Mam w domu wściekłego psa. To jedyny sportowy akcent na dziś. No może jeszcze drugi – odbijanie balonika. Przypomnę naszą aktualną sytuację życiową: córka przedszkolak ma ospę, co trzyma nas w domu, a na dodatek złamaną rękę, co powoduje ciekawe obserwacje. Córka przedszkolak jest tak przyzwyczajona do samodzielności, że w trzy dni nauczyła się robić wszystko lewą ręką. Rysuje, operuje myszką komputerową, nawet sama je. A wiadomo przecież ile wysiłku kosztuje namówienie kilkulatka, żeby spróbował jeść nożem i widelcem biorąc widelec do lewej ręki. Dziś graliśmy razem w balona. Widać ją też nosi, chciałaby się poruszać, poskakać. Nawet z ręką na temblaku i w zamknięciu (bo ospa). Ja nie trenowałem, dziś mam wolne. Łykam jakieś homeopatyczne gówno na gardło, bo rano tylko szeptałem. Ale niewiele pomaga. Jak jutro pooddycham zimnym powietrzem, to pewnie mi nie pomoże. Ale w kościach nie łamie, więc jutro biegnę rano na trening. Cały dzień ćwiczyła za to swoje ciało Moja Sportowa Żona. Była na szkoleniu pilates. Kiedyś pisałem, to taka odmiana fitness, która przypomina ćwiczenia rehabilitacyjne w sanatorium dla osób z niedowładem. Chodzi o napinanie mięśni głębokich. Po takich szkoleniach nagrywam MSŻ na kamerę, żeby miała utrwalone w komputerze nowe ćwiczenia za szczegółowym instruktażem odnośnie wdechu, wydechu i technik zginania członków. Najbardziej podobała mi się figura ‚wściekły pies’. Hau!
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.