siła biegowa – 5 lutego 2007

Mam za mało siły. Ale najpierw korekta ogłoszenia. Wczoraj pisałem, że nie mam już siły ciągnąć wszystkich znajomych i przyjaciół za uszy, żeby cokolwiek zrobić. Moja Sportowa Żona po przeczytaniu ogłoszenia zgłosiła poprawkę: nie chodzi nam nawet o sportowych znajomych, z którymi można razem pobiegać, pofitnessować i w ogóle pohasać. Chodzi o znajomych, którym będzie się chciało ruszyć z miejsca. Spotkać się z dziećmi na placu zabaw, a potem pójść na ciacho. Wyrwać na imprezę względnie tańce. Spontanicznie razem gdzieś wyskoczyć. Czasem mam wrażenie, że 90 proc. populacji zapada na dziwną chorobę – po osiągnięciu wieku, jakiego dożył Jezus Chrystus biorą swój krzyż i noszą w kółko po domu ukradkiem zerkając w telewizor. Jakby ich ktoś przyspawał – do tego krzyża i do tego telewizora. A ja nie mam siły. Nie mam siły biegowej. Ustaliliśmy to dziś z K., autorem Planu K. Bo dziś biegałem taki trening – paręnaście minut biegu, potem 3200 metrów na maksa, cztery minuty truchtu, znów 3200 na maksa i paręnaście minut wyciszenia na koniec. Zrobiłem to na tartanowym stadionie na Agrykoli. Już spłynął śnieg i wyszły na wierzch dziury w tartanie. Nie uwierzylibyście, że ten tartan położono tam niecały rok temu. Ale nie jestem taką kiepską baletnicą, żeby przeszkadzały mi dziury w tartanie. Nie mogę zwalić niczego na nawierzchnię, więc nie wiem dlaczego nie dałem rady biegać tych szybkich odcinków w tempie kilometr w 3:30, tak jak przewiduje Plan K. A zaledwie po 4:00. I na zawodach idzie niedobrze. Więc kiedy na gadu gadu pojawił się K. i zagadnął, jak leci, wywaliłem z siebie wszystkie obawy. Zdaniem K. brakuje mi siły biegowej. Rzeczywiście trenowałem w grudniu i styczniu wytrzymałość, od połowy stycznia ćwiczę też szybkość. Ale o trzecim składniku – sile biegowej – zapomniałem. Trzeba do planu w luźniejsze dni dołożyć skipy i wieloskoki. A w domu – siłownię. Atlas stoi bezczynnie od miesiąca. A właściwie stał. Dziś kiedy córka przedszkolak wzięła się przed dobranocką za swoje ćwiczenia ortopedyczne (przysiady i wymachy), ja stanąłem przy atlasie i zacząłem ciągać nogą 10-kilowy ciężarek (na łydki) przeplatając to dźwiganiem 25 kilogramów (na uda). Dla lepszego samopoczucia te 25 kilo podźwigałem też rękoma (motylki i drążek). Siłownia była dziś całkiem miła. Przypomniało mi się, co pisałem w listopadzie, grudniu: czuję, że jestem. Trochę grudzień zmarnowałem, powinno być więcej siłowni na nogi. Pamiętam kiedyś jak polska reprezentacja (piłkarska nożna) grała mecze, umawialiśmy się z kumplami na wspólne oglądanie, a na koniec nasyceni sportem i piwem robiliśmy zawody na atlasie. Dwubój na ręce (motylki) i nogi (uda) – po trzy powtórzenia z podnoszeniem poprzeczki co pięć kilo. Pięknie było. To se ne wrati?

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.