Ta ostatnia niedziela. Biegać czy nie biegać. Jednak nie. Dosyć się skatowałem przez ostatnie dwa miesiące. Jeszcze w zeszłą środę na hali na Siennickiej ćwiczyłem siłę. Jedno co teraz mogę zrobić, to odpocząć. W sobotę do nocy analizowałem plan na ostatni tydzień przed sobotnią dziesiątką w Poznaniu. W końcu postanowiłem zrobić tak: w niedzielę odpoczynek. W poniedziałek długi bieg, może półtorej godziny w I zakresie, może wezmę pulsometr, a na koniec parę szybszych przebieżek. We wtorek ostatni raz zadręczę swoje ciało, ostre bieganie z planu treningowego. W środę 45 minut do godziny I zakresu i może większa porcja przebieżek. W czwartek i piątek makaron, płyny i sen. A w sobotę się zobaczy. Czyli niedziela bez biegania. Moja Sportowa Żona miała za to maraton fitness tuż pod domem, grzech byłoby nie iść. A propos grzechu, to drugą niedzielę z rzędu nie poszliśmy do kościoła, jednak życie sportowe koliduje z religijnym. Pod koniec maratonu na trochę zaprowadziłem do MSŻ córkę przedszkolaka, bo ze sportowymi znajomymi umówiliśmy się w nowo otwartej hali sportowej na Ursynowie (na Pileckiego; nie znacie, to obejrzyjcie). Hala wypasiona, w pierwsze weekendy wstęp kosztuje złotówkę za godzinę. Przyszło nas czworo dorosłych plus dwójka maluchów. Maluchom daliśmy mojego zapasowego badmintona, a sami zagraliśmy w siatkówkę. Nie cierpię siatkówki. To trauma ze szkoły podstawowej, bo w mojej szkole to był sport narodowy. Pamiętam te beznadziejne wuefy, kiedy stoimy na boisku – 9 lapet i 3 osoby, które potrafią odbijać. Piłka leci, jak pocisk, modlitwa ‚żeby tylko nie do mnie’, buch, pac, punkt, przejście, nuda, nuda, nuda. Dziś pierwszy raz w życiu zagrałem w siatkówkę z przyjemnościa. Pod koniec seta nawet zdarzały nam się przemyślane odbicia, moją partnerką była prawdopodobnie była siatkarka, a przynajmniej dziewczyna, która potrafi odbijać. Ręce oczywiście bolały, ale ja lubię jak boli. Popykaliśmy jeszcze trochę w badmintona, nieźle się przy tym spociłem. A na koniec w ping ponga, jak dziwnie się trzyma paletkę, kiedy człowiek przyzwyczai rękę do rakietki. A teraz muszę kończyć, chociaż nie znalazłem jeszcze puenty. MSŻ wytaszczyła na środek salonu step i ćwiczy. Już idę, kochanie.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.