Conrado Moreno omal nie przebił pułkownika Skoczylasa. Jeśli to miało być bieganie z gwiazdami, to chyba z jutrzenką. Na początek karta chorobowa: jest lepiej, ale nadal jestem jak dętka do połowy spuszczona. Rano miałem zajęcia służbowo-biegowe, a po południu miałem wziąć się za nowy tekst. Moja Sportowa Żona uwarzyła na obiad kluski kokardki, usmażyła paluszki rybne i dodała sałatkę grecką własnej roboty. I potem zamiast do pracy dowlokłem się do łóżka na chorobową drzemkę. Ciągle boli ucho od środka, coś z prawym migdałkiem, szlag mnie trafia. Jeszcze trzy dni do maratonu. A rano biegałem z gwiazdą do gazetowego cyklu Bieganie z Gwiazdami. Conrado Moreno okazał się poranną jutrzenką, bo stwierdził, że chętnie, ale o 6.00. Nieoceniona redaktorka, która z nim najpierw rozmawiała wynegocjowała 6.30, a ja zdołałem to jeszcze renegocjować na 7.00 obiecując, że cały wywiad przeprowadzimy w trakcie biegu, a ja go nie będę notował, tylko po prostu zapamiętam. Lepszy był tylko pułkownik Skoczylas, z którym musiałem się spotkać, kiedy przed laty pisałem w dziale krajowym o wojsku. Pułkownik zarządził godzinę 6.30, a kiedy czekałem na korytarzu okazało się, że byłem tego dnia już drugim interesantem. Z Conrado biegaliśmy po Wale Miedzeszyńskim. Na przeciwpowodziowym wale ciągnie się wstęga ścieżki rowerowej oraz pieszej wykonana z kostki Bauma. Dołem pędzą samochody. Dla mieszkańców Grochowa to może fajny szlak, ale sorry, Las Kabacki to to nie jest. Przebiegliśmy w pół godziny ponad 5 km, więc mogłem sobie to uznać za namiastkę treningu. Ale nie uznałem, podjechałem samochodem do Łazienek Królewskich, w których do 10. rano bieganie jest legalne. Co nie znaczy, że nie zdarzało mi się tam biegać na nielegalu, ale dziś byłem kryty, nawet gdyby za drzewami czaiły się służby. Zrobiłem po Łazienkach 45 minut w I zakresie. A żeby nie było tak całkiem sofciarsko na koniec było sześć 25-sekundowych przebieżek (tempo ok. 3:55 minut na kilometr, czyli trochę szybciej niż chciałbym biec na maratonie) z 35-sekundowymi przerwami w truchcie. Doszedłem do samochodu, wydałem okrzyk i zakończyłem przygotowania do niedzielnego maratonu. W południe miałem jeszcze konferencję prasową przed maratonem. Zobaczyłem za stołem tych, których nie zobaczę na trasie: pacemakera z Zimbabwe i dwóch polskich kandydatów do zwycięstwa Pawła O. i Rafała W. Ale może wy ich zobaczycie w niedzielę? Wpadniecie na trasę?
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.