Podskakiwanie na ulicy jest bardzo głupkowate. Ale czego się nie robi dla sportu. Znów na Maciejową, znów pod górę i przez śniegi – czyli siła biegowa. Dobrze, dobrze, bo tego mi właśnie brakuje. Kontrolowałem przy tym tętno, bo mój pulsometr znów ożył. Była kwestia wymiany baterii, fajnie, jakby ludzie mogli sobie też tak wymieniać baterie. Mój wujek jest teraz w szpitalu po zawale, w poniedziałek będzie go można już odwiedzić. Powinienem go namawiać na aktywniejszy, chociaż odrobinę sportowy styl życia. A jednocześnie wiem, że to zupełna abstrakcja, bo nie wyobrażam sobie wujka – kochanego zresztą ale zasiedziałego i zadymionego – w dresie. A jednocześnie wiem, że to jedyna droga do regeneracji dla zawałowca, bo w człowieku baterii nie wymieniają. Pulsometr pokazywał, że mozolne wbieganie pod górę daje ładny drugi zakres. A na płaskich odcinkach pozwalał pilnować, żeby nie zwalniać do truchtu. Ciekaw jestem jakie jest teraz to moje tempo przy tętnie około 150. Sprawdzę to w przyszłym tygodniu w Lesie Kabackim. Wracałem z Maciejowej nieco inaczej, głównymi ulicami Rabki Zdrój. No i jak ćwiczenie siły, to nie ma zmiłuj. 70 skipów A i 30 wieloskoków z przerwą w truchcie – sześć takich serii. To naprawdę wygląda głupio i naprawdę mnie to mało zajmuje. Pamiętacie te pierwsze kroki biegowe, kiedy człowiek w ogóle wstydził się wyjść w dresie na osiedle, bo krzyczeli za nim, że wariat? Ale to nam wyszło to na zdrowie – nie im.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.