strachy – 23 lutego 2008

A my nie chcemy uciekać stąd. Dziki mi obiecał na bieganiu, że mi to wrzuci. I właśnie ściągam z poczty. Biegaliśmy w Kabatach, o życiu, jak zwykle i w tempie szybszym niż zwykle. W planie treningowym (zaglądacie tam czasem? a w ogóle tu zaglądacie? liczba komentarzy jest mniejsza niż liczba biegaczy w Łazienkach, a to naprawdę mało), więc w planie miałem dziś BNP, bieg z narastającą prędkością. Ale Dziki wolał raczej długie wybieganie, bo BNP robił przedwczoraj, ponegocjowaliśmy i stanęło na 10 km na szybko, w II zakresie. To jest takie tempo, które mocno ćwiczy mięśnie, a nie obciąża człowieka nadmiernie. Jest przy tym zbyt szybkie, żeby uczyć organizm spalania tłuszczu, więc nie można w treningach ograniczać się tylko do takiego biegania. Pierwszy kilometr na żółtej wymierzonej dokładnie trasie (znaki są po prawej stronie ścieżki) zrobiliśmy w 4:19, z tętnem (u Dzikiego, bo on miał pulsometr) 160. Biegło mi się cudownie, szybko i lekko. Drugi kilometr w 4:20, trzeci w 4:17, sam bym się do takiego równego tempa nie zmusił. Ściągnęła się empetrójka od Dzikiego, Strachy na Lachy, to moja ulubiona teraz kapela, a Dziki przechodzi edukację w tym kierunku u swojej 18-letniej córki. Numer "A my nie chcemy uciekać stąd" miał być na płycie "Autora" z piosenkami Kaczmarskiego, ale się nie zgodził Gintrowski. Dalej utrzymywaliśmy tempo ok. 4:20 ale Dzikiego zaczęła gnębić kolka. Zaczęliśmy się nad nią zastanawiać. Czy to ze zbyt obciążonego żołądka, czy z braku wypróżnienia. Wypróżnienie jest kluczowe przed ważnymi startami, pamiętajcie o tym, jak kiedyś pisałem do Gazety poradnik dla biegaczy przed maratonem warszawskim, to mi punkt o wypróżnieniu wycięli. Ale kolka Dzikiego ma prawdopodobnie mniej trawienne podłoże. Bo Dziki biega wieczorami, tak mu pozwala życie, takie ma starcze natręctwa. Ok, można biegać rano, można wieczorem, można kiedy kto chce. Tylko jeśli myślicie o porannym starcie, to dajcie swojemu organizmowi szansę, żeby się do tego przyzwyczaił. Bo inaczej ta kolka złapie was nie na treningu, tylko na starcie, do którego będziecie się przygotowywać miesiącami. Na ósmym kilometrze tempo nam spadło do 4:39, postanowiliśmy następny odpuścić (a i tak zrobiliśmy go w 4:44). A na dziesiątym zrobiłem sobie ostry odcinek – 3:53. Dziki miał biec spokojnie, ale go poniosło, jak się zacząłem oddalać i przebiegł kilometr w 4:14. Piosenka w wersji Strachów inna, muzyka spokojniejsza, a zarazem mocniejsza od wokalisty. Jak śpiewał to Gintrowski, to jakby mu się podłoga paliła pod nogami (on mnie raczej drażni, ale w tym numerze jest niezły). Grabaż śpiewa, jakby to była transmisja telewizyjna. Strachy na Lachy. Zawsze ta piosenka będzie mi się kojarzyła z dzisiejszym szybkim i słonecznym treningiem po żółtej trasie. 

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.