sto procent setki – 23 października 2008

Zostało mi tylko półtora dnia do spotkania z Nieznanym. To trochę jak wyprawy Tomka, Gagarin na orbicie, Kolumb w drodze do Indii. Jadę na setkę.

Maraton to długi bieg, człowiek dociera do wnętrza. Przy dobrym biegu 100 metrów za metą powinny się skończyć zapasy energetyczne i wtedy stykasz się ze swoim jestestwem. Czyli dnem wątroby.

Ale kiedy masz już tych spotkań kilka, kilkanaście, zaczyna ci chodzić po głowie pytanie: co jest jeszcze dalej? Jeszcze głębiej we wnętrzu? Jak wygląda osiemdziesiąty, dziewięćdziesiąty, setny kilometr?

Byłem tam już dwa razy. Podobnie jak dwa razy w życiu byłem w Azji i mam w płucach pamięć gorącego, tropikalnego powietrza, a w uszach stukot buddyjskich bębenków. Więc dwa razy byłem za granicą – za granicą maratonu. Pamiętam tablicę kilometrową w Blizanowie, na której są liczby: 10, 25, 40, 55, 70, 85, 100. I kiedy jesteś na dziesiątym kilometrze nie wyobrażasz sobie, że za parę godzin będziesz tu na osiemdziesiątym piątym.

Ok, starczy poezji, teraz konkrety. W sobotę o szóstej rano staniemy w Stawiszynie. Daniel-źrebak, ja i jeszcze z setka ludzi. To będzie moja trzecia Kaliska Setka. Najpierw pobiegniemy 10 km do Blizanowa, będzie jeszcze ciemno, grupę będzie pilotował policyjny samochód, będzie widać oddalającego się koguta. Po pięciu kilometrach, w Jarantowie, zrobimy minutową przerwę na marsz. Szybki, z mocnym wyprostem łydek. Galloway.

I daj Boże, żebyśmy nie biegli szybciej niż kilometr w 5:15. I daj Boże, żebyśmy do końca nie biegli wolniej niż kilometr w 5:30. W takim biegu bardzo liczy się matematyka. W swoim archiwum mam zalbegraizowane dokładnie dwie poprzednie setki. Przy lepszej pierwszy maraton zrobiłem w 4:05, a ostatni (czyli od 58. kilometra do mety) w 4:28. Każdą piątkę mam opisaną. Na gorszej setce najszybsza była siódma piątka – 26:26. A najwolniejsza siedemnasta – 43:09. I po co było tak gnać na początku? Rok później na lepszej setce amplituda była zdecydowanie mniejsza – między 27:47, a 35:11.

Teraz wymyśliłem nowy wskaźnik – amplitudę. Może tym powinno się mierzyć efektywność biegu maratońskiego. Czym mniejsza amplituda między najszybszą, a najwolniejszą piątką, tym lepiej.

Będę sobie to przeliczał, szacował przez sześć pętli Blizanów-Jarmuty-Brudzew-Blizanów. Kiedy będziecie w sobotę wstawać i wychodzić na poranne bieganie, ja będę miał w nogach maraton, a przed sobą kolejne półtora. Kiedy Moja Sportowa Żona będzie kończyła poranny fitness (wzięła dwie godziny zastępstwa), ja będę już mam nadzieję za półmetkiem. Kiedy MSŻ skończy o 16. konwencję Reeboka, mam nadzieję już leżeć na materacu z telefonem przy uchu, żeby się zameldować (MSŻ obiecała wpisać specjalne wydanie bloga, więc zamelduję się w ten sposób całej Polsce Biega).

Czego bym chciał? Pierwszą setkę zrobiłem w 10:36, drugą w 10:07. Teraz chciałbym złamać nie tylko 10 godzin, ale też barierę 9:45, bo to oznacza III klasę mistrzowską PZLA. Do niczego mi się to oczywiście nie przyda, ale przyjemnie czuć się mistrzem, choćby III klasy.

Treningi tego tygodnia wykonałem planowo. Poniedziałkowe podbiegi mnie uspokoiły, że sprawa kostki to już przeszłość. Wtorkowe bieganie mnie zdołowało – zrobiłem dwie godziny w tempie planowanym na setkę, czyli po 5:20 kilometr. I się zmęczyłem, a przebiegłem ledwie jedną piątą sobotniego planu. Środowe mnie za to podbudowało, bo kilometrówki na stadionie na Agrykoli robiłem po jakieś 4:10-4:20 zupełnie bez wysiłku. I wyprzedzałem córkę licealistkę, która robiła ten trening ze mną (ściślej – ona robiła 600-metrówki i czekała na mnie jedno moje kółko).

Na setce nie chcę nikogo wyprzedzać. Na ostatnich pięciu kilometrach mogę zacząć się ścigać z Danielem, jeśli będziemy się mieć w zasięgu albo z Darkiem R., który też jedzie na setkę, a ostatnio się często ścigamy (ja wygrałem ostatnią wspólną dychę o parę sekund, on półmaraton o parę minut, a ja maraton znów o parę sekund). Albo z nieznajomym.

A przez całe dziewięć godzin z hakiem będę mierzył się ze swoim poziomem energii. Liczby, liczby, liczby. Pod nimi kryją się emocje, o których trudno mówić bez poezji. Łatwiej je wyrazić matematycznie. Poezja zwodzi, liczby nie kłamią. Marzy mi się x < 9:45. To byłoby 100 procent planu.

Updated: 13 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.