Szewc bez butów chodzi, a ja biegam bez picia. Drugi raz w życiu mi się to zdarzyło: w gazecie akurat w sobotę wydrukowali moje porady, jak nie robić błędów na bieganiu, na pierwszym miejscu jak wół stoi, żeby pić, dużo pić, przed treningiem, a jak się biega dwie godziny, to i w trakcie. A ja co? Razem z biegającym szefem odwodniliśmy się w sobotę do suchej nitki.
Dwie godziny w pierwszym zakresie w totalnym upale. Pierwszą godzinę przebiegliśmy trochę za szybko, po 5:04, bo motywował nas ponad miarę syn biegającego (młodość jest wyrywna) i biegacz Jagiełło, który się przyłączył po drodze, a biegacz Jagiełło przebiega dychę w jakieś 33 minuty. I na drugiej pętli wyszło szydło: zbyt mocne tempo na początku, a przede wszystkim zbyt mało picia. Ja wypiłem rano dwie herbaty, biegający chyba jeszcze mniej. Przygotowałem sobie pół litra na drogę (wody), ale zapomniałem wziąć z domu. I tak byliśmy dzielni, bo utrzymaliśmy na drugim kółku tempo 5:25, ale dysząc już jak dwa piekarniki. Na koniec trzy jednominutowe przebieżki w tempie po 3:35-3:45 kilometr, więc ładnie. Ale potem organizm upomniał się o swoje.
Pierwszy kefir 0,39 l wsiąkł we mnie, jak lekarstwo, nie zauważyłem, kiedy buteleczka stała się pusta. Kupiłem dwa, ale drugiego też właściwie nie zauważyłem. Potem woda, cola, herbata zwykła, jaśminowa. Niczym, no niczym nie mogłem się napić. Pół piwa, znów cola, herbata i jakoś dotrwałem do wieczora. Ale obiad tylko dziubnąłem, chociaż Moja Sportowa Żona wykazała się i zrobiła pysznego kurczaka z patelni z cebulką. Dopiero wieczorem odgrzałem sobie swoją porcję.
Nie róbcie tak, nie odwadniajcie się do tego stopnia. To okropne, nieefektywne sportowo i może też być niebezpieczne, bo jak krew się zagęszcza, to żarty się kończą.
Napisałem, że to drugi taki raz. Pierwszy zdarzył się z 10 lat temu, kiedy bardziej niż biegającym blogerem byłem rowerzystą miejskim. Gazeta Stołeczna wydrukowała moje porady, jak zabezpieczyć rower przed złodziejami, m.in. sztandarowe ‚nie zostawiać roweru nawet na chwilę, bo złodziejowi wystarcza właśnie chwila’ – i dokładnie tego dnia wieczorem zostawiłem rower na chwilę w przedsionku apteki i tyleśmy się widzieli. Tym razem koszty były więc mniejsze.
Sobotę miałem sportową do imentu. MSŻ ma doła, więc był w weekend duży kwas, bez sportu byśmy nie przeżyli. Poszliśmy razem na Rodzinkę. To program władz sportowych naszej dzielnicy, przez ostatnie dwie soboty na Hawajskiej można było przyjść z dzieckiem i za 5 zotych pograć do woli w badmintona. Rozstawione siatki czekały na mieszkańców. I gdybyśmy nie przyszli, to chyba by się nie doczekały. Poodbijaliśmy też z córką przedszkolakiem, mamy rekord siedem.
Kiedy mieliśmy się już zbierać, na halę przyszła chińska (w każdym razie skośnooka jak Chinka Czikulinka) rodzinka. Nie mogłem się pohamować i zaproponowałem Chińczykowi rozegranie jednego seta. To było jak zderzenie cywilizacji. Żałuję, że MSŻ nie nagrała na komórkę moich obron w szpagacie i ataków w locie. Ale była akurat zajęta pogawędką z zaprzyjaźnionymi instruktorami z siłowni. Co to jest, że jak człowiek ma ładną żonę, to się wszyscy do niej przystawiają obojętne czy facet z reklamy, czy zwykły goryl? Wrrrr.
Przy takim pobudzeniu testosteronem wygrałem z Chińczykiem 15:9. Badminton jest przyjemny zwłaszcza, kiedy robi się szybki jak ping pong.
Coś o bieganiu? Mantra. W piątek zawsze są podbiegi, a tym razem były … podbiegi. Sześć powtórzeń niezbyt stromego 400-metrowego odcinka w tempie trochę lepszym niż 4:00 na kilometr. W niedzielę zawsze jest wolne, a tym razem było… wolne. W poniedziałek zawsze są zmodyfikowane podbiegi, a dziś były… zmodyfikowane podbiegi. Czyli to ganianie po Słoniku od tempa 5:00 do 3:45, pół godziny BNP, które opisywałem tydzień temu. Coś mi tym razem nie wychodziło, każde kółko o parę sekund za wolne, muszę sobie znaleźć nowy bodziec.
Grunt to uczyć się na błędach. Wypiłem rano trzy herbaty, chociaż trening dużo krótszy i było dużo chłodniej. Pragnienie mnie nie zaskoczyło. A jeśli ktoś myślał, że napiszę pod tym tytułem o moim skrytym Pragnieniu, to nic z tego.
ocobiegatu
2009/07/20 18:21:03
Dobrze jest sie wazyc przed biegiem i po , biorac pod uwage ilosc wypitych plynow podczas treningow.Chodzi o to aby nie odwodnic sie wiecej jak na 2-3%. Choc ostatnio mialem dylemat jak bilem rekord na 20km – nie napilem sie na 15km bo bym stracil na to czasie ( szukanie izotonica w krzakach ).I dobrze zrobilem. Za duzo pic tez nie warto. Z tabel Danielsa wynika , ze jest liniowa zaleznosc miedzy waga a wynikiem w biegach dlugich. Greif ceni to troche mniej , o jakies 10%.
Jak ktos sie za duzo napije to wazy 1kg za duzo na przyklad .
III Prawo Ocobiegatu mowi…” mężczyzna biega 15km tyle minut ile waży kg”..)
Tak wiec mężczyzna 100kilowy biega te 15km w ca. 100minut . Jak sie odwodni na 2% to pobiegnie w 98 minut . Jak sie odwodni na 96kg -to nie obiegnie w 96minut ale w powiedzmy 115…. minut.A jak sie za duzo napije – bedzie chcial w pelni uzupelniac plyny – to pobiegnie w 100 minut.
A np. dla kogos kto chce zlamac 2.49 w maratonie..)) , to i 10 dkg niezle sie przeklada na wynik.
Jaka ta fizjologia wysilku jest prosta i liniowa..))
–
wqu
2009/07/20 19:01:48
Pozdrawiam wszystkich jeźdźców i koniarzy, bo widzę, że na biegającym blogu Wojtka jest nas coraz więcej 🙂
torex – który bieg w końcu wybrałeś?
–
torex
2009/07/20 21:59:08
wqu: stanęło na Biegu Powstania Warszawskiego – napisz do mnie to się umówimy i pobiegniemy razem. Mój mail: nick @ gazeta kropa pl.
Wojtku a Ty gdzie biegniesz w najbliższy weekend?
–
maryska_21
2009/07/20 22:16:05
Pragnienie..oj!!! I ja raz doświadczyłam co znaczy nie zabrać ze sobą picia na trening..właściwie zabrałam, „jeno” ciutkę za mało.. Tego dnia nie zapomnę nigdy…a było to 8.07 1988 a więc..wieki temu..
Szykowałam się do biegu na 100km ..”trza” więc było zaliczyć jakieś dłuższe wybieganie…przed „stówką” było to 40km..
Pomimo iz wyszłam z domu kilka minut po 7-mej..było tak ciepło, że szyko z zapasem płynów się rozprawiłam…tempo ..podkręcałam i stało się. „WYSCHŁAM” dosłownie „wyschłam”…do tego stopnia, że niespełna 1.5km przed domem musiałam „szukać” wody w bagienku..
Brrr do dziś czuję jej wstretny smak…ale wówczas smakowała mi..jak „diabli”…
–
rubin8
2009/07/21 11:15:43
miałam dokładnie takie same doświadczenie- również w sobotę i również na podobnym dystansie ..
–
maryska_21
2009/07/21 12:28:38
Wojtek…sorki…że na Twoim blogu reklamuję swój..ale jest tam cos co nawiązuje(albo i nie) do tytułu Twojego wpisu:)
)www.maratonypolskie.pl/mp_index.php?dzial=2&action=44&code=15179
Miłej lektury:))
–
ocobiegatu
2009/07/21 15:41:15
Marysia – to 100 lat biegania ! jak pierwszy raz zobaczylem Twoj nick to pomyslalem , ze dziewczyna ma 21 lat , bo i jakies tam predkosci na 1km byly dane. Pozniej dopiero dowiedzialem sie o Tobie , a teraz widze , ze chodzi tu w nicku o „oczko” i to w dodatku w szczesliwym siodmym miesiacu czyli lipcu
–
biegofanka
2009/07/21 16:11:55
Marysiu – też spełnienia wszystkich marzeń i celów, które sobie wyznaczyłaś. Wszystkiego najlepszego!:))))
–
biegofanka
2009/07/21 16:16:59
I jeszcze dodam Marysiu: TAK TRZYMAJ DALEJ, jak napisałaś. Zawsze potwierdzam, że mamy tyle lat, na ile się czujemy:))
–
maryska_21
2009/07/21 16:21:46
ocobiegatu….wcale się nie pomyliłeś…moje serce ma wciąż 21 lat, a że metryka nie poczekała..jej strata….no i czy ja wyglądam na więcej jak 21 lat??(ale pyszałek ze mnie co???dziś mogę „puszyć” się)
Biegofanko..dzięki:)))
Wojtku przepraszam….nie „wyrzucisz” mnie….prawda?? wiem, że jesteś „gościnny”:))
–
maryska_21
2009/07/21 16:35:38
Biegofanko…dokładnie tak….ja wciąz czuję się jak młoda „laseczka”(hahaha- a co???? nie mogę??? Nikt mi nie zabroni przecież)
Wstyd przyznać ale denerwują mnie „smutasy”, denerwują mnie ludzie, którzy sprawiają wrażenie jakby żyli za „karę”….dlatego, moja „gębusia” zawsze, no prawie zawsze uśmiechnięta..ludzie uśmiechnięci..przyciągają nie tylko wzrok:))
–
wojciech.staszewski
2009/07/21 17:23:12
sto lat Maryśka. załączaj, załączaj, tu jest ‚blog otwarty’
–
maryska_21
2009/07/21 17:39:40
Wojtku…
Dzięki za życzonka i dzięki za gościnność..
Nie zapomniałam o tych….3.38…
Pracuję nad tym, pracuję…
A w Poznaniu….oj będzie się działo:)))
–
ocobiegatu
2009/07/21 18:45:39
no tak , zapomniałem- kobieta ma tyle lat po ile biega 5km. A Marysia przeciez biega to nawet jeszcze mniej niż 21 minut.
–
johnson.wp
2009/07/21 21:53:00
UDAŁO MI SIĘ !! Przebiegłem swój pierwszy górski maraton! No, raczej częściowo przebiegłem, bo więcej w tym było szybkiego marszu, co pewnie Cię ucieszy ocobiegatu:) W liczbach: 41.6km, w górę 1626m, w dół 1898m, czas brutto 8h i 35min. Pomiar wg mapy, bo nie dysponuję żadnym wyszukanym bajerem. W kategoriach niewymiernych: o wiele, wiele więcej! Miejsce akcji: Karkonosze. Biegłem sam, bo mój partner zawalił na całej linii. Na szczęście w góry zawiózł mnie inny kolega i czekał w odwodzie na dole.
Biegłem od Chatki Wielkanocnej w Śnieżnych Kotłach do Wodospadu Kamieńczyka w Szklarskiej Porębie, a potem głównym czerwonym szlakiem aż do Przełęczy Okraj. Akcja wymagała pewnej determinacji ze względu na front atmosferyczny, który raczył się przewalać z piątku na sobotę. Dysponowałem w komórce sprytną mapką radarową zachmurzenia nad zachodnimi Czechami, która pomogła mi wybrać odpowiednią taktykę. Zmieniłem kierunek biegu, sobotę przeczekałem w Chatce, a bieg w niedzielę zacząłem nie o 5 lecz o 9 rano i w ten sposób sprytnie wstrzeliłem się w pogodę. Były nawet momenty słoneczne, ale godzina deszczu z gradem też mnie nie ominęła. Na szczęście wiatr wiał w plecy. Miałem jeden kryzys ale nie z powodu braku płynów, jak to opisuje Wojtek i Maryśka, lecz z niedokarmienia. Nie czułem ostrzeżeń, że bak mam pusty więc opuściłem zaplanowaną przerwę posiłkową na Przełęczy Karkonoskiej. To się szybko zemściło, tempo spadło tak, że postanowiłem zatrzymać się przed Śnieżką na naleśniki. To tez nie był szczęśliwy pomysł, bo ciepło schroniska mnie „rozebrało”, chyba rozszerzyły mi się naczynia krwionośne i zaczęły mnie telepać dreszcze. Pozbierałem się dopiero po trzech kwadransach. Dalej tempo było juz w zakładanej normie, bo nogi miałem całkiem sprawne a i do mety było tylko 8 km + Śnieżka. Generalnie jestem teraz w zaskakująco dobrej formie, jedynie zakwasy czworogłowych. Stopy bez żadnych strat, chociaż przez pierwsze 14km miałem „wkładki” do butów w postaci worków foliowych, bo wody było wszędzie pełno. Zmieniłem 3 pary skarpet, wypiłem 3 litry Vitargo, zjadłem 2 małe żele i jednego batona isostar i jednego naleśnika. Teraz wiem, że poszłoby lepiej gdybym wypił jeszcze jeden litr i zjadł drugie tyle. Cóż doświadczenie uczy, choć na razie nie mam ochoty tego powtarzać. Za dwa tygodnie nostalgiczna wycieczka traperska w odludne części Tatr. Będę odpowiedzialny jeszcze za trzech takich narwańców jak ja 🙂
–
maryska_21
2009/07/21 22:34:37
Johanson.wp…gratuluję…znam tę trasę i wiem, że do łatwych nie należy…sama wielokrotnie ją pokonywałam…
Zazdroszczę Tobie tych…Tatr:))
–
biegofanka
2009/07/22 08:08:22
Johnson.wp – BRAWO!!! Podziwiam:))
–
ocobiegatu
2009/07/22 13:38:07
johnson – gratuluje wyczynu i rzeczywiscie ucieszyłem sie z tego chodu – to zakładamy Polska Chodzi..).
A jak przeczytałem relacje to mi sie od razu przypomnieli słynni ndianie Tarahumara…
–
biegofanka
2009/07/22 19:44:35
Drodzy biegacze biorący udział w biegu Dekoria, wejdźcie na stronę klubu biegowego Hermes w Świdnicy, jest już opis odmierzonej trasy wraz ze zdjęciami pokazującymi po kolei przebieg trasy, według mnie organizatorzy wykazali w tym momencie profesjonalizm:)
–
ocobiegatu
2009/07/22 21:48:48
biegofanko – obejrzałem i bardzo mi sie podobalo, trasa dokladnie wymierzona , zdjecia z trasy..
Oczywiscie ja doswiadczenia nie mam i nie mam prawa kaprysic ale wiem , ze w biegu opolskim byl straszny tlok na poczatku – sciezka tak ze 3 metry max.- a tu cala droga. Tak wiec brawa dla organizatorow – pozdrow Radka Swiatowego bo niezle sie udziela na maratonypolskie…
A my …no coz, tez sie udzielamy tu..ale chyba nie pogonia nas tak szybko , bo ja i Ty jako jedyni w nicku mamy tu …bieg…( może na razie ? – zapraszamy następnych z nickiem z bieg) – a wiec powinnismy byc pod ochrona…))
–
maryska_21
2009/07/23 08:33:08
Biegofanko..już sie cieszę na nasze spotkanie..mam nadzieję, że rozpoznasz mnie..wiesz jak wyglądam
Sfx..nawet z daleka rozpoznaję..ostatnio razem w Okonku startowaliśmy….. troszkę na rozgrzewce razem tupaliśmy..
Jak wspominałam..zaczęłam solidne przygotowania pod maraton we Wrocku..
Jej!!! Ależ na wczorajszym treningu „piłowałam”.ledwie się „kulałam”..ale tak to jest kiedy po tygodniach biegania króciutkich treningów biega się 93 minutki…
Oj..ciężko było, ciężko..ale nikt nie obiecywał, że będzie lekko.
Jutro startuję w sztafecie maratońskiej…4 + 1..(czterech „chopów” + jedna „baba”)
a na niedzielę zaplanowałam sobie 30km..
Mam nadzieję, że wypali..bo ostatnio jedyne co dobrze mi wychodzi..to właśnie planowanie.
A reszta..startuje gdzieś???
Pozdrawiam:)))
–
johnson.wp
2009/07/23 09:34:10
Na razie nie planuję startów;) odpoczywam, dzięki za gratulacje
–
biegofanka
2009/07/23 13:27:13
Ocobiegatu – my nie damy się pogonić;) co do „bieg” w nicku, to my mamy, a inni lepiej biegają;) ale my dobrze się bawimy;))
Marysiu – też się cieszę, już ja Cię z pewnością znajdę w tłumie… o to się nie martw… z moim sokolim wzrokiem i z fotograficzną pamięcią do twarzy…;) Powodzenia w tej sztafecie! Daj „chopom” popalić;))
–
biegofanka
2009/07/23 13:33:27
Co do startu w weekend, tak startuję, jak zwykle ostatnio …indywidualny start w sobotę rano na ok. 1,5 godz. mam nadzieję bez spotkania III stopnia, jak wczoraj wieczorem, z psem, przez co skróciłam bieg („wystrachałam się”, bo dziwnie wyglądał)
–
biegofanka
2009/07/23 16:32:02
Ocobiegatu, a właściwie… Andrzeju – dzięki, jeszcze u Hermesa pomyślą, że ja tak mocno agituję, a ja tylko na tym blogu… no i jeszcze wśród znajomych… a właściwie każdego, kogo spotkam na ścieżce biegowej, to namawiam;))
–
ocobiegatu
2009/07/23 18:07:24
biegofanko – wszyscy wiemy , ze jestes aktywistka…Przodowniczką Pracy ..)), jesli chodzi o namawianie. A co do biegu to ten podbieg ładny – na 5% te 300metrów..
Nie mam pojęcia jak to sie biega wtedy , ja takich rzeczy jako rekreacyjny nie biegam..))
–
biegofanka
2009/07/23 20:09:53
W końcu mamy trenera, co nam podpowie, jak „wziąć” ten podbieg…:)