Kolory takie, że daltonista zobaczy. Hasło złota polska jesień zostało zbanalizowane nie tylko w reklamówkach funduszy emerytalnych. Ale w realu to ciągle zachwyca, podobnie jak byśmy podczas treningu spostrzegli jelenia na rykowisku.
Ale zanim dobiegłem do lasu przeżyłem traumę biegacza. Bo normalnie jest tak: robisz treningi, lepsze, gorsze, mądrzejsze, głupsze, coś z tego wynika, coś zrobiłeś dobrze, popełniłeś jakieś błędy. Jest w tym jakaś matematyczna racjonalność, kilometrówki biegane po 3:40 powinny dać szansę na 2:50 w maratonie, czysty algorytm.
A czasem system się zawiesza. Nic od ciebie nie zależy, możesz tylko modlić się do altacetu, fastum, olfenu i żelowego woreczka w zamrażalniku. Pomóżcie, pomóżcie, zmiłujcie się nad moją kostką.
Kostka dała o sobie znać niespodziewanie. W czwartek wieczorem wróciłem z siatkówki, grało się fajnie, nic się złego nie stało, żadnego złego skoku, niewłaściwego wybicia, nic po treningu nie bolało. Tylko w nocy budziło mnie kłucie pod kostką. Ale co tam, woreczek żelowy od Maratonu Warszawskiego leży w zamrażalniku, co chwila łagodzi jakieś przeciążenia.
Doprowadziłem się do lepszego stanu, w końcu w sobotę mam treningowy start na 10 km w Kabatach. Wyszedłem z domu z lekkim bólem, ale kiedy nogą musiałem naciskać sprzęgło, ból zrobił się ciężki. Kupiłem w aptece stabilizator stawu skokowego, Moja Sportowa Żona w drodze na zajęcia fitnessowe podrzuciła mi maść przeciwzapalną. Ale modlitwy trafiały w próżnię, z nogą było coraz gorzej.
Wieczorem MSŻ z fitnesską-maratonką Kasią miały próbę generalną przed sobotnim występem. Dziewczyny na fitnessowym festiwalu prowadziły ze sceny godzinę wzmacniania. Najpierw taneczna rozgrzewka, potem wzmacnianie rąk z ciężarkami, ud/pośladków (przysiady itp.), brzucha na macie, a na koniec najbardziej wdzięczny stretching świata. Nie wiem, czy to kiedyś pisałem, ale jak byłem wiosną z MSŻ na takim festiwalu, to marzyło mi się, żeby następnym razem zobaczyć ją nie w tłumie, tylko na scenie. Bóg spełnił moje marzenie, więc może uratuje też moją kostkę.
A kostka spuchła. Wielka, obrzęknięta, chora, cała była antybiegowym protestem, petycją w sprawie rezygnacji z Kaliskiej Setki w najbliższy weekend. O sobotnim biegu w Kabatach nie było nawet co myśleć.
Wiecie co pomogło? Zimno. Pisałem setki razy i na tym blogu, i ludziom z gazetowej drużyny maratońskiej – na bóle, kłucia, nadwerężenia stosujcie zimne okłady. Ale sam nie wierzyłem, że to aż tak działa. Dwie serie porządnego mrożenia, po 10 minut, że aż bolało spowodowały, że moja krew dokonała cudu. Wyleczyła kostkę właściwie już w sobotę w południe. Poszedłem na festiwal zobaczyć MSŻ i fitnesskę-maratonkę – z opaską stabilizującą staw skokowy, ale już praktycznie bez bólu. Dziewczyny wypadły świetnie, co piszę nie z powodów towarzyskich i rodzinnych, tylko dlatego, że jestem pod wrażeniem. Boskie połączenie siły i wdzięku.
W niedzielę byłem na tyle rozsądny, że nie biegałem. Wyszliśmy za to na rolki, bo jak zobaczyłem piętnastego moją wierszówkę za wrzesień, to kupiłem sobie wreszcie nowy, wygodny sprzęt. Najniższy model najlepszej firmy, na R. Od świetnego handlowca spod Poznania, oglądałem jego rolki na targach po maratonie, nie miałem wtedy portfela, ale on wziął je ze sobą do Warszawy, miał tu jakieś swoje sprawy.
Dziś z pewną taką nieśmiałością zrobiłem 45 minut po Lasku Bielańskim, bo sprawy życiowe zagnały mnie rano do ojca, więc była okazja pobiegać po starych śmieciach. Nie lubię, kiedy zielony las zamienia się w opustoszały śmietnik, sterczą suche badyle, a po ziemi walają się zeschłe liście. Ale dziś zauważyłem, że ten moment, kiedy liście już leżą, a jeszcze się mienią jest naprawdę ładny. Uroki biegania.
45 minut było raczej powoli, tempo ok. 5:10. W środku sześć stumetrowych podbiegów, niezbyt szybko, po 4:20 każdy. Bo teraz nie potrzebuję już wielkich prędkości. W środę zrobię kilometrówki, ale tylko sześć i też raczej po cztery minuty z hakiem. We wtorek będzie za to długo i wolno.
Bo teraz przede mną ostatni poważny start w sezonie. Długo i wolno. Kaliska Setka. O celach i ambicjach napiszę Wam w czwartek.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.