pierwszy zakres – 12 kwietnia 2007

Rano założyłem pulsometr, żeby pilnował mi pierwszego zakresu. I zacząłem myśleć, co zrobić z tym sportowym bigosem. W pierwszym zakresie człowiek wpada w trans. Ja zwykle od tego transu zwalniam, zamyślam się o czymś miłym, wyobrażam sobie sukcesy. Przeszłe albo przyszłe, albo teraźniejsze. Sportowe albo zawodowe, albo rodzinne. I w tym momencie dobrze jest rzucić okiem na pulsometr: tętno, które przed chwilą wynosiło 145 (za mało) zamiast wzrosnąć do 150, spadło do 142. Czyli: Biegnij Forest! Zacząłem myśleć, co z tym bigosem. Święta, narty, zbyt przyjemnościowe a za mało sportowe bieganie po górach – wszystko miało na moją formę podobny wpływ jak rządy koalicji na wzrost gospodarczy. Mogę w czwartek zrobić sobie jeszcze drugi szybki trening (może po 30 sekund sprintów, żeby osiągnąć tempo lepsze od 3:30 min/km), w piątek dołożyć na dłuższych odcinkach (może po 500 m), w sobotę odpocząć, w niedzielę zrobić BNP, w poniedziałek tylko jeść i pić, a we wtorek polecieć w kabackich zawodach, jak rakieta. Ale chyba Sojuz, a nie Pershing. Bo skoro z formą źle, to sześć dni za mało, żeby się wdrapać na szczyt. W sporcie trudno drogi na skróty. No dobrze, przyznam się. Może bym zawalczył o wynik w Kabatach, zrobił mini obozik sportowy, ale w piątek umówiłem się na wódkę z moim nie biegającym przyjacielem. Jeszcze w podstawówce żartowałem sobie z niego, że ‚nie ma ducha sportowego, który jest jednym z uczuć wyższych’ (to zdanie z jakiegoś podręcznika, może propedeutyki nauki o społeczeństwie albo wychowania obywatelskiego, jeśli ktoś pamięta jeszcze taki przedmiot). Łączą nas setki przygód, zwroty akcji jak z Dynastii i to w brazylijskiej wersji, jezioro wypitego alkoholu. A wiele razy podkreślałem, że nie jestem cyborgiem i nie podporządkuję całego życia walce o wynik sportowy. Picie będzie w piątek, wiem po swoim organizmie, że na tydzień osłabia to moje możliwości biegowe. Wtorkowy start potraktuję więc ulgowo – to znaczy pobiegnę na absolutnego maksa, ale nie będę oczekiwał niesamowitej życiówki. Podokładam sobie za to mądrymi treningami i w pierwszomajowym czynie zrobię rekord życiowy. A nawet wcześniej – 28 kwietnia kolejne zawody na 10 km w Kabatach, a dzień później – 10 km w Radomiu. Za to dziś nocnym wieczorem czysta rekreacja. Jedziemy z Moją Sportową Żoną na rolki. Sezon wiosenny uważam za otwarty.

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.