, żeby się wyrobić przed wieczornymi zajęciami MSŻ. Zrobiłem go według wskazówek Skarżyńkiego. Pod superkompensację na zawodach na 10 km Skarżyński zaleca taki trening: 6 km w drugim zakresie, a potem 6-8 razy 400 metrów w tempie o 2 sekundy szybszym na kilometr niż chcemy pobiec na zawodach. Ja zrobiłem: 3 km w drugim zakresie, potem 8 razy 333 m (taki mamy tu stadion) w tempie dokładnie takim, jakie chciałbym uzyskać w wyścigu z krótkimi (ok. 50 sekund) przerwami. Nogi mi się potem trzęsły. Super. Żeby to zrobić porządnie wziąłem dziś pulsometr. Drugi zakres to u mnie tętno między 157 a 163, udawało mi się utrzymywać przez większą część treningu 159, a czasem wskakiwać na 161. Zerkałem na zegarek/pulsometr co kilkanaście sekund i jak tętno spadało, to sobie dokładałem. I wymyśliłem przezwisko na to paskudne urządzenie: elektryczny pastuch.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.