łosie – 5 lutego 2008

– Widziałaś kiedyś łosia na żywo? – zapytałem Moją Sportową Żonę. Sam się wystawiłem, bo MSŻ odpowiedziała żartem najprostszym: – Codziennie widzę. Zagroziłem jej, że znajdzie się za to na blogu. A łosie widziałem naprawdę, trzy. W południe pojechałem na kolejną rozmowę do tekstu o emeryturach – do Nowego Dworu Mazowieckiego. 40 kilometrów od Warszawy ale w bardzo dobrą stronę, bo po drugiej stronie Puszczy Kampinoskiej. To mój matecznik, tam biegaliśmy z Dzikim w liceum (smak suszonej kiełbaski, którą dostawaliśmy na drogę od ojca Dzikiego, mam zakodowany do dziś). Tam mój ojciec zabierał mnie na wycieczki na nogach albo na rowerze. To las iglasty z małą ilością liściastego badziewia. Ciepłe wspomnienie dzieciństwa. Wracając z Nowego Dworu podjechałem do Dziekanowa Leśnego i zrobiłem 45 minut szybkiego treningu. W tym tygodniu jak nigdy postanowiłem trzymać się ściśle planu treningowego (z zakładki obok). Najpierw trochę truchtu. Potem sześć interwałów – 3 minuty szybko (tempo przypuszczam że około 4:00 na kilometr) i 2 minuty truchtu. Po wszystkim 5 minut biegu i jeszcze sześć krótszych powtórzeń – 30 sekund bardzo szybko, 30 sekund truchtu. Na koniec podskoki, rozluźnienie, wyszło razem 47 minut. A łosie spotkałem na skraju puszczy. Kończyłem czwarty interwał, a tu 50 m przede mną coś wychodzi z lasu. Wielkie jak szafa albo zmutowany koń. A za nim drugie. Matka z małym, dwa najprawdziwsze łosie. Czmychnęły na przeciwną stronę drogi. Patrzyłem jak zaczarowany i biegłem jak w transie do końca odcinka. A kiedy truchtem wracałem tą samą drogą do tamtych łosi (czających się między drzewami jakieś 40 m od drogi) dołączył trzeci. Dobiegłem do samochodu ciągle pod wrażeniem. Taki bliski kontakt z dziką przyrodą nie zdarza się codziennie. I przy samochodzie musiałem się przebrać na kolejne spotkanie emerytalne. Bo przecież nie biegałem w dżinsach i marynarce, musiałem się w dres przebrać na parkingu. Założenie z powrotem uniformu było łatwiejsze, bo zdjąć z siebie wszystko prócz bielizny jest łatwiej, kiedy ciało rozgrzane. Ręcznik, dezodorant i wszystko gra. A że ludzie z autobusu na pętli gapili się jak na łosia, to co? 

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.