michałki – 2 czerwca 2008

Dziś będą Michałki. O Michale, który właśnie dostał doła, bo nie pobiegł maratonu, tak jak chce.

Opowiem wam zaraz, jak poznałem Michała. Tylko nie myślcie, że piszę o Michale, bo nic sportowego się dziś w moim życiu nie stało. Dziś umówiłem się, że Moja Sportowa Żona przyjeżdża do gazety na obiad w stołówce pracowniczej (samochodem) i wracamy razem (tymże samochodem). A do gazety rano przybiegłem na nogach. Spokojny siedmiokilometrowy bieg. Czuję już głód biegania, nadzwyczaj lekko mi się biegło, prosta sylwetka trzymała mi się w sposób naturalny, a tempo przy naprawdę minimalnym nakładzie sił zaskakiwało mnie samego. Na paru wymierzonych odcinkach łapałem prędkość między 4:50 a 5:06 na kilometr. Fajnie. Tak spróbuję teraz biegać. Bo chyba jednym z moich głównych błędów treningowych jest zbytnie człapanie na długich wybieganiach: czasem biegam wtedy kilometr w 5:40, to ponad półtorej minuty wolniej niż chciałbym biec w maratonie.

Myślę, że ten błąd plus błędy żywieniowe i nieroztropne zaczynanie w tempie o wiele za szybkim – to trzy filary, na których zawaliła się mój katastrofalny maraton w Krakowie. Zastanawiałem się nad tym tygodniami, teraz chciałbym błędy wyeliminować i na jesieni w Warszawie zrobić maratońską życiówkę. A Michał i jego porażka z Wikingami (szczegóły we wczorajszych komentarzach)?

Opowiem wam teraz, jak poznałem Michała. O kurcze, chyba już opowiadałem, ale może nie wszyscy czytali. Trzy lata temu organizowaliśmy w Gazecie drużynę czytelników, która miała przygotować się na Maraton Warszawski. Warunek był taki, że musieli to być debiutanci, którzy jeszcze nie przebiegli w życiu 42 kilometrów. Zapisy rozpoczęliśmy na Placu Zamkowym przy okazji promocyjnej imprezy MW. Przyszło kilkadziesiąt osób. Ja mam słabą pamięć, zapamiętałem jedną. Faceta z dzieckiem w wózku, który stał i marudził, że bieganie to nie to samo co pływanie. Wkurzał mnie, co on tu robi, nikt go nie zmusza. Na pewno potruchta tydzień-dwa i da sobie spokój.

Ale nie, facet zaczął pokazywać się na bieganiu w Lesie Kabackim, poprawiać życiówki. Wystartował na jesieni w maratonie łamiąc od razu cztery godziny. Został maratończykiem. Bo maratończykiem, Michał, się zostaje na całe życie.

Zaczęliśmy zagadywać do siebie na zawodach, na forum biegowym (obaj jesteśmy z matecznika Lasku Kabackiego), ostatnio biegliśmy razem w sztafecie Polska Biega. Wiem, jak Michał ciężko trenuje, nie zapomnę jego trzydziestokilometrowego biegu w drugim dniu sztafety z Kosowa Lackiego do Broku. Wiem jak frustrujące jest, kiedy potężna praca nie przynosi efektów. Kiedyś sam przez dobre trzy lata nie mogłem poprawić życiówki w maratonie – bo nie byłem dobrze przygotowany, bo nie robiłem postępów, bo robiłem błędy, bo za każdym razem miałem na biegu kosmiczny upał, niezależnie od miesiaca.

Ale wiem też, jak fascynujące w tej pasji startowo-biegowej jest to dążenie do doskonałości. Przecież nikt nam nie każe. A my szukamy: nowej metody treningowej, błędów do wyeliminowania. I jaką przyjemnością jest później dobry bieg (Michał, przeczytaj sobie moje blogi sprzed miesiąca między Krakowem, a Łodzią). I mam nadzieję, że też dobry wynik – na jesieni.

Michał, bądźmy sprawiedliwi, wiceżyciówka w upale, to nie jest porażka. Ale po twoich międzyczasach – tempo po trzydziestce spadło o minutę na kilometr) można sądzić, że spotkała cię katastrofa podobna do mojej krakowskiej – zacząłeś za szybko, a potem płaciłeś za to. Taki bieg się kończy z kacem. I na kacu ten dół, twoje deklaracje, że nigdy więcej maratonu, itd. są zupełnie naturalne.

Pamiętasz, co mówi guru Skarżyński o superkompensacji? Jak krzywa możliwości leci w dół, potem wraca do normy. I wtedy ją łapiemy, podbijamy. To jest rozwój, to jest sens tej biegowej zabawy, tego starogreckiego harmonizowania hartu ciała i ducha.

Łap krzywą motywacji, kiedy odbije się od dna. Pomyśl, co zmienić w swoich treningach, żeby przeskoczyć do wyższej ligi. Szalej przez całe lato i pół jesieni. A przed samym startem z pokorą stań przed panem swym. I zrobisz życiówkę.

Czego i wam wszystkim życzę. 

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.