Po 50 złotych za marzec. Tyle powinniśmy dziś zapłacić z Moją Sportową Żoną za badmintona. Jesteśmy w górnym procencie. W górnym jednym procencie społeczeństwa. Przeglądałem w tym tygodniu z powodów zawodowych wielkie badania społeczne, jedno z pytań dotyczyło, ile złotych przeciętnie miesięcznie przeznacza pan/pani na sport. Ludzie na ten cel nie wydają nic. Jest nas, ‚sportowców’ choćby w wielkim cudzysłowiu, garstka, sól ziemi, promil tak mały jak we krwi po jednym piwie. Bodaj 95 proc. ludzi na sport nie wydaje ani złotówki. Potem jeden procent parę złotych. Jeden paręnaście. Ci, którzy mieszczą się w kilkudziesięciozłotowym przedziale jest znów coś koło jednego procenta. Wierzyć mi się nie chce. Ale to jest prawdziwy obraz tej naszej gnuśności odwiecznej, tego ciemnogrodu pod czachą, tego kontusza pod skórą. Gdzie Wołodyjowscy, gdzie Kmicice? Został w nas jeno duch króla Sasa, tylko pasa nie ma już co popuszczać, bo go ojciec zdjął, żeby dzieci złoić po dupsku. Bieganie to i tak jeden z najtańszych sportów. Ale jeśli zliczyć koszt butów biegowych, które zwykle starczają na rok, wpisowe na starty i benzynę na dojechanie, to się parę groszy uzbiera. Jeśli dodać do tego basen dla rekreacji od czasu do czasu i w naszym przypadku badmintona, to wyjdzie już pewnie więcej niż przeciętny Polak wydaje na alkohol. Chcieliśmy dziś zapłacić za badmintona, za godzinę grania składka wynosi 10 złotych, czyli w marcu po 50 złotych od osoby. Ale główny organizator nie przyszedł. Więc stówkę, którą wyjęliśmy na ten cel z bankomatu Moja Sportowa Żona wyjęła na wymianę oleju. W samochodzie.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.