potwory, brytany

W sobotę pierwszy raz w życiu usłyszałem słowo ”potwór” wypowiedziane z takim zachwytem, z jakim ja patrzę na Moją Sportową Żonę. Ale po kolei, bo dużo się działo.

W piątek było ostatnie bieganie poprzedniego tygodnia, dwie godziny, czternaście stopni mrozu, dojeżdżamy z Danielem Źrebakiem do Puszczy K. Droga miejscami udeptana (wtedy biegliśmy po 5:20 na kilometr), miejscami do przecierania (6:20). Zimno było tylko przez pierwsze dziesięć minut. Puszcza piękna jak rodzinne strony MSŻ.

Uznaliśmy, że na tym śniegu nie ma pod koniec szans na trzy rytualne przebieżki (na technikę, jeśli ktoś nie pamięta), więc zrobiliśmy trzykilometrowe przyspieszenie. Na koniec doszliśmy do tempa ok. 4:45 na kilometr w śniegu pomiędzy kopnym a grząskim.

Pamiętacie z lekcji polskiego, że Finowie mają kilkadziesiąt określeń na rodzaj śniegu? Biegaczom też by się trochę przydało.

Dopiero po biegu zrobiło się ciężko. Ogień w płucach, powoli stygnące podkoszulki. Stwierdziliśmy, że na Rzeźniku pewnie nie będzie ciężej.

W sobotę rano usiadłem w ławce. Zaczął się wreszcie ten wymarzony lekkoatletyczny kurs trenerski. Najpierw Paweł Januszewski (najmłodsi: google) kazał nam się przedstawiać. Instruktor z klubu X prowadzi sekcję i ma juniora, który nabiegał tyle i tyle, albo rzucił, albo skoczył, zdobył medal mistrzostw. Szacun. Wielokrotna mistrzyni Polski w rzucie oszczepem, obecna trenerka juniorskiej kadry dyskobolek. Szacun. Aż tu nagle odzywa się w ławce szczupły młody człowiek:

– Nazywam się Grzegorz Gajdus, prowadzę zawodników w wojskowym klubie Grunwald, miałem dwóch olimpijczyków w Pekinie, sam startowałem na igrzyskach w Barcelonie, jestem aktualnym rekordzistą Polski w maratonie.

Trzeba to było widzieć. Wszyscy biegacze, którzy są na kursie z każdą frazą coraz bardziej podnosili się na krzesłach z niedowierzania, że to rzeczywiście Gajdus, ten Gajdus. A facet mówił to normalnie, bez puszenia się. Ale czad. Zachowałem się małostkowo i zaraz wysłałem esemesy, że siedzę w ławce za Gajdusem.

Potem ćwiczyliśmy z trenerem pchnięcie kulą. Nie sądzę, żeby mi się to kiedykolwiek przydało, ale było mi przyjemnie poczuć istotę tego ruchu. Poczuć, co mogę zrobić ze swoim ciałem.

Tutaj my, sekcja biegowa, nie byliśmy przodownikami. Trener po zademonstrowaniu każdego ćwiczenia prosił trochę większe od nas dziewczyny, chłopaków. Pchali z gracją. Potem my biegacze próbowaliśmy zrobić to samo i nie wyglądać przy tym jak wiatrak.

Pomyślałem sobie wtedy, jak fajna jest lekkoatletyka, jak każdy może się odnaleźć w jej królestwie. Ktoś, kogo na ulicy wytykano by palcem, że puszysty, tutaj jest mistrzem albo mistrzynią. Ktoś, kogo by wytykano jako chudzielca będzie miał swój dzień, kiedy będą skoki (wzwyż) albo biegi. To najbardziej demokratyczna dyscyplina sportowa świata.

I jeszcze jedno: znów poczułem zapach tartanu. Na hali czuję się tak dobrze, jak w lesie.

W części teoretycznej trener pokazywał nam, o co chodzi. Jak w późnych latach 50. przyczepiał na tablicy czarnobiałe kinogramy, złożone z kilku-kilkunastu zdjęć pokazujących kolejne fazy ruchu. Mnie najbardziej urzekł zachwyt nad zawodnikami: – Wspaniali sportowcy, brytany, potwory.

Sam trener zresztą wygląda jak karykatura buldoga. Nieduże ręce, nogi, potężny w sobie. W ruchach gracja młociarza.

A my, biegacze? Wolelibyśmy widzieć siebie jak husky, jak wilczury, ale pewnie plasujemy się gdzieś między chartem a ratlerkiem.

Rano powtórzyłem z MSŻ fajne ćwiczenia na brzuch. Bo przemówiła do mnie stara prawda, którą bardzo przekonująco powtórzył trener od kuli: jak zawodnik przestaje się rozwijać, ma rok, dwa, trzy lata stagnację, to daj mu nowy bodziec. Czuję, że rezerwy są u mnie w słabych mięśniach brzucha (i grzbietu). Że kiedy je jednak wzmocnię, to będzie zupełnie inny napęd. A cała aktywność z brzucha pochodzi.

MSŻ obiecała mi przygotować plan treningowy na brzuch. Mam robić brzuszki w poniedziałki, środy, piątki i niedziele.

W poniedziałek rano zrobiliśmy z Kamilem podbiegi Słonika w Lesie Kabackim. Pięć pasywnych, trochę z lenistwa, trochę, żeby łagodniej wejść w sezon, trochę, bo i tak w tym śniegu się można nieźle zamęczyć. Wychodziło tempo poniżej 5:00, lepiej niż na Agrykoli tydzień temu mimo dużo gorszego podłoża (śnieg wyślizgany oraz pył śnieżny na lodowym podłożu, miejscami śnieg ubity o konsystencji błota). Ostatni podbieg w tempie 4:10 (ja)/3:52 (Kamil) na kilometr. Zziajaliśmy się jak psy, jak brytany.

PS. A w niedzielę biegnę maraton. Sam jestem zdziwiony, dowiedziałem się o tym cztery godziny temu. Zgadniecie, gdzie? 🙂

Updated: 18 stycznia 2010 — 18:55

  1. makos_wolomin

    2010/01/18 20:23:48

    w niedziele w warszawie na wacie… jest maraton w odcinkch (tak to sie chyba nazywa)


    kalabris

    2010/01/18 20:34:52

    na Cyprze?


    kalabris

    2010/01/18 20:45:45

    masz Rację Wojtku, że trzeba sięgać do rezerw, a także trenować trochę więcej mięśni. Po ostatnich startach w 2009 miałam straszne bóle nóg, a zwłaszcza bioder. Wyszłam na śnieg pobiegac i.. bach! tzw. zając czy jak to zwał. Boli nóżka stłuczona, więc odpuściłam. Zaczęłam natomiast zgodnie z przykazaniem trenera czyli Twoim ćwiczyć brzuszki i plecy, a także te ćwiczenia siłowe, które zaleca guru Skarżyński. A potem poszłam utrwalić to na siłownię i na joge rozciągnąć napięte mięśnie. I to jest coś dla mnie. Może się zdziwicie, ale przy ponownym wyjściu na trening na śnieg, mimo dużej generalnie przerwy w bieganiu poczułam zmianę! Nogi same się rwały. Mam nadzieję, że to dobry znak, że maratońskie moje urodziny spędzę w dobrej formie…


    wojciech.staszewski

    2010/01/18 20:50:32

    kalabris, miło Cię słyszeć (czytać) w dobrej formie. trzymaj się.
    nie na raty, cały maraton. z tym cyprem to blisko (chociaż nie do końca), ale to nie cypr.


    sfx

    2010/01/18 21:02:19

    Dziś po raz pierwszy skusiłem się na ćwiczenia… pisałem już tydzień temu, że pykałem w białą piłeczkę wśród ćwiczących…
    5 serii brzuszków po 12x … w piątek wymiękłem i wyszło 7x – tego nie znoszę
    8 serii grzbiecików po 15x… wyszło łatwo i przyjemnie – to lubię
    może choć ten raz na tydzień coś da ? chyba więcej niż brak


    chlopas

    2010/01/18 21:17:41

    kanary?


    kalabris

    2010/01/18 21:21:55

    sfx – da, da… a za chwilę poczujesz, że chcesz i możesz więcej. A tak wracając do tematu siłowni. Zanim zaczęłam biegać chodziłam na różne fitnessy, a raz w tygodniu z chłopakami tzn, z moim P., szwagrem i dwoma ich kumplami na siłownię – obowiązkowo w piątek. To taki ich rytuał na koniec tygodnia, gdyż twierdzą, że tydzień właśnie zaczyna się w piątek po pracy. Po treningu spotykaja się po kolei u każdego w domu i oglądają jakiś dobry film ( i tak oto każda żona ma raz w miesiącu miły wieczór „inaczej”). Dodam – siłownia jest męska, ale nie ma zakazu dla kobiet. Przyglądam się czasem tym mężczyznom… Bój się Boga! Panowie! Jesli szerokość zaczyna się większa niż długość…A te stroje… ja już rozumiem basenowe klapki na siłowni, bo potem tylko hyc pod prysznic, ale ostatnio zauważyłam… laczki zakopiańskie!


    kalabris

    2010/01/18 21:25:59

    ja nie jestem maniakiem strojów sportowych, chociaż…
    środowisko biegackie tez jest różne, ale to, co dzieje się na siłowni…mam zawsze ubaw po pachi… a to prężenie muskułów, to sapanie…mam pewne przemyślenia, ale one są mało cenzuralne


    kalabris

    2010/01/18 21:27:14

    ja tu się rozpisałam, a brzuszki „stygną”…


    piotrek.krawczyk

    2010/01/18 21:56:38

    John biegnie maraton… nie mogę zgadywać gdzie, bo mi już powiedział. Jak nie ma nagród w konkursie to chciałem wiedzieć bez udziału w konkursie. Stary farciaż, zazdroszczę jak nie wiem co 🙂
    I ponawiam ofertę spod poprzedniego odcinka. Start 4 – osobowej sztafety w leśnym biegu krosowym pod nazwą „Wesoła Stówa”. 17 kwietnia, sobota, noclegi z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę w Ośrodku Stowarzyszenia Terapeutów. Tam kuchnia, prysznic, Internet, wygodne materace lub łóżka. Przed Rzeźnikiem adresuję zaproszenie do Andantego, Johnsona (Sfx już się zastanawia). Ale (tu przeciek) do Johna i Daniela Źrebaka (on jest źródłem przecieku, po Biegu Chomiczówki miał błysk w oczach przy temacie „Rzeźnik”). Ale nie jest to zamknięta lista, jest otwarta i Ośrodek pomieści nawet trzy – cztery ekipy jak trzeba. Wesoła Stówa to bieg sztafetowy, zespoły do 4 osób, do przebiegniecia 100 km na pętlach po 5 km w dowolnej konstelacji / ekipy decydują ile okrążeń kto przebiegnie i w jakiej kolejności. Wszystko w lesie, jak B&B pisze, że przynajmniej równie ciekawie jak na leśnym maratonie w Starej Miłośnie, to byłby znakomite zawody pod Rzeźnika. Dziki


    fajka

    2010/01/18 22:00:54

    Kalabris – ja też mam fajne spostrzeżenia z siłowni. Chodzę od kilku tygodni, lekkie ciężary, szybkie serie, żeby wzmocnić mięśnie. Co z tego wyjdzie, zobaczę. Ale nie o tym. Początkowo stali bywalcy tego miejsca, przeważnie łyse karki, wielkie i bezduszne, przyglądali mi się z pewnym zaciekawieniem, bo nie mam takich muskułów jak oni. Pewnie się zastanawiali po co tam chadzam. Ale w zeszłym tygodniu, kiedy moje strony zasypał śnieg i nie było gdzie biegać, udałem się na siłownię z zamiarem zrobienia godzinki na bieżni. Biegnę, kwadrans, dwa, trzy, i z każdym kwadransem obserwuję, że kulturyści zerkają na mnie, ale juz nie z politowaniem, lecz z szacunkiem. Ostatecznie przekonałem ich chyba, że można inaczej szybkimi minutowymi przebieżkami pod koniec biegu. Od tamtej pory karki, jak przychodzę na trening witają się ze mną, a niektórzy nawet przebijają piątki. Na swój sposób polubiłem ich. Takie tam sobie doświadczenie. pozdr. fajka


    kalabris

    2010/01/18 22:09:34

    masz rację fajko – niektórzy są bardzo mili, są gotowi nieść pomoc niewiaście. I tzwane ABS-y można bez trudu odróżnić od przedstawicieli innych dyscyplin. A namierzyłam ostatnio kolarza – szlismy „łeb w łeb” ta samą ścieżką tortur obleczeni w rytualne lajkry.


    kalabris

    2010/01/18 22:10:43

    noo… zrobiłam te piekielne brzuszki i inne takie…odmeldowuje się.
    Mogę chyba powiedzieć, że … wracam po przerwie do gry…


    fajka

    2010/01/18 22:13:31

    Biegofanko – zapoznałem sie z relacją chlopaków z Hermesa z biegu na Wielką Sowę. Znam te góry i wiem, że trudną trasę zrobili. Ja chcę wiosną zdobyć Sowę od drugiej strony.


    mcvalec.biegacz

    2010/01/19 08:16:47

    Wojtku: Jak już dostaniesz plan od MSŻ na brzuszki, wkej go tutaj migiem.:)


    sfx

    2010/01/19 08:51:38

    hahaha… uśmiałem się z opisu siłowni i karków w niej występujących

    mam to szczęście, że siłownia, do której w poniedziałki zaczynam uczęszczać jest zapewniona przez nasz klub biegowy i znajduje się w szkole, a zatem nie jest to niesamowicie rozbudowany obiekt, lecz zawiera w sobie zestaw typu atlas i jakiś tam poboczny osprzęt – w sumie wszystko po jedym 🙂

    a więc i karków oglądac nie muszę, a jedynie biegowych kompanów

    co do ćwiczeń i drążków to mamy jednego asa, pan Kazimierz B., rocznik ’30… bałbym się z nim zmierzyć w czymkolwiek (a widziałem jak robi wymyczek, podciąganka, brzuszki i różne ćwiczenia rozciągające – wymiękam), a i w pingla sobie popykaliśmy całkiem przyjemnie…
    mówi tylko, że już możliwości nie te co 2-3 lata temu… wtedy to biegał szybciej, a teraz już czasy skromniejsze – na 5k 27min, na 10k 55min


    biegofanka

    2010/01/19 09:06:26

    Kasiu – ja już od 3 lat, jak chodzę 2 x w tygodniu z mężem na siłownię, mam ubaw za każdym razem (czasem to prawie tańce godowe i takie też odgłosy odchodzą, szczególnie w obecności młodych niewiast), wesołe to towarzystwo siłowe, ale niektórzy faktycznie „rozrastają się” w bardzo szybkim tempie, mąż widział wiele razy różnego rodzaju „wspomagacze” w męskiej przebieralni, którymi niektórzy się faszerują i już po paru miesiącach efekt widoczny…;)


    biegofanka

    2010/01/19 09:11:48

    Wojtku – zbierasz kolejne doświadczenia i materiał do pracy biorąc udział w kursie w obecności gwiazd sportu a jednocześnie ludzi, którzy dzięki niesamowitemu zaparciu i dążeniu do celu osiągnęli to, co dla innych pozostaje tylko marzeniem…:)


    biegofanka

    2010/01/19 09:15:00

    Fajka – bardzo interesują mnie Twoje i Twojej córki odczucia po Waszym maratonie… minęło już troszkę czasu, jak teraz z perspektywy to odczuwacie i wspominacie, czy macie w planach tegorocznych ponowne przebiegnięcie maratonu…:)


    mcvalec.biegacz

    2010/01/19 09:16:15

    Stawiam na Toyota Eko Maraton Targówek?


    biegofanka

    2010/01/19 09:23:40

    Wojtku – może faktycznie, jak napisał Chlopas – wystąpisz w niedzielnym maratonie Gran Canaria, żeby np. na miejscu „zarejestrować” a potem opisać start naszego „fukciarza” z Wrocławia, który dzięki wygranemu konkursowi ma zapewnione uczestnictwo w tej imprezie;)


    biegofanka

    2010/01/19 11:16:40

    Quentino – chłopie z żelaza! Mieć taką siłę, żeby po pół roku biegania znowu 2 maratony jeden po drugim biec… Ale masz power… powodzenia i życiówek jednej za drugą życzę:))


    biegofanka

    2010/01/19 11:22:07

    A ja mięknę… jednak pierwszy sezon biegania zimą daje mi do myślenia… to nie to, co w innych porach roku… chyba jestem jeszcze za słaba, żeby przebiec maraton, półmaraton jak najbardziej, ale maraton… trenuję, biorę suplementy, a jednak brakuje mi tego poweru, bardzo się męczę, choć bieganie sprawia mi radość, ale rozum i intuicja podpowiada… czegoś brakuje… chyba słońca przede wszystkim;))


    andante78

    2010/01/19 11:36:27

    Biegofanko, nie pękaj proszę ;). Premia naprawdę przyjdzie wiosną, a przebiegnięcie maratonu czy nawet połówki to kwestia, która właściwie rozgrywa się w głowie, a nie tylko w nogach etc. Dobre nastawienie to połowa skucesu!

    Dzki – Ty wiesz, że zaproszenie do udziału w spontanicznej sztafecie okołopolskobiegowej jest nad wyraz kuszące, ale nie wiem na ile uda mi się poukładać wszystkie obowiązki, a do tego dochodzą jeszcze kwestie finansowe. W każdym razie dziękuję za zaproszenie, naprawdę czuję się wyróżniony 🙂 będę myślał


    ocobiegatu

    2010/01/19 12:06:04

    Nawiązując zaś do owego tajemniczego bodźca co to ma znieść stagnację – dla mnie nie ma absolutnie wątpliwości , ze jest to dla biegacza posmakowanie chodu sportowego.
    Albowiem chód : a/ wzmacnia stopę ( też wybicie w biegu), ( patrz tez zalecenia Ortoreh dla biegaczy jako zabezpieczenie przed kontucja – dzial – dla pacjentow..), b/wzmacnia siłę mięśni ( zwlaszcza piszczele – patrz shin splints) , także korpusu ( brzuszki , grzbietki , pośladki itp.) przez co zastępuje uciążliwe i nudne ćwiczenia na .w.w. W korpusie , waznym dla biegacza, wzmacniaja sie miesnie zaniedbywane w bieganiu .
    c/ stanowi swoiste rozciąganie…
    d/ stanowi skipy…:)
    e/zastepuje podbiegi ..)
    f/ przenosi dobre nawyki zwiazane z dbaniem o technike
    z tym ,że mocno – choc te 8-10km /h hough ! jake mawiał Winnetou…:)


    ocobiegatu

    2010/01/19 12:16:57

    To mięsnie trzymają stawy , kręgosłup.Mięsnie najbardziej są ćwiczone w chodzie a stawy są odciążone . Mowa np. o korpusie. Jak ktos ma cos z kregoslupem to zalecaja wmocnic miesnie , jak ktos ma cos z kolanami – wzmocnic miesnie. Chyba lepiej najpierw wzmocnic miesnie nawet przez rok chodami a dopiero pozniej bieganie.. Że pomińmy tu aby biegac maraton po roku..:)
    albo po 13 miesiącach..:)


    biegofanka

    2010/01/19 12:17:43

    Jako że biuro mam w samym Rynku świdnickim, obserwowałam właśnie Poloneza w wykonaniu władz naszego miasta i nauczycieli z tegorocznymi maturzystami Świdnicy, oczywiście przy muzyce, której dźwięki nadal brzmią… u nas to już kilkuletnia tradycja na otwarcie balów maturalnych… Przypomniał mi się tamten czas… wody już trochę upłynęło. Wojtku – Twoja córka też chyba tegoroczna maturzystka…:))


    wojciech.staszewski

    2010/01/19 16:20:49

    Witaj Marcin na blogu. I od razu trafienie 🙂
    Dzięki korzystnemu skrzyżowaniu ról społecznych biegacza i dziennikarza dostałem wczoraj propozycję, żeby pobiec w maratonie na Gran Canarii. Jak z bajki 🙂
    Biegofanka – tak, sukienka już kupiona.


    quentino-tarantino

    2010/01/19 17:15:20

    Wojtek – szczęście Ci sprzyja już na starcie tego roku 😉 Tylko nam wstydu nie przynieś;-)
    Biegofanko – nie poddawaj się! Pamiętaj, że…”ta zima kiedyś musi minąć…zazieleni się…wyrośnie kilka drzew…i jeszcze wszystko będzie możliwe” 🙂
    Chwile zwątpienia też raz po raz mam ale to powinno trwać…max 2 do 3 chwil 😉
    Tak ja dziś – 10 km – z czego kilka w śniegu…jakby to powiedzieć…nie wiem czy Skandynawowie mają też taką wersję…who-you-vka podkopytna – przypomina to bieganie w basenie albo na bieżni – energii wkładasz sporo a krajobraz jakby się w miejscu zatrzymał…


    biegofanka

    2010/01/19 17:35:04

    Wojtku – też życzę udanego niedzielnego przebiegnięcia i jak najwięcej najciekawszych wrażeń… Co do sukni Twojej córki, pewnie wystrzałowa jest (teraz maturzystki to kreacje co najmniej, jak sylwestrowe, mają). Powodzenia dla Twojej córki na maturze, choć jeszcze czasu troszkę jest:))


    johnson.wp

    2010/01/19 17:35:16

    Chciałem napisać o potworach i brytanach w kontekscie omawianej tu siłowni, ale wobec oświadczenia Wojtka kolana mi miękną z zachwytu. Nie ma to jak wygrzać kości i płuca w ciepłych krajach w środku zimy. To juz za 5 dni!

    „Brytan” to nazwa wspinaczkowego periodyka z lat 80-tych, wydawanego własnym sumptem przez prawdziwych potworów skalnego wspinania. Miałem okazję oglądać tych, nie zawaham się napisać, nadludzi w akcji. Nazywalismy ich mutantami, bo dokonywali w skale rzeczy niemozliwych. Nie dało sie ich wyczynów powtórzyć nawet tym, ktorzy bardzo tego chcieli. To był prawdziwy sport amatorski. Wszystko działo się z minimalnym wsparciem organizacyjnym – po prostu czysta, żywa wola. Głównym trendem były w tym czasie wyprawy himalajskie. Nikt nie zdawal sobie sprawy że takie potwory jak oni wyznaczają nowe horyzonty, najpierw w skalkach, potem Tatrach, Dolomitach, ktore teraz są programem sportowym na siedmiotysięcznikach. Solidą podstawą tego sportu była praca w siłowni. Miałem okazje obserwować szok pośród ABS-ów, którzy obserwowali poznanskich asów skałkowych podciągających sie tzw. seryjkami z podwieszonymi u pasa 25kg ciężarami. To był prawdziwy szok kulturowy :)) No cóż, we wspinaniu najważniejsza jest wartość parametru zwanego „stosunkiem korby do torby”, ktory wazny jest rowniez w bieganiu.


    biegofanka

    2010/01/19 17:36:50

    Quentino – u nas od wczoraj odwilż… wolę już ten mrozik z twardym podłożem śniegowym, niż ten topniejący śnieg… bakterie w powietrzu… już mnie w gardle drapie:))


    sfx

    2010/01/19 19:37:35

    Sam nie wiem co miałem dziś biegać… więc sobie wybiegłem tak zupełnie bezwiednie…

    … wpierw odwiedziłem stadion, który johnson widział… okazało się, że był rozświetlony… miałem piękny wbieg na bieżnię – boczno-ślizgowy z przewrotką – istny cud 🙂 podniosłem się i otrzepałem, a za plecami pogratulował mi kumpel do mnie dobiegający… to był mój drugi-trzeci kilometr… pobiegaliśmy sobie w spokojnym tempie po bieżni przez jakieś 20 minutek, pogaworzyliśmy, a gdy kolega kończył ja ruszyłem dalej w nieznane… na znaną johnsonowi Górę Chełmską…
    … dzisiejsza trasa okazała się, że miała przewyższenie od min. do max. 119 metrów… z czego ostatnie 1800m podbiegu było o nachyleniu średnim 5,4% (tempo ok. 6:00-6:20)… dużo liczb, ale rzeźnik nie jest taki pikuś :)… potem już było z górki… wedle zaleceń johnsona – szybko w dół – tempo w granicach 4:00-4:20.
    … średnio wyszło tempo 5:30, 141bpm, 3 rytualne szkieleciarskie przebieżki po 4:00 w pełni poświęcone technice…

    A duma mnie rozpiera, bo kumpel na bieżni rzekł, że sylwetką w biegu zaczynam przypominać prawdziwego biegacza… tak określił poprawę w pracy i ułożeniu rąk i kierunku patrzenia – oczywiście porównując z przeszłymi moimi doświadczeniami.


    quentino-tarantino

    2010/01/19 20:17:03

    sfx – czytając Twoje wpisy podziw do tego co robisz narasta. Ja niestety jeszcze nie jestem na etapie ostrych górek, więc Rzeźnik, Masarz i inni faceci z ubojni, muszą jeszcze poczekać. Najbliższe 2 lata (ale pojechałem;-) mam zamiar skupić sie na płaskim. Rozumiem, że z Twojej strony Dębno aktualne ? Bo dla mnie szczyt wiosenny chciałbym właśnie tam ustrzelić.


    ocobiegatu

    2010/01/19 20:45:24

    Wojtku – que tengas buena suerte ! Alez wyjazd marzenie. Poniewaz hiszpański to mój ulubiony język to coś napiszę – nie będzie tym razem o chodzie..:).
    Polecam nauke tego języka bo można się pośmiac lepiej jak z czeskiego..a w dodatku bardzo prosty język. Na przykład jest tryb emocjonalny – absolutny ewenement. Wystarczy zamienić literkę a na e w słowie albo odwrotnie a juz wyraża to emocje mówiącego..
    Np. po polsku byłoby : pobiEgłem dobrze.. ale lepiej pobiAgłem dobrze ! jedna literka a tyle radości..:)
    Weźmy biegać – correr…
    ale correrse – znaczy zmieszac sie . wstydzić się po polsku byłoby – biegam sobie ale biegam się – czyli biegam sobie ale sie wstydzę (z wyników)..:)
    me corre pero se corre de mis resultatados..:)
    znawcy hiszpanskiego prosze o ew. korekte.
    Albo takie słowo hiszpańskie – wytrych – venga , venga ! znaczy wszystko – no idź, jedziemy , dajemy ! ( może będzie w maratonie)
    w zależności od sytuacji to może znaczyć wszystko – po prostu ktoś mówi venga , venga ! a odbiorca ma sam zrozumieć o co chodzi…
    czyta sie benga , benga -ale to b łagodne, bardziej pod w… Znam przekleństwa meksykańskie , bo znam meksykańców ale nie napiszę…:)


    sfx

    2010/01/19 20:52:24

    Tak jest.
    Po pierwsze primo Dębno.
    Po drugie secundo 20×5 Wesoła Stówa. (dziki: jeszcze myślę)
    Po trzecie tertio Rzeźnik.

    Szkieletom i innym johnom życzę powodzenia z kanarkami.


    quentino-tarantino

    2010/01/20 08:41:31

    Jak człowiek nie ma WRC – Wielkich i Realnych Sukcesów to czasami kreuje coś z niczego…wstałem sobie wcześnie rano, uzupełniam dzienniczek biegowy i właśnie wyszło mi, że w trakcie wczorajszego godzinnego biegu przekroczyłem swój pierwszy Tysiączek – mój licznik biegowy nabił do tej pory ponad 1000 km…to się pewnie Rącze Jelenie w tej chwili uśmieją ale takie mam na razie tempo po półrocznym bieganiu 😉
    Ciekaw jestem ile km nabiegali do tej pory nasi blogowi Przodownicy Pracy 🙂


    sfx

    2010/01/20 10:53:41

    quentino…
    Po ciężkim zeszłym roku… 2730k
    Po ciężkim początku maj-grudzień 2008… ok. 1000k – czyli mniej niż Ty w pierwszym półroczu.
    Po 20 dniach stycznia… 170k


    ocobiegatu

    2010/01/20 10:59:10

    bieg w 2009 i 2010 równo po ca. 1100km.
    tu wytłumaczenie moich słabych wyników..:),
    chód w 2009 – 1100km , 2010 – 1400km
    z tym ,ze do chodów zaliczam również te po ulicy , jeśli sa szybkie i dłuższe od 3km.
    Myślałem , że dam radę dac komentarz gdzie nie będzie słowa „chód” ale sie znów nie udało..:)


    beautyandb

    2010/01/20 17:58:53

    Do tej pory od kiedy ? 2009 – 3287, 2008 – ledwo przekroczone 3000. W styczniu…no, nie wiem, coś mi nie idzie 😉
    Wojtek, baw się dobrze na Canarach 🙂 Venga, venga – tak równiez kibice dopingują maratonczyków. Tak dopingowali w Barcelonie i to ich venga, venga, do dzis pamietam 🙂 Wojtek, venga!


    quentino-tarantino

    2010/01/20 18:08:27

    sfx – Twoje kilometry to trzeba inaczej przeliczać niż moje – większy ciężar gatunkowy pod Twoimi stopami 😉 ale będę walczył z jakością!
    ocobiegatu – próbuj, próbuj…może się uda jakiś wpis nie-chodzony – będę trzymał kciuki;-)
    beautyandb – marzyła mi się Barcelona w tym roku ale zawodowo nie dam rady…jak porównujesz Barcelonę z polskimi maratonami?


    ocobiegatu

    2010/01/20 20:10:01

    jeden rok mi się pomylił..:)
    patrzę – no te 1100km biegu w 2010 to całkiem przyzwoicie..:)


    piotrek.krawczyk

    2010/01/20 21:10:16

    Dziki: ok. 3 600 km, w tym około 450 km na zawodach. W tym roku pęknie 4 tysiące, bo „Maraton kocha kilometry”, jak mawia Marysieńka.


    piotrek.krawczyk

    2010/01/20 21:21:22

    Venga! Pierwsza setka? Piechotą nie chodzi 🙂 Nie znalazłem nigdzie wyników z zeszłego roku. Jak macie dajcie link.


    ocobiegatu

    2010/01/20 22:28:37

    z tym , że venga powinno byc powtarzane dwa razy…
    a to naprawde u hiszpanów wiele znaczy np. venga venga ! a on ma zrozumieć : „nie martw sie kochanie nasz..no powiedzmy wieczorny bieg..:) juz jutro bedzie lepszy”..:)


    wojciech.staszewski

    2010/01/21 01:04:14

    właśnie, beauty, pamiętałem, że ty biegłaś rok temu maraton w ciepłych krajach w zimnym czasie (i to z pewnym znanym etiopskim biegaczem).
    jak to jest? chodzi mi o różnicę temperatur, adaptację organizmu, sam bieg w takich warunkach. na kanarach w tej chwili jest podobno ponad 20 stopni. czyli o 30 więcej niż w wawie.


    biegofanka

    2010/01/21 08:56:34

    Wojtku – jeszcze więcej takich artykułów… czy bieganie, czy pływanie, czy chód, czy jeszcze inny sport… ważne, aby ludzie czytali i przekonywali się nawzajem, że w każdym wieku warto zacząć… wczoraj miło mi się zrobiło, jak biegnąc minęłam starszą panią, która z podziwem popatrzyła i powiedziała, że widać, że ze mnie sportsmenka, bo żadnej aury się nie boję (wczorajszym wieczorkiem już dość intensywnie prószyło), ja na to, że przecież tak pięknie biało… Wojtku pisz, pisz… jeszcze mało ludzi „się rusza”…:))


    beautyandb

    2010/01/21 09:59:12

    Ja to odchorowałam 😉 Tu było wlasnie tak jak dzisiaj – -15, tam – +20 plus ogroma wilgotność. Do tego doszła zmiana czasu, co na Kanarach Cie własciwie ominie. Byłam na miejscu już we wtorek rano (maraton był w piątek). Czułam się fatalnie, bolała mnie głowa, miałam ogromny katar (nawet polazłam do miejscowej apteki i kupilam od razu leki na katar i na alergię, bo nie wiedzialam co jest grane). Dzien przed maratonem ledwo wstalam. Sam maraton zaczynał sie o 6.30 rano, jeszcze po ciemku, po pierwszych kilometrach dopiero wyszło słońce. Poza tym było potwornie duszno i parno, na szczescie woda co 2,5 km. Ubralam sie jak na nasze megaupaly (o, coś jak na ostatnią Warszawę). Co prawda o swicie bylo mi chlodno, ale potem w sam raz. Niby slonca nie bylo, ale straszna duchota. No i spuchlam po drodze (nie mam na mysli kontuzji, tylko fizycznie opuchnięcie, palce jak serdelki i takie tam inne). Z tego przeziebienia potem dochodzilam do siebie przez 3 tygodnie. Ale nie było jakieś rozkładające, tylko raczej ćmiące.


    beautyandb

    2010/01/21 11:01:38

    A wracając do clue pytanie, generalnei do momentu zlapania kontuzji to biegło mi się dobrze. Myslałam, ze nie dam rady, ale bylam dobrze przygotowana. No i lekko – zrzucenie paru ton ubrania dobrze robi 😉


    kalabris

    2010/01/21 11:29:44

    biegofanko – w nawiązaniu do wcześniejszego wpisu – nie łam się! to mówi Ci Twoja starsza kleżanka biegowa, która zaczęłą biegać w 40-tym roku życia, a pierwszym moim startem był… półmaraton. Wiem, głupota kompletna, ale dałam radę! I Ty też dasz. Przyjdzie wiosna i pofruniemy! ja nadal mam taką cichą nadzieję…choć czasem psyche siada. Wtedy „śpię” z moim medalem z MP, który nazywam „blachą mocy”


    kalabris

    2010/01/21 11:34:49

    a teraz – z innej beczki. Rzecz o ortopedach. Mój biegający małżonek P., który ze mną debiutował w MP w ubiegłym roku, ma problem kolanowy. Jakieś 20 lat temu podczas gry w piłkę „rzekomo” zerwał wiązadło w lewym kolanie. Wiecie – gips, sanatorium i koniec intensywnego sportu. Zaczął jednak po kilkunastu latach biegać, co kiedyś szło mu nieźle. Powoli kolano się wzmocniło, przestało puchnąć. Wciągnął żonę w bieganie, ta zapisał go na maraton… bronił się, ale cóż, stało się. Pisalm już tu chyba, że na tydzien przez MP przeskoczył płot i… spuchło mu kolano prawe..


    kalabris

    2010/01/21 11:40:04

    mimo to debiut maratoński 2009 zaliczył całkiem nieźle. Noga jednak dokuczała – ta prawa, co to zdrowa była. Poszedł do ortopedy nr 1. ten zrobił USG i orzekł co następuje – ” w prawej nodze więzadła zerwane – na artroskopię. Lewe – nic tu nie widzę. zakaz sportu”. Potem wizyta u ortopedy nr2 – „o, panie! zerwane ma pan w lewej! trzeba zrobić rezonans. W prawej tylko przeciążenie. Jeśli się mylę – odszczekam!. zakaz biegania”. Wczoraj wizyta u ortopedy nr3. Zdjęcie rentgenowskie -„nie ma żadnego zerwania. Prawe przeciążone, w lewym zwyrodnienia, skierowanie na zabiegi reh.”


    kalabris

    2010/01/21 11:41:02

    Zagadka – co zrobi P.? Mnie oczywiście podoba się najbardziej lekarz nr3


    beautyandb

    2010/01/21 12:25:25

    Quentino, dopiero dopatrzyłam sie Twojego pytania. Barcelona jest super 🙂 Jeden z najlepiej zorganizowanych maratonów, w jakich biegłam. Lepiej zorganizowany to chyba jest Berlin, ale to inna skala. W Barcy było z 8-9 tys. biegaczy. Dużo, ale nie tłum. Biegniesz wsrod ludzi, ale nie w tlumie. Najlepsze pasta party 🙂 (i free w pakiecie). Bardzo fajny bieg śniadaniowy. Nie wiem, jak z prysznicami after, bo… nie chciało mi się szukac, bylo na tyle cieplo i przyjemnie, że dalam rade wrocic do hotelu sie wykapac. Ale byly na pewno i byly busiki, ktore dowozily. Poza tym wszystko w jednym miejscu, znakomicie uporządkowane. A na starcie puscili fontanny i „Barcelonę” Montserat Cabalier i Mercurego i było przepięknie, monumentalnie i wzruszajaco.


    biegofanka

    2010/01/21 13:29:35

    Kasiu – w ostateczności jest świetny masażysta (cudotwórca) na Dolnym Śląsku, który niejednego przed operacją uratował… i oczywiście na nogi zdrowe postawił… Mam nadzieję, że Twój P. również wkrótce „pofrunie”:))


    biegofanka

    2010/01/21 13:32:52

    Łamać, to się nie łamię… co najwyżej mięknę…;) W każdym razie trzymam się planów treningowych, które rozpisuję sobie na każdy tydzień i nucę: „Co ma być, to będzie…”:)


    quentino-tarantino

    2010/01/21 14:32:53

    Beautyandb – dzięki za info – przyczaję się na Barcę prędzej czy później 😉

    kalabris – to co opisujesz to klasyka – takich konowalskich diagnoz najbardziej się boję…
    Wiem co piszę bo miałem już do czynienia z partaczami lekarskimi…


    johnson.wp

    2010/01/21 16:17:47

    Nie wiem ile zrobiłem w zeszłym roku bo zeszycik został w Poznaniu 🙂

    Wesoła stówa kusi, oj kusi, ale są obiektywne przeszkody niestety. Chyba się nie uda.
    Dzisiaj było znowu biegogórsko. Po trzech dniach „odpoczynku” na nartach zerwałem się skoro swit żeby zdążyć przed kolejną turą zjazdową. Wybrałem trasę szosową. Pobiegłem do Jurgowa 5km tempem rekreacyjnym, a potem w górę przez Brzegi. To chyba najbardziej stroma wieś w Polsce. Nie wiem jeszcze jaka była róznica wzniesień ale to był ponad dwukilometrowy podbieg jednym ciągiem. Na oko jakies 10-15% nachylenie. Całość 13km z hakiem. Przy okazji opiszę moje patenty zimowe bo dzisiaj było jakieś -12’C, a w grudniu byla o tym dyskusja. Otóż podstawa to bokserki, na których 2 pary rajtek termoaktywnych. Pod wiatrówką też podobne warstwy ale przy mrozie stosuję golfik z bardzo cienkiego polara, ktorego uzywam od 20 lat, kiedyś do wspinania, a teraz mimo dziur na rękawach do biegania. Natomiast głowę i szyję chronię do 3km (tyle się rozgrzewam) czapeczką z polara, ale potem stosuje patent lumpeksowy. Należy znaleźć krotkie spodenki z grubszej lycry (koszt ok 2zł), odciąć nogawki (jakieś 15cm) i jedną załozyć na głowę, a drugą na szyję i gotowe. Rękawiczki wygrzebałem polaropodobne za 7zł 🙂


    piotrek.krawczyk

    2010/01/21 20:27:26

    Johnson. Super patent te nogawki! Twoje treningi budzą we mnie respekt, podziw i… zazdrość – nic na to nie poradzę 🙂 Będziesz mocnym ogniwem superteamu PB w Bieszczadach. Szczególnie, że jesteś „zwierzem górskim”, oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. W maju planuję pojechać w góry, może w Beskid Śląski, żeby Andante może dołączył na przetarcie się po górach, ostatnie ustalenia, itp.
    Andante. Ustroń, Wisła, Szczyrk, Bielsko Biała? Dobry pomysł? Dziki.


    biegofanka

    2010/01/22 09:40:12

    Johnson – ja też Ci zazdroszczę tego ruchowego odpoczynku w górach… teraz jest tak pięknie i słoneczko na pewno często świeci… miłego dalszego szusowania i biegania:))


    chlopas

    2010/01/22 11:49:56

    ja tu bywam od dawna. tylko nic nie pisałem, bo się wstydzę. za wolny jestem.


    biega_czu

    2010/01/25 19:27:27

    Sporo osób rezygnuje z biegania z powodu mrozu. Radzę się przyzwyczaić 🙂 Właśnie telewizor powiedział, że mrozy potrwają aż do końca lutego. Biegałem wczoraj przy -18 st. i przy pełnym słońcu. Widoki cudowne. W ciągu dnia temperatura rośnie nawet do -9-10 st., ale w tym czasie pracuję i nie dla mnie takie upały 🙂

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.