Miało być o trudzie, schodach, przeszkodach, o tym jak świt z nocą na starcie się złączył, jak uparte były sekundy, a godziny nie chciały biec szybciej, o skrajnym wyczerpaniu, o zarżnięciu jakiego jeszcze w tym roku nie było, o bolącej kostce i sflaczałych kolanach, braku kalorii i siły oddechu, o strachu (moim strachu) chęci zwycięstwa, kryzysie i triumfie. Nie będzie niczego (jak mawiał Kononowicz ;)) Zaczął się fitness wieczór, święto przepoconych mat. Będzie mozzarella i włoska bazylia, z tropikalnego akwenu Atlantyku tuńczyk light w sałatce, Lejdis na dvd, 5 wysportowanych dziewczyn i niejedna SETKA za mojego BOHATERA.
s żona
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.