W poszukiwaniu czasu

Przez cały tydzień ani razu nie pobiegałem. Bo nie znalazłem czasu. To nie znaczy, że czas zniknął – ja go nie znalazłem. Moja bardzo wielka wina.

Wyspowiadam się po kolei. W poniedziałek nie pobiegałem, bo Mały Yoda stracił chyba połowę midichlorianów i trafił do szpitala. Pisałem tydzień temu, szpital jak z Leśnej Góry (polecam: jak na pediatrię, to tylko na Madalińskiego) kroplówka i sen. Moja Sportowa Żona została z Małym Yodą, a ja dyżurowałem tylko po 1-2 godziny w poniedziałek i wtorek. I tych godzin na trening zabrakło.

We wtorek mieliśmy trening z Podopiecznymi, ale po pierwsze niemal bez biegania, a po drugie były piłki lekarskie. Jak liczba uczestników jest nieparzysta, to mam większy fun, bo wtedy rzucam piłką do pary. Była parzysta, więc tylko pokazywałem, patrzyłem i ciskałem piłką pod swoje nogi, żeby jakkolwiek poćwiczyć.

W środę niemal o świcie wsiadłem w samochód i pojechałem do Mławy na reportaż. Tekst w dzisiejszym Newsweeku – moim zdaniem kandydatura do podium w specyficznej kategorii „Najlepszy tekst na najnudniejszy temat”. Nie obrażając Mławy, w której zachwycił mnie zwłaszcza burmistrz, były kolarz (Jurand Ciechanów, Legia Warszawa). Wróciłem po zmroku i znów czasu na bieganie nie znalazłem. Za to Moja Sportowa Żona z Małym Yodą wrócili ze szpitala w dobrym zdrowiu.

W czwartek rano miałem badanie medycyny pracy. Niezła fikcja. Dostałem skierowanie do okulisty, żeby ten orzekł, czy mogę pracować 6 godzin przed komputerem. A jak nie to co? „No, panie redaktorze, niestety, oczy się panu psują, nie może pan być dziennikarzem, wyślemy maila do pana Lisa, żeby pana zwolnił”. Tak?

Absurd do kwadratu. Rozumiem, gdybym był pilotem Sokoła Millenium albo pełnił służbę jako Sokole Oko na frachtowcu. Ale przy pracy dziennikarskiej?

Potem przegrałem z Dzikim w ping ponga i zabrałem się za pisanie tekstu z Mławy. Wyszliśmy jeszcze z MSŻ na sałatkę, bo czuła, że brzuch ją boli z głodu i chciała zjeść coś lekkiego.

W nocy MSŻ jęczała lekko i zaczęliśmy podejrzewać, że przyniosła ze szpitala jakiegoś wirusa.

W piątek pisałem, pisałem, pisałem, wysłałem tekst, pojechałem do Newsweeka, po czym po telefonie MSŻ wracałem na sygnale do domu. Zastałem ją zwijającą się z bólu na podłodze, a Małego Yodę wyciągającego z szuflady płyty DVD. Pamiętajcie, żeby zawsze mieć taką szufladę na podorędziu, żeby dziecko miało się czym zająć w razie czego.

W sobotę rano wirus odpuścił i zdecydowaliśmy się, że jedziemy do Kazimierza Dolnego na doroczny zjazd reporterów do Małgosi Sz. Małgosia dała mi drugie szlify w zawodzie, to chyba za jej czasów w reportażu złamałem trójkę w maratonie. Zabrałem ze sobą buty do biegania, żeby chociaż w niedzielę pobiegać po słynnych wąwozach wokół Kazimierza.

I dopiero wtedy wirus pokazał pazury. Pazury, kły i dodatkowo miotacze laserowe zintegrowane z kończynami górnymi. Tak trzepnął w MSŻ, że cały wieczór przeleżała, a ja przesiedziałem go przy niej. Wirus jak zwykle odpuścił rano, chyba już na dobre. Ale zamiast biegania był spacer do Małgosi (mieszkaliśmy pół kilometra dalej) na reporterskie śniadanie.

Przez cały tydzień nie znalazłem chwili na bieganie. Jedyny sportowy akcent, to pierwszy w życiu córki 6klasistki wolontariat – na biegu parkrun. Poszedłem z nią, żeby wiedziała jak trafić, ale nie pobiegałem, bo start po tygodniu przerwy, to zbrodnia na wyczerpanym organizmie.

Macie pewnie takie tygodnie. Podopieczni miewają, choć na szczęście rzadko. „Nie miałem czasu na bieganie, taki byłem zabiegany”.

Myślałem o tym pół niedzieli. Jeszcze kombinując, czy nie wyjść wieczorem na trening, ale kiedy zważyłem wyjście z MSŻ i Małym Yodą na plac zabaw i własną zabawę, to bieganie przegrało.

Myślałem, gdzie znaleźć czas. Bo może jest go mało, ale jest, trzeba tylko poszukać.

Znalazł się rano. Chyba na dziś komfort długiego – na ile Mały Yoda pozwoli – spania rano mi się nie należy. Trzeba będzie wrócić do budzika na 7.00, jak w czasach, kiedy robiło się śniadania córce 2klasistce i odwoziło ją do szkoły. Tak, żeby o 8. z małymi minutami wyjść na trening. Bez tego na jesieni będę dużo nad kreską.

Wyszedłem dziś – po nakarmieniu Małego Yody i wszystkich porannych czynnościach do mnie przypisanych – o 8:26. Czasu przed kolegium starczyło tylko na 45 minut treningu, ale to było w sam raz – po tygodniu z kawałkiem doliczając pierwszego wirusa sprzed tygodnia – mimowolnego roztrenowania. Pobiegałem powoli pod ursynowską skarpą i przez te paręnaście minut byłem tylko z Ziarnem Prawdy Miłoszewskiego, z drzewami jak dżungla i z rytmem kroków w nienajgorszym ostatecznie średnim tempie 5:40. Poza czasem.

Updated: 22 czerwca 2015 — 18:55

  1. sten2013

    2015/06/22 20:34:47

    Czas to pieniądz, pieniądz to wódka, pijmy wódkę póki czas. Pamiętam to zdanie z czasów gdy studiowałem fizykę. Wbrew pozorem, nie jest taki głupie.
    A Sten bardzo dużo. Mało biegania (dokładnie 0 Km) za to coraz więcej roweru. Kupiłem wypasiony, używany rower MTB. Cacko. Kiedyś obiecałem sobie, że jak z jakiegoś powodu nie będę mógł biegać to wsiądę na rower. Zapalenie rozcięgna dało mi w końcu pretekst do zmiany sportu. O tym, że potrzebowałem takiego pretekstu, zdałem sobie sprawę po kilku treningach na rowerze. Wczoraj zrobiłem pierwsze długie wyjechanie (czy to jest odpowiednik wybiegania?). Prawie 80km w 3 godziny. Musze się jeszcze dużo nauczyć: trzymania właściwej kadencji, wykorzystania SPD w ciągnięciu pedałów do góry i innych rzeczy o których jeszcze nie wiem. Odkrywam nowe lądy.
    Ale żeby nie było, na koniec sierpnia jadę walczyć w Szamoniksie.


    gz81

    2015/06/23 09:47:03

    Fajny wpis! 🙂
    Ja odciągam plany ślubno-dziecięce już któryś rok, bo boję się, że bieganie ustanie. Gdzie będzie czas na 6 treningów w tygodniu? Będzie stres i pogoń za kasą, będą obowiązki itd itp. Ale już dłużej nie mogę, czas ucieka, kobieta smutna, marzy o dziecku i chyba za parę miesięcy się poddam…a tak mi idzie od 2 lat..
    Patrzę na przyjaciela, 46 letniego samotnika-biegacza. Tylko praca i trening. Zero rodziny. Tak to można się rozwijać biegowo. Ale chyba nie o to tylko chodzi w życiu.
    Powodzenia wszystkim w znajdywaniu czasu na bieganie!


    bolek.03

    2015/06/23 11:29:59

    Wojtek, nie wiem czy Cię to pocieszy, ale nie jesteś sam. Powiem tak – wirusy dotarły też na Mokotów.


    1.marsz

    2015/06/24 14:53:32

    jak mamy tyle ról do odegrania jednocześnie, to priorytety są konieczne; szkoda, że nie można biegać w czasie minionym, a nawet jeśli, to trudno oczekiwać, żeby takie bieganie przyniosło efekt treningowy…,

    ja już dwie niedziele rower zamiast długiego wybiegania ale nie zachwyca – prawdopodobnie dlatego, że pojazd słaby, niewygodny (nowy ale tani i z supermarketu)
    marsz


    kubol7b

    2015/06/25 14:26:39

    Wojtek, ja znalazlem ten czas – u mnie jest miedzy 4:30 a 6:45.

    dzis o 6:30 wracalem z lasu bielanskiego z krosa aktywnego dosc mocno zmechacony, bo dalem z siebie duzo na podbiegach. chodnikiem z naprzeciwka idzie gosc, troche w stylu kibolsko-dresiarskim i intensywnie sie we mnie wpatruje. nie wiedzialem czy chce mi wpier…lic czy o co chodzi. kiedy go mijalem na miekkich nogach nagle wyparowal kibolskim basem: PODZIWIAM CIE. przybilem piatke, bo gosc wprawil mnie w swietny humor na caly dzien.

    o sten, dobrze czytac ze zyjesz.

    mialem napisac o rzezniku ultra, ale na to akurat nie moge znalezc czasu. a poza tym juz sie przeterminowalo, kto by chcial to czytac.


    malbiega

    2015/06/25 15:45:31

    @Marsz – dzięki za szacunki na maraton pod poprzednim odcinkiem 😉
    Jeśli wystartuję w maratonie jesienią to po to, żeby pobiec poniżej 4h. I to jest plan maksimum. Serio. I nawet tego planu się już boję 😉 Jeszcze nie zdecydowałam tylko, czy dam radę tyle trenować i czy chcę całe lato temu podporządkować. Bo jeśli maraton, to musiałabym odpuścić m.in. rower i dłuższe na nim wyprawy…
    Coś trzeba wybrać.


    1.marsz

    2015/06/25 22:00:34

    ja tam chętnie przeczytam kubolu:)
    mal- schodzisz z roweru i biegniesz, trzeba znaleźć czas
    marsz


    mareku24

    2015/06/29 10:11:14

    czas zawsze się znajdzie:) na wszystko


    m_rob

    2015/06/29 10:37:06

    Dziki.. żyjesz? Pewnie rozliczasz projekty bo to do 30 czerwca. Przyjmij jednak najlepsze życzenia imieninowe. Zdrowia dużo i cierpliwości do urzędasów.
    r.

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.