maraton przedmałżeński – 2 lutego 2009

W weekend mieliśmy maraton. Z Moją Sportową Żoną. Małżeński, a raczej przedmałżeński, jak nauki.

Ale po kolei. Druga część biegowego tygodnia zaczęła się od powrotu zimy. Pobiegaliśmy w piątek z Danielem-źrebakiem dwie godziny w Lesie Kabackim, równe tempo 5:24. Pod koniec trzy minutowe przyspieszenia z przerwami w truchcie, żeby sobie przypomnieć w jakim tempie mają się poruszać nogi.

Dobrze jest na długie wybieganie wybrać się z kimś. Chociaż prawdę mówiąc po godzinie człowiek i tak wpada w stan między transem a otępieniem. Rozmowa zamiera. Brutalnie mówiąc lepsza jest wtedy empetrójka niż towarzysz.

Ale naprawdę dobrze jest wybrać się z kimś na krótkie katorgi. Na mocne podbiegi albo szybkie interwały. Dziś rano przywitałem z paroma setkami dziennikarzy i kilkudziesięcioma kibicami na lotnisku Bogdana Wentę i jego drużynę. A potem spotkaliśmy się w tym samym Lesie Kabackim z Kamilem na podbiegi. Najpierw było trochę skipów, a potem cztery długie 400-metrowe podbiegi przeplecione czterema 200-metrowymi. Powiecie, co to za trening osiem razy przebiec odcinek, którego normalny maratończyk nawet nie zauważa. Powiem wam, że sam się zdziwiłem, że trwało to prawie godzinę. Straszny lód był na podbiegu, więc trening podwójnie siłowy.

Wartość Kamila na dzisiejszym treningu wynosiła dla mnie prawie całą wentę. Jak trenuję sam, to robię te podbiegi w jakieś 1:36. Dziś robiliśmy je z Kamilem po ok. 1:24, czyli o 12 sekund szybciej. Tego się samemu nie osiągnie. A jeśli się osiągnie, to i tak z kimś można biegać o wentę szybciej.

A w sobotę był maraton. Zaczął się od treningu szybkości, zdaje się że pierwszego po chorobie. Wymyśliłem sobie takie interwały: 2 minuty na maksa, 1 minuta truchtu, 1 minuta na maksa, 1 minuta truchtu – powtarzamy to 6 razy. Urządzenie w zegarku pokazało mi tempa między 3:36 a 3:51 czyli w obrębie jednej wenty. Potem szybki prysznic, samochodem do klubu, w którym MSŻ miała poranne zastępstwo na fitnessie – i zaczęliśmy maraton rozdawania zaproszeń ślubnych. Bo jak może pamiętacie my jesteśmy z MSŻ małżeństwem w sensie społecznym, ale nie prawnym. To ostatnie zmienimy dopiero w Dniu Zwycięstwa.

Objechaliśmy właściwie wszystkich warszawskich bliskich, drugą turę zaproszeń zawozimy pod koniec tygodnia do Rabki. Co sprawi, że ten tydzień będę kończył znów lataniem po górach i w zaspach. Tak to nam się plecie życie ze ścieżką biegową.

Updated: 13 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.