Strachy wyłażą z lasu, z ciemności. Strach przed Putinem, że puknie w nas atomówką, zakończy tę całą zabawę, a mój syn, Mały Yoda, nie dożyje nawet lat szkolnych. Strach taki mocny, że od kilku kilometrów czworogłowe uda mam jak z waty. A właściwie jest tak od startu na krynickim deptaku. Nucę w głowie „Bieriozy” Lube i nie mogę opanować strachu przed Putinem.
Bo tak naprawdę to strach nie przed wojną, ale przed tym, co nieuchronnie musi nadejść i z czego zdaję sobie sprawę już dzień przed biegiem. Najlepsi podopieczni świata, których spotykam w piątek Krynicy mówią, że mam panikę w oczach. Do Mojej Sportowej Żony dzwonię, że jestem przecież do tego biegu kompletnie nieprzygotowany, za mało długich wybiegań. Staram się sam oszukiwać – że lata biegania, że obóz w Rabce, że regeneracja. Na tyle skutecznie, że wierzę, że mogę przebiec tę stówę, pełny dystans Biegu Siedmiu Dolin w Krynicy. Przebiec to znaczy w moim pojęciu pokonać tę trasę w jakieś 12-13 godzin, bo takie czasy potrafią mieć moi znajomi trójkołamacze.
Bieg kończy się szybko, za Halą Łabowską wszyscy zaczynają mnie wyprzedzać. Chyba wyglądam źle, bo dwie osoby zagadują, czy mi nie pomóc. Pomóc może mi tylko jedno: kontuzja. Wtedy mógłbym rozłożyć ręce i zejść z trasy bez wyrzutów sumienia. Ale jak na złość docieram do Rytra, już wstało słońce, schował się Putin. Biorę herbatę, walę się na trawie i zostaję sam na sam z argumentami. Nigdy bym nie pomyślał, że tutaj, między workami z przepaku będę podejmował jedną z najważniejszych decyzji w życiu.
Zejść czy nie zejść. Oto jest pytanie.
Nigdy w życiu nie zszedłem z trasy biegu. To dla mnie ważne, wiem, że ważne też dla moich podopiecznych. Piszę im czasem, że się z trasy nie schodzi albo już nie muszę pisać, bo sami wiedzą, co sądzę i jakie świadectwo sobą daję.
No dobrze, ale przecież nie jestem w stanie biec. Mam ścianę. Najgorszą ścianę maratońską, jak wtedy, kiedy zaczynałem na 3:45, a kończyłem w 4:45. To był mój drugi maraton, pamiętam dwie godziny koszmarnych męczarni. To jak teraz wstać i zdecydować się na kilkanaście godzin biczowania po jelitach?
Może zejdę i będę opowiadał, że tylko raz zszedłem, kiedy byłem do biegu kompletnie nieprzygotowany. Też niezła legenda.
Ale jeśli zejdę, będę musiał tu za rok wrócić. Wiem to. A nigdy więcej, przenigdy nie chcę biec stu kilometrów po górach.
Tylko że jeśli pobiegnę, to będzie po sezonie. Przekreślam dobry start w Maratonie Warszawskim i Biegu Niepodległości. Schodząc teraz mogę to uratować. Mam wybór: racjonalna kalkulacja albo romantyczna legenda. Medytuję nad tym dobre pół godziny i czuję, jak zakwaszenie opuszcza moje mięśnie. I już wiem.
Zjadam kanapkę z jajkiem, którą przygotowała mi MSŻ, popijam colą, poprawiam bananem i po 32 minutach wyruszam z pierwszego przepaku w górę – na Prehybę.
Na ostrym podejściu wszyscy idziemy. Na lekkim się biegnie. Ja nie potrafię już biec, bieganie naprawdę skończyło się koło Hali Łabowskiej. Ja brnę, ja się posuwam, ja pokonuję opór. Gadamy z Marcinem, który organizuje wycieczki trabantami po Krakowie, więc ma mnóstwo czasu na bieganie, pokochał ultra. Mówi, że biegnę, jakbym miał się zaraz przewrócić. Rzeczywiście, jestem przechylony na prawo jak statek pijany i nic z tym nie mogę zrobić.
Dzwonię do MSŻ, że jednak ruszyłem. Wcześniej już odwołałem swoje buńczuczne 12-13 godzin. Teraz zadowolenie to ukończyć, a szczęście zejść poniżej 15 godzin. Czyli zostało jeszcze na pewno kilkanaście godzin brnięcia.
Docieramy do Prehyby, jest bufet. Uzupełniam picie w bidonach, wypijam herbatę. I negocjuję z żołądkiem. Rodzynki? Rzyganie. Cukier? Rzyganie. Sól? Rzyganie. Banan? Weź pół. Herbatniki? Gula w buzi, nie ma mowy. Herbata? Dobra, jeszcze jedna.
Docieramy do Radziejowej. To najwyższy punkt trasy i dokładnie półmetek. Ale dostaję euforii z innego powodu – to moje ścieżki z dzieciństwa. Proszę Marcina, robi mi zdjęcie na szczycie, koło tego pomnika z poprzedniego odcinka bloga.
Niewidzialny Jasio, niewidzialny Jasio! Najpierw nie wiem, co się dzieje, ale z Radziejowej zaczynam zbiegać, jakbym znów był biegaczem. Żołądek się zebrał w sobie, ręce zaczęły pracować, pojawiła się wyraźna faza lotu i praca nogi w stawie biodrowym. Nie mogę pojąć jakim cudem, ale jestem w euforii.
I nagle eureka – zaczynam gadać do siebie „niewidzialny Jasio”. To tutaj, to na stoku Radziejowej jakieś 20 lat temu wymyśliliśmy z małym wtedy Jaśkiem „niewidzialnego Jasia”. Zawieszona na plecaku pelerynka przeciwdeszczowa, z którą się gadało w drodze, że kilkulatkowi łatwiej było maszerować. To o tym niewidzialnym Jasiu Janek napisał mi z zachwytem w liście, który dostałem już po jego śmierci. Niewidzialny Jasio.
Nie chodzi o to, żebym nagle uwierzył w gusła. Ale człowiek potrzebuje takich haków, na których może sobie zawiesić pozytywne emocje. Biegnę z tym do Obidzy, na podejściu na Eliaszówkę żołądek godzi się na snickersa z przepaku. Da się biec, ale coraz ciężej, słońce już mocno grzeje. Dobra gospodyni na skraju Piwnicznej wystawia wiadra z wodą i filiżanki, pijemy. Ja trzy filiżanki wody – a po 200 metrach żałuję, że nie wypiłem więcej. Jestem tak odwodniony, że praktycznie się nie pocę. Na pierwszym przepaku zmieniłem koszulkę, teraz nie ma potrzeby.
W Piwnicznej nie odpoczywam. Ja tu zdycham. To już nie jest ściana. To jest jak kac gigant, kiedy marzysz tylko, żeby leżeć, a jedyne, co cię może poderwać na nogi, to żołądek, jeśli uruchomi wymioty. Negocjujemy. Kilka skurczy, ale bez rzygania. Dobra, to zaczynam wmuszać kanapkę i teraz już nie mogę rzygać, bo skąd wezmę potem te węglowodany. Na wszystkie słodycze z bufetu mdli mnie od razu.
Nie skończyłbym tego biegu gdyby nie drugi Marcin. Też z Krakowa, ale lepiej powiedzieć z obozu – był na II obozie biegowym w Rabce, prowadziłem go potem przez 3/4 pierwszego maratonu też tu, w Krynicy. Marcin zapisał się na 66 km, więc już jest po biegu. Przynosi i herbatę, nalewa do bidonów. A ja mogę spokojnie zdychać na przepakowym worku. Po kwadransie kładę się na drzemkę.
– Kiedy cię obudzić?
– Nigdy.
Marcin siedzi przy mnie i po kilku minutach z wyrzutów sumienia podnoszę głowę.
– Lepiej nie będzie.
To są chyba trzy kluczowe słowa w tej bajce. Za siedmioma dolinami żył pewien rycerz, zakuty łeb, ale romantyczny był wielce. Chociaż nie był przygotowany do zadania postanowił je wykonać. Pokonywał smoki, lęki, góry i doliny. Ale wyczerpany był niemożebnie i sczezłby marnie na łące nad Popradem, gdyby dobry wróż nie powiedział mu trzech magicznych słów: lepiej nie będzie.
Czy się idzie, czy się leży cierpienie jest takie samo. Jeszcze kilka gryzów kanapki, resztę zabieram na drogę razem z niedopitą colą. Konałem tu aż 42 minuty. Moi znajomi z trasy są już daleko z przodu. Ruszam na najbardziej niewdzięczny odcinek trasy: ostre podejście po betonowych płytach. Upał jak cholera. Zostali już sami setkowicze, żadnych finiszujących z radością 66-kilometrowych biegaczy. To jest jak marsz zombie. Zbieg w dolinę Łomniczanki i znów podejście. Przede mną idzie człowiek, siada na kamieniu. Patrzę mu w oczy, ma tam strach, jakby mu właśnie zabrali wszystko. Bo rzeczywiście traci wszystko – wszystkie siły. Głowa by chciała dotrzeć jeszcze na kolejny przepak, ale nie biega się głową, tylko żołądkiem. A stamtąd zero zasilania. Nadzieja może umiera ostatnia, ale widzę, że u niego to właśnie ten moment.
Bo nagle goni nas smok, o którego istnieniu wprawdzie wiedziałem, ale nie spotkałem go jeszcze nigdy na żadnym biegu. Limit czasowy. W Wierchomli musimy być w ciągu 13 godzin. Z góry zbiegam, nadrabiam, pod górę tracę. Jest ślisko, bo właśnie przeszła ulewa. Ale skończył się ten straszny upał. Dzwoni MSŻ, ale nie mogę odebrać, bo na deszczu nie da się odebrać smartfona. Wiem, że się denerwuje, ale musi poczekać.
Docieram 20 minut przed limitem. I pozwalam sobie na 20 minut odpoczynku. Telefon do MSŻ, banan, cola i żel. I w drogę, byle przed smokiem. 2 godziny na 11 km.
Podejście nartostradą, długie, tempo pewnie z 3-4 km/h. Zbieg nartostradą, odrabiam straty, doganiam nowych znajomych. I droga do Bacówki nad Wierchomlą.
Kiedy pytałem w poprzednim odcinku daliście mi dwie rady: nie marnować czasu na przepakach i nie maszerować drogą do bacówki, tylko biec. Czasu na przepakach nie marnowałem, ja się tam po prostu musiałem regenerować. Rada „wash and go” jest dobra dla tych, którzy biegną, a nie walczą o przetrwanie. I cały czas byłem też pewien, że nie będę biegł drogą do bacówki, bo nie mam o co walczyć.
A tu okazało się, że mam walkę dużo cięższą niż łamanie 12, 13 czy 14 godzin. Muszę uciec przed 15-godzinnym limitem na tym punkcie. Różnie mówią – że jeszcze 4, 5 albo 6 km. Podrywam do boju Waldka z Koszalina i przebiegamy ten odcinek z dwoma przerwami na marsz.
Co to za sztuka? Z perspektywy fotela w Warszawie albo bieżni na Agrykoli – żadna. Ale tam, na drodze nieopodal Muszyny to sztuka niezwykle wyrafinowanego wyciskania ostatnich soków z wysuszonego bambusa, podłączenia 60-watowej żarówki do wyczerpanych baterii z walkmana. Pisaliście, że trans. Nic takiego, trans jest dobry do tańca. Tu jest tylko strach przed gilotyną limitu czasowego i żel w żołądku. I jeszcze zgoda na cierpienie. Jestem przeciągnięty przez wyżymaczkę i staję do najbardziej heroicznej walki w moim życiu.
Docieram aż 22 minuty przed limitem. I siedzę tylko 12 minut. Ostatni telefon do MSŻ.
– Spokojnie, teraz już z górki, a ja umiem zbiegać.
– Ile ci zostało do mety?
– Tylko 12 km.
– Cha cha cha.
Rzeczywiście zabawne. Jest takie powiedzenie, że w Europie 200 km to daleko, a w Ameryce 200 lat to dawno. Na ultra 12 km to blisko, bardzo blisko.
Jestem bardzo blisko z tymi obcymi ludźmi, z którymi pędziliśmy do bacówki. Nie znam ich historii, imię Waldka musiałem sprawdzić w internecie, jego bratu udało się dobiec, choć przed bacówką został za nami o 6 minut. A jednocześnie ta solidarność grupy ocalonych skazańców podchodzących w cierpieniu na Runek… Nie wiem, jak to napisać, ale chciałbym tego jeszcze kiedyś doświadczyć.
Kto biegł, ten wie. Magiczny jest ten moment, kiedy słychać deptak w Krynicy. Za chwilę widać festiwalowy namiot. Robi się ciemno, ale ktoś miał czołówkę, więc cały wężyk daje radę. Potem zbieg ścieżką przez krzaki, za płotem impreza, wrzeszczą brawo, brawo, jesteś zwycięzcą. Ulica i jak w Matrix IV po kontakcie z asfaltem znów zmieniam się w biegacza. Dołącza się skądś Ania z obozu w Rabce, nasza przewodniczka, która jutro pobiegnie maraton. Wrzeszczy, że Wojtek Staszewski, dobiega ze mną do deptaka.
Od 10 km myślę, co zagrać na mecie. Chłopaś zrobi mi zdjęcie, wiem o tym, więc co chciałbym pokazać. Zero emocji – kijowo. Sztuczny gest triumfu – fałszywie. Bo chociaż w swoich oczach zostałem bohaterem, to wiem też, że przez własną głupotę. Trzeba się było porządnie przygotować i wystartować na 15 godzin, a śpiewałbym pieśń chwały od startu do mety. Więc co?
Wbiegam w 16:40:54. Czyli 19 minut przed limitem. Jestem 462, za mną dobiega jeszcze 39 osób. Podchodzę do najlepszych podopiecznych świata, którzy podskakują z okrzykami, transparentem i prawdziwą radością (biegli dziś i to nieźle Życiową Dziesiątkę, walczyli o pucharki w I Mistrzostwach Kancelarii, a potem opijali sukces czekając na mnie). I wtedy Chłopaś robi mi zdjęcie.
W oczach mam chyba strach.
wojciech.staszewski
2014/09/08 23:55:03
7 minut przed poniedziałkowym limitem. Ostatnio to moja specjalność 🙂
–
ocobiegatu
2014/09/09 01:49:17
A co to- bara bara po nocy i nie czytacie ? ! albo , co gorsza – śpicie ?! ..).
Gratulacje dla Wojtka. Relatywnie to świetny wynik. Mam nawet wzór :
10000 podzielić przez KBPS ( kilometraż specyficzny w umownym , jednakim dla każdego zawodnika, BPS ) razy wynik w godzinach. Tu byśmy mieli : 10000/ 100x 16.7 = 6 Czyli wynik na szóstkę..).
A mnie kiedyś uczyli na szkoleniu marketingowym,że strach to jedyne emocje co dopingują do działania. Na przykład – ktoś się zakochuje bo ma strach przed samotnością. Ktoś kupuje droższy jogurt bo ma stracha ,że sąsiad powie ,że chodzi do biedronki..). itp.
Mało było o chodzie ale po tempie to myślę , że chód był..). Chód sportowy – odmiana górska. To mnie intryguje.
Miłego dnia..).
–
ocobiegatu
2014/09/09 01:52:14
Zwycięzca pewnie miał KBPS w 3 miesiącach – jakieś 450. A wynik koło 10h.
–
ocobiegatu
2014/09/09 01:56:51
Oczywiście – raczej 150km ale tygodniowo . Da radę tyle po górkach ?
–
Gość: Piotr Kacejko, *.nplay.net.pl
2014/09/09 02:03:29
Trenerze gratuluję, jeszcze pokażesz pazur w biegach górskich, wierzę w to głęboko. Ja zrobiłem w czerwcu Rzeźnika w 15 godz z ogonem nie miałem w głowie tylu emocji co Ty i rzygać mi się nie chciało. Ale mierzyłem tylko w limit. Beskid Sądecki to dla mnie tez wspomnienia młodości, Ty miałeś przyspieszona powtórkę. Życzę satysfakcji na innych dystansach, a tu jeszcze wrócisz. No i nie bój się…
–
kamilmnch1
2014/09/09 06:52:22
Ostatnie zdjęcie w pełni oddaje emocje. Jestem ciekaw czy po kilku dniach będziesz miał w głowie złość- „po co mi to było” czy niewypowiedzianą radość z przebywania ze sobą w górach dzieciństwa…
–
beat.usia
2014/09/09 07:44:05
Mistrzu /Trenerze Z ostatnio czytanej ksiażki:
‚Kiedy odwiedzaja cię opowieści, zaopiekuj się nimi. I naucz się rozdawać je wszędzie tam, gdzie moga okazać się przydatne. Czasami by przeżyć, opowieść może być ważniejsza niż jedzenie.’
Piękna opowieść!!!!, bieg WOW!!!! Życzę wielu, wielu, wielu następnych, zdobytych biegiem szczytów!!!!
–
jerzman
2014/09/09 07:54:40
Trenerze, gdyby przyznawali Grand Pressy za blogowe relacje sportowe, kolejnego miałbyś w garści, magia!
Jedna nieścisłość, te wycieczki to nie po Krakowie, tylko po Nowej Hucie.
–
Gość: Viking N., *.neoplus.adsl.tpnet.pl
2014/09/09 08:01:40
Wojtek, Jedyne co mi się ciśnie na usta to WIELKI SZACUN! Kiedy z Dorotą biegliśmy setkę w Kaliszu (nieporównywalną, bo po płaskim) i zaczęliśmy na 70-75 km coraz niebezpieczniej zwalniać, co w konsekwencji mogło oznaczać przekroczenie limitu czasowego też pojawił się on. STRACH. A ten, który miał się pojawić ( jak wynikało np. z książki Murakamiego o bieganiu) , czyli TRANS,nie przyszedł… Bo wydaje mi się, że ci kolesie chyba nigdy nie biegają razem…
Serdeczne gratulacje i niech legenda trwa nadal 🙂
A najbardziej interesujące w tym jest to, że za kilka (kilkanaście?) tygodni zapomnisz o bólu i zaczniesz myśleć o czymś następnym… trudniejszym…
–
andante78
2014/09/09 08:23:36
Wojtek, szacunek także za to, że po reportersku oddałeś wszystkie barwy tego biegu i własnych myśli.
–
pict
2014/09/09 08:42:34
Dobry tekst. „Najgorsze” w ultra jest to, że z czasem wydaje się to wielką i piękną przygodą. Z perspektywy kilku miesięcy czy roku będziesz to wspominał z rosnącym bagażem pozytywnych emocji. JA w tym roku dałem się złapać na tym, że żałowałem swojej nieobecności na Rzeźniku i B7D, ale na szczęście nie było już szans na zapisanie się. Nie daj się oszukać! Wracaj na asfalt!
–
tomikgrewinski
2014/09/09 09:12:39
Niezła epopeja!
Wojtek świetnie to wszystko opisałeś.
Gratulacje że dobiegłeś do mety.
Masz chłopie charakter!
–
cyberchmura
2014/09/09 09:31:10
Bo Ultra to piękna przygoda. Po prostu zależy czego się oczekuje od biegania
–
Gość: Jurek68m, *.ip.oxynet.pl
2014/09/09 09:33:16
Gratulacje ! Brawo, brawo, brawo !
Przy porannej kawie czytam ten tekst i serce mi pod gardło podchodzi….
Być trenerem to nie tylko poazywac technike…..to nie tylko uczyc sily biegiegowej…..ale tez uczyc walki w kryzysie, w sytuacji trudnej czasem beznadziejnej.
Wiem, ze za miesiac ten tekst bedzie dla mnie motywacja do kazdego kolejnego kroku w moim pierwszym maratonie…..
Dziekuje za to Wojtku….pozdrawiam z słonecznego Jaroslawia – Jurek 🙂
–
gepaard
2014/09/09 09:35:00
Wojtek, mocny tekst!
Gratuluję zwycięstwa w walce z samym sobą 🙂
–
Gość: biały, 195.39.130.*
2014/09/09 09:43:32
Jak zwykle wzruszające i inspirujące pisanie. Działa na wyobraźnie i zostaje w głowie na cały dzień. Marzą mi się góry…
P.s. Czekam zawsze na czytanie we wtorek rano! 🙂
–
Gość: kubol7b, 213.25.94.*
2014/09/09 10:12:22
Wojtek, relacja jest genialna. nie napisze ‚szacun za bieg’, bo z marszu to mozna wystartowac w maratonie – najwyzej sie poumiera godzinke, poltorej. Ale to ze nie zszedles pokazuje, ze jestes bardzo twardy. zrobiles dobry trening pod setke w Kampinosie.
Johnson, zelazniaku – a czy Ty sie zapisujesz na wlasciwa impreze? setka w kampinosie jest 5.x, a 18.x jest maraton kampinoski. na setke listy startowej (chyba) nie ma w necie, na maraton dwa tygodnie pozniej jest. Rewelacja, ze bedziesz!
–
Gość: kubol7b, 213.25.94.*
2014/09/09 10:57:30
aaa przepraszam. jest i lista na setke i rzeczywiscie brak na niej dzikiego – co to za intryga?
–
Gość: Mat, *.internetdsl.tpnet.pl
2014/09/09 11:53:37
Gratulacje Wojtku, wiem jak wygląda trenowanie jak się ma małego Yodę… musisz mieć żelazną siłę woli
–
mksmdk
2014/09/09 11:58:31
Zawzięty z Ciebie gość. Gratulacje.
–
Gość: FankaRedaktora, *.play-internet.pl
2014/09/09 12:29:26
Wojtek kocham Cię. Agata
–
baraszko
2014/09/09 13:22:08
A ja Cię nie kocham (jak Agata), za to szczerze gratuluję. Kiedy mijałem Cię na zbiegu tuż przed Rytrem, byłem pewien, że wiesz co robisz – oszczędzasz siły na końcówkę. Właściwie cały dalszy dystans zastanawiałem się, kiedy wyskoczysz mi zza pleców w swojej oczojebnej firmowej katance. Jednak kiedy dotarłem do mety, a Ciebie na niej nie było, zacząłem się zastanawiać, czy aby przypadkiem nie dopadł Cię ultra smok. Jakże się cieszę czytając tę relację, że jednak nie wziął Cię ten bydlak na ząb. Szczerze gratuluję, że się nie poddałeś, że nie zszedłeś, nie spełzłeś, nie zasnąłeś. Takie zwycięstwa mają dla mnie podwójny wymiar. I nikt mnie nie przekona, że jest inaczej!
Szacun,
podpisano: Czerwona koszulka „Zwycięzcy”
–
dario_7
2014/09/09 16:21:03
Ciebie to można czytać garściami 😉 Dzięki za ten ułamek sekundy na Prehybie, gdzie mnie zauważyłeś. No i gratuluję wytrwałości do końca.
Ja miałem najgorszy kryzys na 71 km, zaraz po tych cholernych betonowych płytach zlanych słońcem. Sieknęło mnie po udach i padłem na kilka minut w trawę 😉 Najpierw pomyślałem – 30 km do mety, a ja nie wiem jak się podnieść i dotrzeć do kolejnego przepaku na 77 km… Chwila odpoczynku, potem deszcz i pozytywne myślenie wróciło. Na szczęście z żołądkiem było OK. Żarłem całą trasę co mi wpadło pod rękę, ale ciepła herbata z cukrem smakowała najbardziej 😉
–
biegofanka
2014/09/09 18:23:07
Wojtek – czytając Twoją relację najpierw wzruszyłam się i łezka zakręciła w oku, potem „słuchałam” tego, czego doświadczyłeś… świetnie napisane! Traktuję Twój opis jako bardzo dobry poradnik dla chętnych na to przeżycie (sama należę do grona myślących o wyzwaniu). Jednak po Twojej relacji muszę jeszcze raz chłodno przeanalizować… Tym bardziej gratuluję Tobie i wszystkim Twardzielom!
–
piotrek.krawczyk
2014/09/09 20:02:10
Tu Dziki
Kubol – nie ma intrygi. Dziki dziś się zapisał i zapłacił. Wcześnie jak nigdy. Narysowałem trasę na mapie, już Johnsonowi wysłałem, Tobie wyślę jutro. W sobotę lub niedzielę planuję czterdziestkę dwójkę po Puszczy w tempie 6’30 – 7’00. Zapraszam. Ile się da po trasie setki. Chociaż początkowe i końcowe 20 km znam dobrze, nie zaszkodzi utrwalić. Za tydzień pełna setka rowerem. Też zapraszam. Każdego. A Dziki dziś jeszcze nic. Ale będzie.
John – już raz oglądałem ten film z Biegu Siedmiu Dolin, to wtedy jak mi opowiadałeś w niedzielę, teraz obejrzałem jeszcze raz, to jest film do oglądania mnóstwo razy, jak Gwiezdne Wojny, jak Władca Pierścienia, jak Samotność Długodystansowca, jak komiksy o Tytusie i o Thorgalu, jak Czarnoksiężnik z Archipelagu. Pa, do jutra na ping pongu. Dużo pij płynów 🙂 Dziki
–
Gość: marsz, *.play-internet.pl
2014/09/09 21:09:10
literacko uniesiony czytałem z zachwytem choć to nie moja bajka…
na półce książka o brytyjskich biegach górskich, przyglądamy się sobie nieufnie od tygodnia ale po wojtkowej opowieści ja zrobię pierwszy krok…
marsz
–
Gość: beztlen, *.jjs.pl
2014/09/09 22:09:16
Wojtek – gratulacje, ale, z całym szacunkiem, to nie było mądre…. (z)szedłeś już po 20 km.
–
w502
2014/09/09 22:30:42
Gratulacje Wojtku.
Wzruszyło mnie Twoje spotkanie z Jaśkiem.
–
sten2013
2014/09/09 23:05:28
Wojtek, lubię w twoim pisaniu szczerość, taką aż do bólu. Też będę szczery i przyznam się do czegoś. Cieszę się, że nie wpadłeś na metę po 13 godzinach z bananem na twarzy. Twoja walka o zmieszczenie się w limicie pokazuje, że w tej rywalizacji między Szosonami a Tarahumarowcami, ci ostatni w górach nie są skazani na porażkę. Pokazuje, że na ultra w górach nie wystarczy dobre przygotowanie maratońskie, że potrzebne jest jeszcze coś.
Napisz jak wyglądało twoje przygotowanie do tego startu. Napisz, jaki twoim zdaniem po takim przygotowaniu miałbyś wynik w płaskim maratonie gdybyś go pobiegł zamiast B7D.
Fajnie, że walczyłeś do końca. Myślę, że twojej psychice potrzebne było takie doszczętne sponiewieranie się.
–
Gość: 1.marsz, *.wroclaw.dialog.net.pl
2014/09/10 10:49:09
sten – górskie ultra, to inna dyscyplina niż maraton i potrzebne jest ultra-górskie przygotowanie – maratońskie jak piszesz nie wystarcza – tak mnie się przynajmniej wydaje,
a wojtek nie był, jak wydedukowałem z jego tekstu, przygotowany ani na jedno ani na drugie…
marsz
–
Gość: kubol7b, 213.25.94.*
2014/09/10 12:36:59
Dziki, bede w puszczy gdzies miedzy 4 a 7 rano, tez w sobote lub niedziele. zatem do zobaczenia!
Sten, a Ty na setke w Kampinosie sie zapisales??? w tym roku chyba jestes dobrze przygotowany, kilka mocnych biegow w nogach jest.
–
Gość: Dziki, *.centertel.pl
2014/09/10 12:49:22
Kubol – litości!
–
sten2013
2014/09/10 12:59:29
Kubol – mimo małej przerwy w treningach moc jest. Szykuję się na Łemkowinę.
–
Gość: kubol7b, 213.25.94.*
2014/09/10 16:58:00
sten, widze ze sypiesz do pieca zdrowo! punkty na utmb zbierasz czy jak?
lemkowyna tez mnie kusi, ale nie pasuje mi koncepcyjnie do przygotowan pod utmb 2015 🙂
–
sten2013
2014/09/10 17:22:26
Kubol – strzał w dziesiątkę. W tym roku nie miałem szczęścia w losowaniu. Ale może w przyszłym się uda.
Łemkowina mi super pasuje. Termin i trasa bardzo OK.
Dlaczego według ciebie nie pasuje koncepcyjnie do UTMB 2015?
–
piotrek.krawczyk
2014/09/10 19:29:48
A Dziki dziś wygrał 4:1 z Johnem czyli Wojtkiem St. w ping ponga. Johna nic nie boli po Biegu Siedmiu Strachów, wygląda za to jak szkielet, bardziej jak szkielet niż zwykle. A Dziki dziś półtorej godziny po Bielanach i po Młocinach bez mierzenia tempa. I tak będę biegał aż do pierwszego weekendu października czyli do setki w Puszczy. Przyjąłem radę Johna, będę przez dwa weekendy robił dwumaratony lub dwuprawiemaratony, w sobotę 3-4 godziny, w niedzielę to samo, tempo będzie jakie będzie, bez mierzenia. Dziki
–
johnson.wp
2014/09/10 21:30:51
Świetnie opisane! Jednak gdy jest męka to wtedy robi się z tego dobra literatura 🙂 „Biega się nie głową tylko żołądkiem” – kluczowe słowa i wyjaśnienie męki. Wojtek, pomyśl teraz jaki może być dla Ciebie taki bieg (z takim ciężkim doświadczeniem w życiorysie) gdy żołądek nie protestuje i możesz jeść. Nie będzie o czym opowiadać, no chyba że o transie 🙂 Odjąwszy prawie 2h postojów to biegłeś z pustym bakiem na czas poniżej 15h! To jest coś!
Chciałbym jeszcze delikatnie przypomnieć, że to ja w zeszłym roku gorącym orędownictwem wywalczyłem z Dyrekcją B7D limit 17h… 🙂
–
johnson.wp
2014/09/10 21:31:42
Biegofanko, tego się nie da na chłodno przeanalizować i o to chodzi 🙂
–
johnson.wp
2014/09/10 21:48:35
Dziki, Kubol, Sten (??) – Johnson zapisany, pewnie jutro wstawią na listę, to może razem pobiegniemy?, ja potrzebuję przewodnika bo zabłądzę…
Dwumaratony zbyt wyczerpujące, to nie będzie budujące tylko niszczące, a trzeba budować przede wszystkim zdolność do trawienia w biegu, ale że Dziki „nie spożywa”, to powinien ćwiczyć dobre samopoczucie z pustym brzuchem przy łagodnym wysiłku ale długotrwałym, np 7-8h. Joe Friel przestrzega ajronmanów przed takimi dwudniówkami, bo robi się z tego wysiłek jak na zawodach, a do tego potrzebna jest długa regeneracja. Więc jak dwudniówka to potem tydzień przerwy chyba… Do IM ćwiczyłem prawie wyłącznie 2-3h akcje co weekend, a w 1,5 miesiącu przed były dwie akcje: po 13h i po 10
–
johnson.wp
2014/09/10 21:49:35
+ połówka IM czyli 6h
–
ocobiegatu
2014/09/10 22:30:57
Dziki – bez mierzenia ? Dziki – oddaj garmjna !
–
Gość: Dziki, *.centertel.pl
2014/09/10 23:07:16
Dziki nie spożywa. Marzy mi się za to stały dostęp do gorącej herbaty z cukrem w Puszczy, zawsze dobrze mi robiła gorąca herbata z cukrem na pięćdziesiątym kilometrze. Na codzień Dziki herbaty nie cukrzy. Spróbuję Mistrzu Johnsonie coś potrawić treningowo, na zawodach zwykle trawienie z rozsądku kończyło się dla mnie niedobrze. Cieszę się, że zaczniemy razem. Martwię się tym, że Dziki w Puszczy raczej się dziczy i szuka raczej samotności, jednak wyobrażam sobie samotność we dwóch, w trzech lub w czwórkę. Po półmetku samotność jest gwarantowana, choćby nawet Dziki biegł w stadzie, tego właściwie szukam, na biegach, nie w życiu, samotności dzielonej z innymi. Dziki
–
Gość: Dziki, *.centertel.pl
2014/09/10 23:09:31
Oco – właściwie mógłbym Ci wysłać Garmina na te trzy tygodnie. Ale potem nie oddasz przez trzy lata 🙂 Dz.
–
wojciech.staszewski
2014/09/10 23:45:36
Dziki – ja radzilem w weekend 3 h plus 2 h, a nie 2 razy 3-4 h. Johnson ma racje ze to juz nie byłoby budujące.
–
beztlen
2014/09/11 10:50:21
To prawda – Johnson przekonał dyrekcję a Beztlen zarząd, zaczynam pisać w trzeciej osobie jak Piotrek…niedobrze:)
…a w przyszłym roku „krótsze” liniowe biegi górskie (64 i 34km) będą startować z Rytra i z Piwnicznej a meta będzie na Deptaku Krynickim.
–
sten2013
2014/09/11 10:53:52
beztlen – super pomysł ze wspólną metą.
–
Gość: kubol7b, 213.25.94.*
2014/09/11 11:31:09
sten – lemkowyna mi nie pasuje, a nie ze nie pasuje ogolnie. powiedzialem sobie ze w 2014 nie biegam nic dluzszego niz polmaraton, taki rok regeneracji. na puszcze robie sobie dyspense. lemkowyna tez kusi, bo trasa jest fajna, a beskid niski jesienia jest piekny. moze za rok, po utmb 🙂
beztlen – swietna decyzja!
–
sten2013
2014/09/11 12:04:25
kubol – czyli najbliższe długie bieganie to pierwsza sobota/niedziela 2015 w Puszczy?
–
Gość: kubol7b, 213.25.94.*
2014/09/11 14:28:32
tak, to bedzie Druga Piecdziesiatka Kubola po Puszczy ‚Dziki Kubol’, na ktora planuje dystans 60km. wymyslilem ze co roku bede to wydluzal o 10km, wiec szosta piecdziesiatka bedzie na dystansie 100km. zgodnie z tradycja kazdy pierwszy wknd nowego roku.
–
Gość: Dziki, *.centertel.pl
2014/09/11 17:59:43
Tomek, dobry początek 🙂 Nie mogę się doczekać, kiedy każdy będzie zaczynał komentarz tak:
A Beztlen dziś…
A Oco dziś…
A Johnson dziś…
A SFX dziś…
A Kubol dziś…
A Sten dziś…
A Rob dziś…
A Anka dziś…
A Marsz dziś…
A Beauty dziś…
A Kamilmnch dziś…
A V502 dziś…
A MKS dziś…
A Andante dziś…
A Stary Wilma dziś…
A Beatusia dziś…
A Tomik dziś…
A Popellus dziś…
A Podopieczny Bartek dziś…
A Majka dziś…
A Corvus dziś… (Corvus, gdzie jesteś?)
A Bas dziś… (jak wyżej…)
A Biegofanka dziś…
A Fajka dziś…
A Gepaard dziś…
A Pict dziś…
A Pjachu dziś…
A Grido dziś… (gdzie jest Grido?)
A Czepiak dziś… (ach, Czepiak 🙂
I inni
Dziki
–
kamilmnch1
2014/09/11 18:17:37
A kamilmnch1 dziś trenował:
1,2 km spacer + 3 km BS (bieg spokojny) + 13 km TPPM (wyszło 4:22, ale 4:30 też by zadowoliło) + schłodzenie 1,06 km; razem 18,26 km
Najbliższy start w Łowiczu- niebawem, w półmaratonie, ostatni tego roku na ostro.
Trochę boli brzuch, ponieważ ostatnie ćwiczenia były na ostro!
–
Gość: Dziki, *.centertel.pl
2014/09/11 18:41:18
Brawo Kamilu! I o to chodzi tu 🙂
A Dziki dziś nic i nie zamierzam. Dz
–
ocobiegatu
2014/09/11 18:42:07
A oco jak raz trenował to miał tak po :
ocobiegatu.blox.pl/html
tylko dla ludzi o mocnych nerwach…
To było na Boże Ciało. Opis też mam i wkrótce wkleję na moim blogu.
Tomik aż tak nie miał..Nikomu nie życzę.
Dziki – ja mam w papierach,że wysyłam podarowanego mi garmina i dostaję z powrotem w kwietniu wględnie pożyczasz mi go latem a tu ,że tak użyję języka chińskiego, nichuachua w sprawie..:). Nie ma problemu. Trasę kultową na 2,5km ( tylko Beztlen wie co mi chodzi po głowie..:)) wyznaczam krokami. Najpewniejsze . Trasa ma być w ogóle bez asfaltu.
Sporo to czasu zajmuje bo trzeba kluczyć pomiędzy ścieżkami ale już mam różnicę tylko 60m , czyli praktycznie trasa jest . Jedna pętla w Parku Szczytnickim we Wrocławiu.
Od placu zabaw dla dzieci do placu zabaw. Symboliczne..).
–
jaskrawy.pomaranczowy
2014/09/11 19:26:45
A JaskrawyPomarańczowy dziś 😉 obchodzi rocznicę – równo miesiąc temu wróciłem do biegania – po roku przerwy spowodowanej kontuzją, operacją, rehabilitacją, zakazami lekarzy, ale głównie własnym lenistwem. Dlatego poświętowałem (jak na mnie) – 8,5 km (okolice Dzikiego: las Lindego i Bielański) w śr. tempie 4:40.
A zmieniając temat (tylko trochę): nie wiem z czego to wynika, ale we Włoszech nikt mi na pozdrowienia nie odpowiada, a w Polsce prawie zawsze ktoś odpowie na pozdrowienie ręką. Czyżby Polacy byli bardziej wylewni niż Włosi?!
–
popellus
2014/09/11 21:01:40
A pope dziś, jest zachwycony planami,bardziej rozczarowany postawą kolana. Leczę się jak zawsze.
Najlpeszego
–
Gość: Dziki, *.centertel.pl
2014/09/11 21:34:34
Uszczęśliwiacie mnie! 🙂
Ojcze Jaskrawy – czyli omal nie zderzyliśmy się daszkami czapek. Cieszę się, że znów biegasz. Zostaniesz na Bielanach na dłużej? Albowiem Dziki dziś jednak godzinę po Bielanach, z domu ulicą Przybyszewskiego, potem kawałek Kasprpwicza, w prawo w Lindego przy Lesie Lindego i tu biegał dziś Jaskrawy, dalej przecinam Marymoncką i już Dewajtis w Lesie Bielańskim, tu też biegał Pomarańczowy, potem Gwiaździsta przy Wiśle, kawałek Kępą Potocką, w górę na skarpę Potocką, Boeniewicka w bok na prawo, przecinam Gdańską, Park Kaskada, kładka piesza nad Trasą Toruńską, już Słodowiec, Żeromskiego do Daniłowskiego, Księgarzy i już jestem w domu na Starej Baśni. Pope – dobrze, że jesteś 🙂
Dzi
–
beautyandb
2014/09/11 21:43:45
A Beauty widziała Wojtka tam, gdzie się zaczynał czerwony dywan i zgadza się – jak zazwyczaj – z Beztlenem. Poz tym nic, rozważam zmianę dyscypliny. 2:04:47 na połówce w Krynicy pokazuje mój stan obecny….
–
sten2013
2014/09/11 22:16:56
A Sten dzisiaj coś tam, coś tam.
–
Gość: , *.dynamic.chello.pl
2014/09/11 22:29:30
Winko podczas meczu 🙂
I tak wiecie kto 🙂
–
johnson.wp
2014/09/11 22:45:14
Kubol, Sten – ostatnio było 53, to w 2015 będzie 63? 🙂
Pope – co zachwyca, no powiedz? 🙂
B&B – stan obecny nie jest stanem trwałym 🙂 nigdzie w Przyrodzie 🙂
A Johnson dziś dalej próbował zwiększyć masę. Wiem, narażam się, znowu pod prąd, ale jak wiadomo, biega się brzuchem… No to późny obiad, bo to bardziej tuczy i piwo i trochę innych efektywnych kalorii. I tak już 10 dni…
–
Gość: marsz, *.play-internet.pl
2014/09/11 22:48:18
a pope w niedz. nic czy jednak coś?
a kamil to mi zaimponwał, dobry trening, jak się to wino nazywa, które tak napędza?
marsz
–
Gość: marsz, *.play-internet.pl
2014/09/11 22:52:22
oco- jadłeś buraczki w chodzie?
*
marsz
–
Gość: , *.play-internet.pl
2014/09/11 22:55:50
johnsonie a po ci ten balast, to się przydaje na setce, będziesz zarzucał 1kg/10km i przyspieszał?
marsz
–
fajka
2014/09/11 22:59:11
A fajka dziś nic, bo lało niemiłosiernie cały boży dzień. Jutro za to rano i wieczorem. No Dziki, udało Ci się trochę poruszyć serca 🙂
–
sten2013
2014/09/11 23:08:52
A tak na serio. To dzisiaj był 3 dzień 3-dniówki.
1. 16 km w tym 9 w tempie na połówkę
2. 11 km wolno
3. 26 km wolno
Jutro siłownia: plecki, bicki, tricki i brzusio
A w sobotę miodzio: 20 km Agrykola A w niedzielę: NTO.
–
popellus
2014/09/11 23:37:56
Dziki- Dziki zachwycił:)
Marsz- W nd też nic, raczej kolano jeszcze nie puściło, ale będę na trasie na pewno.
Johnson- zachwyca to co za chwilę, to co później. Kupiłem już Poznań, a na Warszawę wystarczy wsiąść do odpowiedniego autobusu:) jak przed rokiem…:)
Pope
–
Gość: podopieczny_bartek, *.85-237-161.tkchopin.pl
2014/09/11 23:55:49
Oco chodził, a biegacze rzucali w Niego pomidorami….
–
kamilmnch1
2014/09/12 07:06:54
Gdyby to były pomidory od taty, to by nie rzucali!
Marsz, podczas ostatniego obozu w Rabce wzmocniłem głowę, zrobiło się chłodniej, schudłem 2-3 kg, jeszcze bardziej wzmacniam brzuch, pije różne winka niezbyt rzadko. W głowie ulubione powiedzenie współredaktora z K&Bellowego bloga (ocochodziwbiegu.blox.pl/html) Go hard or chlej in home! Pozostały dwa ostre starty- Łowicz za kilka dni oraz Poznań.
Pope, piwko przed, w trakcie czy po?
–
ocobiegatu
2014/09/12 11:41:58
W chodziarza by biegacze nie rzucali ,bo kto by ich rozśmieszał ?.. Był taki ostatnio program Watts na eurosport. O śmiesznych sytuacjach w sporcie.
Jeden numer był taki. Widok na wucecik. Słychać spuszczoną wodę i wychodzi chodziarz, Portugalczyk, nazwiska nie zapamiętałem, i idzie z nienaganną techniką.
To już kwalifikowało się na coś śmiesznego..).
Przyczyna u mnie była prozaiczna. Działa nawalony…).
Teraz już nie piję przed treningiem. Właściwie od 28 dni w ogóle nie piję. Jak dojdę do 42,2 dnia to opiszę moją metodę.
Asfalt.prl : ocobiegatu.blox.pl/2014/09/To-moja-koszulka-po-chodzie-w-Boze-Cialo.html
–
johnson.wp
2014/09/12 14:40:46
Oco, każdy dzień Cię przybliża do celu, a potem metę zabierzesz ze sobą… a w tym czasie położą asfalt.rp 🙂
–
Gość: marsz, *.wroclaw.dialog.net.pl
2014/09/12 14:45:56
pope-zaczynam z balonikiem na 3h30, jakby co:)
marsz
–
Gość: maciek, *.warszawa.vectranet.pl
2014/09/12 17:04:19
W kwestii kończenia biegów: znany zapewne niektórym Jan Goleń, doświadczony w ultra, parę razy 100km w B7D zaliczył, tym razem nie ukończył.
Bardziej znany Henryk Szost bywa, że również nie kończy biegów.
Chyba taki urok startów.
–
beat.usia
2014/09/12 17:21:45
A Beata dziś, to znaczy nie dziś, a wczoraj, w czasie przerwy w pracy – na obiad zjadla godzinę biegania nad Tamizą, było good. Jest plan, by dwa razy w tygodniu obowiązkowa przewrwa w pracy została wykorzystana na bieganie. Jest to super wietrzenie mózgu!!!
A dziś to siedzę przed kompem i jak ten świstak zawijam w sreberka, to znaczy przygotowuję audyty. Ale to już końcóweczka na ten tydzień :-).
–
piotrek.krawczyk
2014/09/12 19:35:48
Kocham Was. A Dziki kocha Was. Przejmujemy tego bloga! 🙂
A Dziki dziś spod Cmentarza Północnego 2,5 km przez las Nowa Warszawa, potem wbiegam do Puszczy i tak biegam 10 kilometrów: do Dąbrowy, potem Nadłuże, droga z jałowcami i sosnami jak kandelabry, potem korzenie i zakręty do Łuża, dalej piach do Michałówki, teraz twardo i trochę z górki do Polany Opaleń, na północ skrajem lasu, ponownie Nowa Warszawa, ale idiotyczna nazwa przedlesia Puszczy, to był pozostawiony obszar leśny podczas budowy Huty Warszawa, żeby zaś huta mniej truła, teraz muldy dzikiej trasy motokrosu, z lewej stara pułapka na dziki, Dziki na to nic, dziki też, meta. Razem 15,2 km, tempo średnie 5’11.
Wyzwałem na ściganie na setce w Puszczy biegacza, który na treningowym biegu robi 100 km w tempie 4’59, przynajmniej tak twierdzi. Twierdzi też, że robi 800 km w miesiącu, treningi, które publikuje w internecie mogłyby pomóc Yaredowi w poprawieniu pozycji na następnych mistrzostwach Europy, człowieka poznaje się w walce (Matrix, część II), no to mam cel, być może na te zawody wystarczy pobiec 15 godzin, być może trzeba będzie złamać 11:30, być może wystarczy ukończyć… Mój rywal to m.facebook.com/photo.php?fbid=1502064123365144&set=a.1386944518210439.1073741827.100006847122567&type=1&comment_id=1502543229983900&offset=0&total_comments=47&ref=notif¬if_t=photo_reply
Muszę zacząć trenować? Dziki
–
biegofanka
2014/09/12 20:04:34
A biegofanka dziś 5 godzin biegania po lesie za grzybami (specjalnie na okazję grzybobrania wzięłam urlop, aby pojechać w okolice Lubiatowa niedaleko Drezdenka, gdzie wokoło same lasy i woda), ale na jutro zaplanowany dłuższy trening biegowy w lesie:)
–
biegofanka
2014/09/12 20:14:30
Jaskrawy – na okazję rocznicy życzę Ci powrotu do dobrej formy biegowej i oby kontuzje omijały Cię szerokim łukiem:)) Zdrowia i dobrego biegania:)) Też biegnąc wszystkich biegaczy i nie tylko, pozdrawiam. Prawie każdy z uśmiechem odpowiada. Rzeczywiście Włosi kojarzyli się z życzliwie nastawionymi ludźmi. Za to w Niemczech, Holandii czy w Szwajcarii wszyscy chętnie witają i pozdrawiają się:)
–
fajka
2014/09/12 21:52:39
Dziki, przejmujemy 🙂
A Fajka dziś 2 km trucht + 11 km po 4:50. Asfaltem, bo pola i góry toną w wodzie i błocie. Tradycyjnie ścieżką rowerową do ronda na Pieszyce, nawrotka 2 km do krzyżówki i prosto ścieżką do Pieszyc Głównych. Ciężko jak cholera, burzowo, ciepło. Niezbyt udany trening. Fajka.
–
pjachu1
2014/09/12 22:42:02
No dobra… w niedzielę MARATON.
Nic nie wiem… Maniek przeziębiony, ale ktoś musi pociągnąć sztafetę ( od trzech lat organizuję rodziców z dzieciakami na wózkach i obstawiamy MWro)
Był plan, a teraz… może zrobię dłuuugie wybieganie po asfalcie. Ostatnio biegam podczas przerw w pracy – Stołowe, Izery, Ślęża. Plan był na 3.30 z takiego treningu, że śr. tempo raczej w okolicach 6.00 (i więcej) ale przewyższenia spore 🙂
We wtorek biegałem po najpiękniejszym kawałku asfaltu czyli od Zakrętu Śmierci do Równi (i pobiegłem dalej do Świeradowa) Razem 16km BNP od 4.58 do 4.08. Ciekawe doświadczenie taki trening na zbiegu. Nogi pracują ale jakoś tak bez zmęczenia.
A może Maniek wróci do zdrowych? I pomkniemy bolidem…
Zdrówko!
–
Gość: beztlen, *.jjs.pl
2014/09/12 23:17:25
Piotrek – potrafisz porwać tłumy:)
a Beztlen dziś 8km krosu po MPK po ciemku bez czołówki bo przecież jeszcze lato – myślę, że po 4:30/km + 2km po asfalcie – 10×100/100m w 7:18.
Bez
–
pjachu1
2014/09/12 23:22:59
Podczas poprzedniego biegania po pagórach (w piątek zbiegałem z Polany Izerskiej już po ciemku) słyszałem pierwsze jesienne ryczenie. Jeszcze chwila, a przyroda postraszy biegających.
Na takie przeżycia polecam wieczorny spacer starą drogą (czyli wzdłuz granicy) z Palenicy do Roztoki. Dla odważnych 🙂
–
pjachu1
2014/09/12 23:28:06
Dziki kocha NAS
Kocha Las
Las też kocha NAS
Dzięki Piotrek!!! oczywiście powinno być – PUSZCZA 🙂
–
Gość: kubol7b, *.dynamic.gprs.plus.pl
2014/09/13 08:51:33
A kubol dziś do puszczy.spotkałem dziki, ale nie spotkałem dzikiego.co za rozczarowanie
–
Gość: Dziki, *.centertel.pl
2014/09/13 14:01:40
Kubol – Dziki dopiero jedzie na trzy godzinki. Dla nas dwóch nie ma miejsca w Puszczy 🙂
–
Gość: marsz, *.play-internet.pl
2014/09/13 14:15:48
dziki, być może twój rywal wyłania się właśnie ze „statystycznej mniejszości”, pobiegnie poniżej10h bo jest do tego przygotowany – ilu jest takich? mój znajomy, amator 40+, dla którego setka asfaltowa była zawsze koronnym dystansem i który biegał ja poniżej 8h, co dało mu tytuł mp i awans do kadry, podkreślał wobec mojego dlań podziwu, ze to konkurencja niszowa, moim zdaniem jeśli tylko wzrośnie jej popularność poprawią
–
Gość: marsz, *.play-internet.pl
2014/09/13 14:21:13
to poprawią się wyniki, bo skoro sporo amatorów biega tylko godz. wolniej od zawodowcw maraton, to czasy 8/9 h na setkę też powinny być ogólnodostępne czy nie?
marsz
–
sten2013
2014/09/13 15:58:44
A Sten dzisiaj 19 razy Agrykola Up&Down.
–
Gość: grzegorzdrach, *.neoplus.adsl.tpnet.pl
2014/09/13 20:09:24
Widać, że lubisz to co robisz sprawia Ci to wiele radości. Ważne, że robisz to dla siebie nie na pokaz. oby tak dalej trzymam kciuki i powodzenia w wielu wyścigach. Strach to coś co w nas jest, chyba każdy spotkał się z taką sytuacją gdy się czegoś bał, to normalne, nie ma się co tego wstydzić.
–
piotrek.krawczyk
2014/09/13 20:45:17
Tu Dziki
Marsz – mój rywal wrzuca do sieci niesamowite treningi, biega setkę treningową w trudnym krosie w Puszczy poniżej 10 godzin, byłby faworytem na Chudym Wawrzyńcu, a stało się raczej inaczej… Jestem pełen zespołu wątpliwości… Teraz napisał, że setkę w Puszczy pobiegnie po 5’00 – 5’30, wyśrubowany do granic możliwości rekord Mistrza Kampinoskiego padnie i mój rywal przejdzie na czterdzieści lat lub dłużej, do historii imprezy odbywającej się już ponad czterdzieści lat. Niech tak będzie. A Mistrz Kampinoski, Piotrek Wieczorek, złoży hołd Adamowi, nomen omen o tym samym nazwisku… Jeśli 5’00 – 5’30 to Dziki zostanie z tyłu, po 10 km będę miał 20 minut straty, na połowie już półtorej godziny z hakiem, na mecie parę godzin. Dziki sprawdza, byłbym całkiem zadowolony, gdybym się mylił. Wtedy zgłaszam talent Adama do PZLA. A Dziki dziś 30 km po Puszczy. Dwa razy klasyczna pętla z Truskawia przez Karczmisko do Wierszy, potem Zaborów Leśny i znów Truskaw. Dwa razy, a Małe Córki i Jakże Piękna Żona na placyku pod lasem, na lody, na szukanie jaszczurek, miały co robić. Pierwsze koło w tempie 5’36, drugie w tempie 5’37, różnica między czasem 15-kilometrowych okrążeń tylko 11 sekundeczek. Na zegarek Dziki nie patrzył, dopiero na mecie pierwszego kółka i na mecie całości. Zmęczyłem się, myślę, że za bardzo. Ale fajnie, że równo. Mierzyłem w trzy godziny, poszło ponad 10 minut szybciej, cały czas jakby komfortowo, a na koniec zmęczenie jak po maratonie. Tylko dwie butelki wody, dziś ciepło, ciut za ciepło, podzieliłem wodę równo, po jednym bidoniku 170 ml na 15 km, zdecydowanie za mało na dziś, ostatnich 5 km to gnanie do stajni żeby się napić. Jutro to samo ze startem w Wólce Węglowej, tam też jest placyk zabaw i też jest las, jeszcze lepszy niż w Truskawiu, bo koło Wólki są wydmy z odkrytym piachem, ogrome piaskownice. Dziki
–
Gość: podopieczny_bartek, *.dynamic.chello.pl
2014/09/14 11:14:19
Szewczuku – doskonały felieton na magazynbieganie.pl Niestety, ze względu na filtr antyspamowy nie mogę podlinkować, ale polecam gorąco. Jak wejdziecie na stronę magazynu to bez trudu zorientujecie się, o który felieton mi chodzi…:)
–
kamilmnch1
2014/09/14 11:29:34
Mój trening też się udał, choć musiałem walczyć z mózgiem o dokończenie treningu, Zauważyłem, że jak się szybko biegnie to kilometry szybciej mijają i krócej trwa męka, więc jak jest ciężko to trzeba przyspieszyć, proste, prawda? 1,2 km spacer + 3 km BS + 16 km TPPM + schłodzenie spacer po kładce bo jechał pociąg, ale to tylko rozgrzewka, dalej właściwa rozgrzewka trochę za szybko 5:06 + 16 km ze średnim tempem 4:24 z krótkim finiszem z kilkoma metrami z trojką z przodu, schłodzenie to już właściwie pod domem (na szczęście)Ł connect.garmin.com/activity/589949328 Jestem zadowolony!
–
sten2013
2014/09/14 11:34:12
Szewczuku – felieton niedoskonały. Problem zawężony do pewnej specyficznej grupy biegaczy potrzebujących splendoru w formie lajków. Problem sprowadzony do założenia, że każdy czuje potrzebę pochwalenia się. Jak nie wynikiem na dychę to kilometrażem w ultra. Mieszasz pojęcie podzielenia się wrażeniami z chwaleniem się.
Skąd wiesz dlaczego Magda zeszła z trasy UTMB. Może bała się blamażu, jakim byłoby ukończenie na styku limitu?
Masz rację, w ultra, tak jak w każdym biegu liczy się wynik a nie udział. Ale czym jest wynik? Miejscem? Czasem? Dlaczego drogi Szewczuku nie startujesz w biegach na 100m? Czy wynik 11 sek jest dla ciebie osiągalny? Każdy gorszy to blamaż. Spróbuj treningu dla sprinterów, to jest naprawdę ciężka praca.
–
ocobiegatu
2014/09/14 11:56:09
Online z MWR..). Dziś Oco miał trening w stylu – zdążyć na Murzyna..).
Najpierw w parku 4 pętle po 2,5km w 1.15 na 14-16 o/min. Prawie cały czas słyszałem spikera bo chodzę blisko startu/mety.
Trochę zielonych ludzików po drodze- to uczestnicy rodzinnego Biegu Śląska Wrocław na jedną milę , w zielonych koszulkach.
Wracam na most. Koło 40km. Kilku pierwszych to Kenijczycy. Startuje ich tu osiemnastu.
Na samochodzie było 2.08 a on za nim. Niewysoki. Dosyć żwawa praca rąk.Wychudzony.Tak jak następni. Jakoś piąty Kenijczyk już z grubszymi udami.
Jak zdążę to jeszcze pójdę zobaczyć Marsza. Powinien być na moście koło 12.20.
Kibicowanie we Wrocławiu w opłakanym stanie. Na moście naliczyłem lekko ponad 10 osób…
–
Gość: podopieczny_bartek, *.dynamic.chello.pl
2014/09/14 13:35:23
I jeszcze jeden dobry tekst również w kontekście DOSKONAŁEGO:) felietonu Szewczuka – zwłaszcza ostatnie zdanie: http://www.magazynbieganie.pl/nijakosc-porady-dla-niebiegaczy-mnie-wkurzaja/ coraz bardziej lubię magazyn bieganie:)
–
Gość: marsz, *.play-internet.pl
2014/09/14 13:43:51
trzydziestka na gorąco
nie polecam nikomu naszego maratonu, rozczarują się zwłaszcza ci, którym zależy na wynikach, a źle znoszą upał, uczestniczę w nim czwarty raz z rzędu (tylko raz cały dystans) i tylko w ubiegłym roku pogoda była znośna, choć dla odmiany padało, orgowie powinni zmienić termin- między poznaniem a toruniem jest chyba miejsce, a dzisiejszy zarezerwować na krtszy dystans…
–
Gość: marsz, *.play-internet.pl
2014/09/14 14:19:52
To dopiero moja druga trzydziestka ever, ta pierwsza też podczas zawodów trzy lata temu (2h41), w dużej euforii i szybszej końcówce niż dziś, bo dziś zmagałem się z dużym, takim jakna maratonie zmęczeniem, czas (2h25) nie był aż tak istotny, zaczynałem z balonikami na 3h30, po dyszce chciałem przyspieszać każdą piątkę o 10 s, ale ten plan nie powiódł się zupełnie, do połówki (1h43) jeszcze jakoś to wyglądało, ale dalej to już był zjazd w dół, czarny ciemny dół, nasiliły się problemy jelitowe, pojawiły się skurcze, szkoda gadać, walczyłem żeby nie zejść (a dla mnie to nie problem, bo często schodze z trasy), pomogło mi zdanie z książki o biegaczach górskich: jeśli masz jakieś dolegliwości, to musisz o nich zapomnieć” 🙂
to co martwi mnie najbardziej, to to, że w drugim z kolei starcie nie działają tabletki przeciwbiegunkowe – mogę przerywać treningi, ale nie będę tak biegał maratonów więc może nie będę ich biegał…
o co nie widziałem cię, poznałem malwinę i maćka, malwino jak maciek?
pjach twój maciek się zebrał, biegliście razem jak sztafeta?
marsz
–
pjachu1
2014/09/14 20:12:23
Maciek się pozbierał (choć przeziębiony) ale czując jaki będzie warun na trasie odpuściłem maraton i zrobiłem dłuuugie wybieganie czyli 42 km. Pierwsza dycha po ok 5.40 potem 22 po 5.15- 5.20 a potem wspomagałem sztafetę (znaczy znalazłem sobie alibi na totalne odpuszczenie, bo ściana była blisko… oj, blisko)
Meta w dokładnie 4.00 i niestety +12s choć lepiej by było 3.59,48.
A na odpuszczenie zdecydowałem się tym łatwiej, że pobiegniemy z Mańkiem Kaliską Setkę. Maciek może nie całą, ale ultraasfatasem ma szansę zostać.
I zapewne ruszymy w ramach przygotowań na Silesię – próbowaliśmy tam wystartować już dwa razy i pogoda nie dała nam szans. Raz spadł śnieg, a raz było 30st.
–
piotrek.krawczyk
2014/09/14 20:40:53
Tu Dziki
Szewczuk czyli Marta Tittenbrun napisała jak jest, bez kompleksów i bez polityki. Dziki odnajduje się w tym artykule i dobrze mi z tym… 🙂
A Dziki dziś, żeby nie być ostatnim cieniasem, dwa razy po ok. 1,5 godziny. Na raz się nie dało. Pierwszy raz to Łosiowe Błota z wypadem do Puszczy aż pod Sieraków, razem 16,8 km w tempie 5’29. Drugi raz po Bielanach i Żoliborzu po czterogodzinnej przerwie. Spod domu pod Las Bielański, Kępa Potocka, pod Most Gdański, powrót górą Żoliborzem Oficerskim, potem przez Plac Wilsona, Krasińskiego i długa prosta Broniewskiego do domu. Razem 16,3 km po 5’27. Dwutrzydzistka w dwa dni, druga na raty, ale dołożone trzy kilometry. Może być. Może nie będę cieniasem na setce. Jutro zrobię utrwalacza – w dwie godziny przynajmniej półmaraton. Marsz – Dziki wspaniale wspomina swój pierwszy i jedyny raz we Wrocławiu, tu spędziłem 5 lat temu kilka super dni z Dużymi Córkami, piękne miasto, krasnale, ZOO, mosty, Panorama, Stare Miasto, zwieńczenie to pierwsze w życiu złamanie 3:15, zyciówka po trudnym biegu, w którym zwątpiłem po wiaduktach na około trzydziestym kilometrze, wiara wróciła przed czterdziestym, opuściła Dzikiego znowu na ostatnim kilometrze, kiedy przeszli mnie zające 3:15, ale jeden do mnie wrócił, tego nie zapomnę, powiedział, że mają nadrobione kilkadziesiąt sekund, zebrałem się, zabrałem się z nim, 3:14:46, szczęście na mecie, wcześniej pierwsze spotkanie w realu z SFXem i jedyne dotąd z Ocobiegatu, to na Rynku dzień przed maratonem, jest ktoś lub coś, co nie daje Ci Marsz przebiec maraton z satysfakcją, tak myślę, Twoje zdrowie jest zdrowe, treningi wychodzą, może pies pogrzebany jest w kilometrach, jeśli nie biegasz trzydzieści to zacznij, raz w miesiącu, tak zrozumiałem, że mało objętości na treningu, a maraton kocha kilometry, jak mawia Marysieńka. Dziki
–
Gość: Dziki, *.centertel.pl
2014/09/14 21:46:30
Na wszelki wypadek przepraszam za wymądrzanie się. Dziś Marsza, w przeszłości każdego przepraszam. Dziki jest cieniasem. Dzi
–
Gość: Dziki, *.centertel.pl
2014/09/14 21:50:46
Brawo Maciek! Maciek nie jest cieniasem, jak i Jego Tata 🙂 Medytuję nad tym artykułem Szewczuka, biorę z niego to co jest o mnie i koło mnie. Dobry ferment. Dz.
–
Gość: Dziki, *.centertel.pl
2014/09/14 21:53:27
Sto! Pierwszy! Może zostawisz ten wpis na jeszcze jeden tydzień? Autorze? Warto. Dz.
–
pjachu1
2014/09/14 23:11:24
Znaczy: ultraasfaltasem czyli superszoszonem…
Co do artykułu Szewczuka, to bardzo podobne przemyślenia mam z pozycji szefa Klubu Wysokogórskiego – relatywizujemy wszystko („Wspinaczka na Kilimandzaro”, WYPRAWA na COKOLWIEK etc, etc)
Znalazłem takie wytłumaczenie: spośród tych 100 osób co chcą „wspinu dla dyplomu za jego ukończenie” znajdzie się jedna, która „wsiaknie” Pierwszy maraton skończyliśmy w 5.40 – cieniasy 🙂
–
Gość: marsz, *.play-internet.pl
2014/09/14 23:53:28
treningi nie wychodzą dziki na szczęście jako tako wychodziły maratony, bo tabletki radziły sobie z problemem- zobaczymy może na kolejnym też jednak sobie poradzą, a organizm się zmobilizuje jak nie będzie takiego jak dziś upału…
pewnie większość biegaczy nie grzeszy skromnością bez względu na podłoże po którym biegają, ja niestety też się do tej grupy zaliczam, ale na górskie bieganie patrzę z coraz większą ciekawością i nie tylko dlatego, że truchtam po asfalcie zamiast gnać po nim 3’30″/km…
marsz
–
Gość: marsz, *.play-internet.pl
2014/09/14 23:58:08
kenny stuart, biegacz (warto wygóglować jeśli nie znacie)
m
–
tomikgrewinski
2014/09/15 00:01:50
A Tomik dziś…10 trening po przerwie.
I pierwszy mocny. kolano wytrzymało!
25k w 2.11
5k po 5.40 10k po 5.20
10k po 5.00
Średnie tempo 5.15 Ttno mogłoby być niższe..
Ale samopoczucie od razu lepsze 🙂
–
tomikgrewinski
2014/09/15 00:04:21
A zziggy dzis 30k
I to w pięknym stylu!
Ma chłop formę i 3.30 w Warszawie albo w Berlinie powinien złamać!!
–
malbiega
2014/09/15 09:25:34
Wnioski po wczorajszym maratonie we Wrocławiu są takie, że niestety ten termin się do przyjemnego i ambitnego biegania nie nadaje. Nie biegłam tym razem, ale kibicowałam. @Marsz – Maćka plan był na 3:45, ale po 10 km biegu wg planu został szybko zweryfikowany i zmienił się na złamanie 4:00. Ostatecznie Maciek przybiegł w 3:55. Szkoda kilkumiesięcznego wysiłku na bieganie potem maratonu w takiej temperaturze. Jednak Poznań byłby lepszym wyborem. Jesteśmy stąd, więc bieganie we Wrocławiu jest naturalne i wygodne, ale kompletnie się nie sprawdza i rozczarowuje. Nauka na przyszłość – warto planować życiówki bez emocji i w wyrachowaniem wybierać późniejsze jesienne terminy. Pozdrowienia dla Wszystkich
P.S. Nocny półmaraton był we Wrocławiu fantastyczny 🙂 także da się tu czasem startować radośnie
–
fajka
2014/09/15 09:32:56
Marszu – własnie zastanawiałem się jak było we Wrocławiu, gdzie albo upał, albo coś schrzanią 🙂 A Fajka wczoraj o ósmej długie wolne 28 km. Wyszło po 5:27, czyli bardzo wolno, nie dało się nic więcej wycisnąć w tej parówie. Za to fajniej było w sobotę, godzinka po górach, start z jednej z dwóch asfaltówek, które rzekomo prowadzą aż pod samą Wielką Sowę, niebieskim na trzy Buki, tam 8 X 40 s. podbiegi, i w dół, po kałużach i błocie, jak dwa lata temu na Rzeźniku z Johnsonem. Muflony tym razem się nie ukazały.
–
Gość: 1.marsz, *.wroclaw.dialog.net.pl
2014/09/15 10:29:08
mal – napisałem do „derekcji” żeby rozważyli zmianę terminu ale chyba nic z tego nie będzie skoro w tv przed biegeim p. danielak z p.repoterm z tvp (bieagczem 7 kontynentów) chwalili piękną pogodę:), może jakaś akcja społecznościowa by pomogła?
marsz
–
Gość: 1.marsz, *.wroclaw.dialog.net.pl
2014/09/15 10:30:27
mnie się biega dużo lepiej wieczorem, może być nocny w tym termnie:)
marsz
–
Gość: kubol7b, 213.25.94.*
2014/09/15 12:14:00
nie bardzo rozumiem co w felietonie szewczuka jest takie doskonale, mozesz bartek cos wiecej?
autorka musiala dopisac wyjasnienie, bo spory odsetek czytelnikow nie zrozumial o co jej chodzi – to chyba znaczy ze bylo raczej slabo napisane. ale ja tam sie nie znam.
za to sam fakt, ze dyskusja o tym felietonie odbywa sie pod opisem jak to notoryczny trojkolamacz ledwo zmiescil sie w limicie wcale nie najtrudniejszego ultra, pokazuje, ze nawet samo ukonczenie moze byc dla wielu wyzwaniem. i co zlego w pochwaleniu sie znajomym taka wycieczka?
za to ostatni akapit tego felietonu to wyssana przez pania red. generalizacja, ktora sie kupy nie trzyma. bo taki sam felieton moznaby napisac o osobach ktore biegaja maraton w 5:59:59 i wyciagnac z tego wniosek ze maraton jest dla cieniasow. no ale ja sie tam nie znam.
–
Gość: kubol7b, 213.25.94.*
2014/09/15 13:00:16
w zasadzie rownie dobrze ten felieton moglby miec tytulu ‚facebooki sa dla cieniasow’ – byloby rownie adekwatnie
–
Gość: amerke, *.ronus.pl
2014/09/15 13:05:03
Szacunek za to, muszę też spróbować to pokonać
–
malbiega
2014/09/15 16:17:33
Oj tak! marsz – masz zupełną rację. Jak słyszałam wczoraj uwagi spikera, jaka to cudowana pogoda we Wrocławiu na ten maraton, to mnie krew zalewała. Skąd oni się urwali?
–
piotrek.krawczyk
2014/09/15 19:04:21
Tu Dziki
Ten artykuł Szewczuka jest jak najbardziej o mnie i dla mnie. Nie chce mi się trenować szybkości, akcentów, siły, interwałów, chce mi się dużo biegać, to biegam te kilometry. A życiówki leżą… A Dziki dziś 18,5 km po Puszczy w tempie 5’24. Mój „rywal” zrobił dziś 21,1 km boso po 5’04, do tego z plecakiem wypełnionym wodą. To dziś z Dąbrowy do Nadłuża, potem Na Miny, Szczukówek, Mogilny Mostek, Posada Sieraków, przelot przez Sieraków, Drogą Łączniczek AK pod mur Zakładu dla Niewidomych w Laskach, rympał i Dąbrowa. Wszystko w butach i bez kamela, tylko dwie butelki na pasie i kluczyk do samochodu. Jestem skończony, niech nikt nie stawia na Dzikiego w tych zawodach na 100 km za trzy tygodnie. Dziki
–
piotrek.krawczyk
2014/09/15 19:10:14
Źle napisałem. Ze Szczukówka z powrotem Na Miny, a nie Mogilny Mostek. Dalej Posada itd. Przez Mogilny byłoby ze 25 km. Dz.
–
Gość: podopieczny_bartek, *.dynamic.chello.pl
2014/09/15 20:20:16
Kubol, fajny bo prowokuje i stawia trudne pytanie, czy 100km spacer to wyczyn, czy turystyka
–
Gość: beztlen, *.dynamic.chello.pl
2014/09/15 20:45:53
Felieton jest doskonały ponieważ w sposób odważny, celny i przenikliwy pokazuje niedobrą, moim zdaniem, tendencję na naszym biegowym podwórku, którą Szewczuk opisuje tak: „Im dłuższy (przebiegniesz) dystans, tym większy jesteś kozak.” ponieważ jest dokładnie tak jak pisze autorka: „A kto z was zrobi dychę na ulicy w 35 minut? Niewiele podniesionych rąk. Kto z was pobiegnie półmaraton w 1:20? Spróbujcie zrobić taki wynik, cyknąć sobie fotkę i wrzucić na Facebooka. Gratulować i zazdrościć będą tylko znajomi biegacze, a ci z zewnątrz docenią tylko ładny uśmiech na zdjęciu. Sorry gościu, ale przebiegłeś TYLKO 10 KILOMETRÓW! W tym czasie ktoś inny mógł zrobić Rzeźnika w 14 godzin i to on jest kozakiem. No jak się ma 10 km do 78 km?!” Konsekwencją jest porzucenie treningu jakościowego (poprawa techniki biegu, wytrzymałości specjalnej, sprawności ogólnej, dynamiki itd) i pokonywanie (bo przecież nie bieganie) coraz dłuższych dystansów. „W ultra-maratonach często startują ci, których nie stać na ciężką pracę, żeby osiągać dobre wyniki na krótszych dystansach” – pisze Szewczuk i paradoksalnie pisze szczerą prawdę ponieważ bez porównania trudniejsze i bardziej stresujące jest przebiegnięcie na b. wysokim tętnie 17′ niż 17-godzinny marsz po górach.
–
wojciech.staszewski
2014/09/15 21:05:43
Szewczuk ma rację. Więcej za chwilę w nowym odcinku
–
Gość: Dziki, *.centertel.pl
2014/09/15 21:30:41
Inna tendencja na tym podwórku: startowałeś już w triathlonie czy dopiero zamierzasz?
–
Gość: Dziki, *.centertel.pl
2014/09/15 21:38:22
Ale Dziki nie pobiegnie 10 km w 35 minut. Nigdy. A biegnąc 10 km w 40 minut widzę tylko czarne plamy i słyszę dzwony Zygmunta. Szkoda tych 40 minut, kiedy można zobaczyć wszystko dookoła jakie jest i słyszeć jakie jest przez dwanaście godzin lub dłużej… 🙂 Dz
–
sten2013
2014/09/15 22:00:13
Szewczuk nie ma racji. To, że jakaś część populacji potrzebuje się lansować za pomocą biegania nie ma żadnego znaczenia. To efekt uboczny mody na bieganie. To grupa, która nas nie interesuje i nie powinna interesować.
Każdy biega dla siebie. Jeden walczy o życiówkę na 10km, inny szuka przyjemności w górach. Dla każdego jest miejsce. Szewczuk próbuje zawęzić nasz wysiłek włożony w treningi do jednego celu: wrażenie na otoczeniu. Trochę to płytkie i obraźliwe. Na trasie ultra w górach po 80km nie widać lanserów. Widać umęczone twarze. Natomiast w biegu na 10km widać głównie rewię mody. Nawet w czołówce gdzie króluje lojalność do sponsorów lub fundatorów.
Przy okazji: Coraz bardziej mam wrażenie, że bieganie 10km w 35 minut i bieganie 100km po górach to dwie różne dyscypliny sportu. Przypadek Wojtka z B7D jest na to przykładem.
–
fajka
2014/09/15 22:27:56
Sten – nic dodać nic ując, popieram Twoje stanowisko. Podziały, szufladkowanie, oceny, a przecież nie ma jednej miary dla wszystkich. Ukończyłem dwa razy Rzeźnika, zapewne jak „cienias”, a jednocześnie staram się poprawiać na asfalcie, choć ciągle nie ma się czym chwalić, bo do 35 min na 10 km mam lata świetlne. Tylko jeśli umieszczę na FB zdjęcie z ultra (czego notabene nigdy nie zrobiłem), żeby się pochwalić ukończeniem w limicie, to będzie tani lans ? A jak pochwalę się, że pobiegłem połówkę w 1:20, to już nie ? A jaka to różnica ? Lans to lans, a nawet nie, bo cóż złego w tym, że się pochwalimy ? No i ciekawe co na to nasz główny Ultra – Cienias Johnson ?
–
jaroslawkochanski
2014/09/26 18:34:34
Cudowna relacja z biegu. Gratuluję wytrwałości bo ja chyba bym się nie zdecydował na taką trasę mimo iż biegać lubię – tyle tylko, że ja zwiedzam okoliczne parki i poświęcam jakieś 40 minut dziennie na to