sztafeta 2 – 15 maja 2008

No nie dało się. Nie dało się dłuuugo pogadać z Moją Sportową Żoną, żeby opisała na blogu kolejne dni sztafety. Będę je teraz z opóźnieniem wklejał.

Dzień drugi Kosów Lacki – Łomża. Opowiem wam o trzech momentach, które na zawsze zachowam w mięśniu sercowym. Bo ten mięsień – a nie czworogłowy, dwugłowy czy brzuchaty – był najbardziej zaangażowany w całą tę sztafetę.

Moment pierwszy, godzina 8.45, wieś Poniatowo. Tu będzie pierwsza zmiana, na trasie od 8.00 jest Michał, który trenuje rano i prosił o wystawianie go na pierwszą turę. Niczego się tu nie spodziewamy, stoimy pod sklepem. Dziki wchodzi chyba po colę, a wychodzi podekscytowany. Pani sklepowa, taka zwyczajna, w białym fartuchu, wie wszystko o akcji Polska Biega. Bo w telewizji najbardziej lubi oglądać wiadomości sportowe oraz jak Kubica się ściga. W młodości biegała, była trzecia w szkole, teraz uważa, że nie ma czasu.

Pani sklepowo! My właśnie po to pobiegliśmy w Polskę, żeby pokazać, że człowiek normalnie pracujący – w naszej sztafecie byli dziennikarze, ale też terapeuta, urzędnik, urzędniczka, inżynier – może znaleźć czas na bieganie.

Paweł wyciągnął panią sklepową przed kamerę. Opowiedziała o swojej pasji (no, biernej pasji) sportowej do kamery, wieczorem rozmowę wyemitowały wiadomości.

Moment drugi. To samo Poniatowo, 8.55. Nie spodziewaliśmy się tu żadnego przyjęcia, powitania, włączania się młodzieży, niczego, jak u Kononowicza (w końcu to sztafeta na Białystok). A tu nagle ląduje z kosmosu pomarańczowy autobus. Naprawdę, zjawili się jak UFO. Wysiada nauczyciel wuefu, młody, zręczny, a za nim wysypuje się trzydziestka dzieciaków w jednakowych sportowych koszulkach. Zrobią z nami sztafetę przez całą gminę.

Dobiegliśmy z nimi na zawody sportowe do szkoły. Poskakaliśmy w dal. Dziki – 4.20, Kamil 4.40, ja 4.50, a Tomek 4.60. Szkoda, że nie było Pawła (pojechał do przodu filmować bieg Jacka i Michała, który postanowił sobie wydłużyć trening do trzech godzin), który trenował i ma życiówkę powyżej 7 metrów. Szkoda, bo po nas wyszedł gimnazjalista i skoczył 5.40.

Moment trzeci – Ostrów Mazowiecka. Przy rogatkach czeka 50 dzieciaków (też w ładnych strojach sportowych, reprezentanci szkoły) z nauczycielem. Policja, biegniemy po ulicy, wszyscy, prawie cała nasza sztafeta też. Przy pierwszej szkole dołącza 60 kolejnych. Przy drugiej 80. I tak dalej.

W pewnym momencie zrobił się z tego największy bieg w kilkusetletniej historii Ostrowi. Jak zobaczyłem na skręcie głównej ulicy miasta tłum rozradowanych biegiem dzieciaków za mną i przede mną, to drgnął mi mięsień sercowy.

Cdn. 

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.