Poniedziałki. Nie lubię

Nie lubię poniedziałków, w których wylizuję się z choroby, w macierzystym klubie mam niedobrą rozmowę z trenerem, a pod wieczór odwożę syna do szpitala opędzając się od złych skojarzeń. I zero czasu na bieganie, bo dopiero wróciłem ze szpitala i padam jak rzęsisty deszcz.

Teraz wszystko jest na Facebooku. A tam oldskulowe „Nie lubię poniedziałków” się nie broni. Dlatego w tytule poniedziałki z przyciskiem, którego nie ma. Zresztą wielki sukces Facebooka polega na mnożeniu pozytywnych emocji. Lubię – naciskam. Nie lubię – idę tam, gdzie lubię.

Posrała się ta wiosna na koniec. Konkretnie zrobił to Mały Yoda w nocy z czwartku na piątek rozpoczynając festiwal biegunki. Równolegle z nim zachorowała MSŻ, a kiedy w piątek na wieczór córka 6klasistka dołożyła swój wariant problemów żołądkowych, było jasne, że jeszcze tylko ja czekam na wyrok od rotawirusa.

W sobotę mieliśmy zamknąć sezon wiosenny startem w Biegu Ursynowa. Jak się ma pod oknem najszybszą piątkę w Polsce, to trudno nie wystartować. Prognozy porażki były jasne jak słońce, ale liczyłem przynajmniej na zaskakująco mocny bieg. Zamiast tego w nocy zerwały mnie na nogi zaskakująco mocne wymioty i zamiast biegać dałem radę tylko dowlec się do balkonu i strzelić kilka fotek. Są na Fejsie, bo teraz wszystko jest na Fejsie. I ten blog też będzie, od dziś każdy odcinek – nadal co poniedziałek – będę wrzucał też na Kancelarię.

Moja Sportowa Żona też nie pobiegła, chociaż przy jej progresie nawet w tych warunkach była szansa na życiówkę. Jako nieco podleczona poprowadziła tylko rozgrzewkę, którą zrobiliśmy dla naszych podopiecznych. W nowych butach.

Najbardziej szanujemy dwie firmy butowe. Nike, która nas nie lubi i Brooks, która jak się okazało odwzajemnia nasze uczucia. Dostaliśmy od Brooksa do tzw. testowania po parze Pure Connect – o takie poprosiłem, bo pamiętałem jeszcze moje pierwsze, zielone Connecty i czułą wygodę serii Pure. Do tego na mega fajną zniżkę kupiłem Pure Drift, żeby zobaczyć, jak ten pomysł sprawdzi się w terenie.

Przetestujemy – napiszemy. MSŻ zrobiła na razie jeden 45-minutowy trening w Connectach i wróciła zachwycona, że wygodne jak pantofelek. Ale to było jeszcze w fajnym i spokojnym poprzednim tygodniu. Ten zaczął się gorzej.

Rano rozważałem bieganie, ale okazało się, że Mały Yoda leci coraz bardziej przez ręce. W sobotę był już po chorobie, ale zaczął słabnąć w oczach. W niedzielę już nie chciał stawać, tylko wołał na rączki. A dziś zjadł małe śniadanie, po czym zaczął zasypiać przy stole.

Ja wiem, że odwodnienie wskutek biegunki, to nie glejak. Ale byłem pół dnia na gorącej linii z MSŻ, czy jedziemy już do lekarza, czy nie. A jak w końcu pojechaliśmy, to wyszliśmy ze skierowaniem do szpitala. Przesiedziałem z Małym Yodą wieczór, przy zakładaniu wenflonu przekonałem się, że jest prawdziwym Jedi – tyleż małym, co mądrym i spokojnym. A na noc w szpitalu została MSŻ.

Jeszcze środek dnia. Zapowiadana wcześniej rozmowa z kierownictwem Bayernu Monachium, indywidualna. Będzie więcej roboty. Oprócz gry na skrzydle (co w piłce w miarę umiem robić, bo tam się dużo biega) kiedy atakujemy, trzeba będzie się wracać do obrony.

To jest taki dzień kiedy chciałoby się to wszystko wybiegać. Wielki szacun dla tych, którzy potrafią się zmobilizować do treningu po dwudziestej drugiej. Ja się mogę zmobilizować najwyżej do napisania bloga.

Pora oddać krew. I zacząć się odbudowywać do walki. Wiosna Lecha, jesień nasza.

No i zapomniałbym o synu na koniec. Mój przyjaciel Dziki, co by nie wymyślił, chwyta mnie za pulsometr. Czerwcowe, świętojańskie BPPW nazwał imieniem Janka Staszewskiego nie tylko dlatego, że Janek dwa lata temu robił na tym biegu zdjęcia. Więc chociaż jak psu nie chce mi się biegać po prawdziwej Warszawie po dwudziestej drugiej, to stawiam się na stacji metra Stare Bielany. Ktoś będzie?

Updated: 15 czerwca 2015 — 18:55

  1. ok123

    2015/06/16 22:13:09

    Wojtek, bardzo współczuję tego rotawirusa.
    Niby banalne odwonienie u maluchów to problem. Pamiętam jak trafiliśmy z lecącym przez ręce Miśkiem na Wołoską w piątek po południu i wyszliśmy w poniedziałek rano.
    Pani doktor skwitowała: dzieci są znakomite w organizowaniu rodzicom weekendów!

    A co do biegu: jakbym wiedział, że robisz zdjęcia z balkonu, to bym starał się wyglądać!
    Muszę przyznać, że rozłożyło mnie te 25 minut w upale. Niby nic, ale jak wyszedłem sobie następnego dnia potruchtać do lasu, to tętno zaczęło tak szaleć, że aż momentami sobie pospacerowałem, bo bez sensu było się spinać.

    Zdrowia!!!


    malbiega

    2015/06/18 09:16:29

    A we Wro nocny półmaraton zbliża się nieuchronnie. Marsz, wkręciłeś mi 1:50 swoim komentarzem po ślężańskim i teraz obsesyjnie o tym czasie myślę. Będę próbować, choć zapowiada to ciężką walkę.
    Kto biegnie nocny? Marsz, jakie nastroje przed biegiem? Jaki plan?


    pict

    2015/06/19 14:48:07

    Szukam lokum w Berlinie na wrześniowy weekend 😉 – wybieram się z rodziną – może coś podpowiecie?


    1.marsz

    2015/06/19 23:58:31

    mal- wyluzuj a będzie dobrze:), ja jak zwykle „na życiówkę”
    marsz


    1.marsz

    2015/06/21 11:43:58

    nocne bieganie. to lubię

    wieczorem biega mi się lepiej. mocne treningi, które czasem próbuję wykonać rano nigdy się nie udają. dlatego interwały przed nocnym półmaratonem robiłem wieczorami i pewnie dlatego, ze względu na porę, a także dobrą pogodę i przyzwoitą (choć nie płaską) trasę w końcu udało mi się poprawić wynik…, może powinienem wystartować w nocnej ściemie – michał, twoja trasę dobra na życiówkę?
    pierwszy km w 4’30, potem przyspieszyłem, co dało 22:12 na 5 km i 43:34 na 10-tym (czyli podobnie jak na mecie biegu dla maćka 3 tyg. wcześniej), tętno skoczyło do 153 ale potem już tylko spadało mimo kilku (bardzo przyjemnych zresztą) km po 4’15…, cały czas miałem duszę na ramieniu (15 km/1:05:19), czekałem na kłopoty jelitowe, na kryzys, na zejście z trasy ale nic się nie działo i dopiero kiedy zacząłem
    się zastanawiać (zamiast to zrobić) czy mogę przyspieszyć, nagle zrobiło się trudno: pojawiły się silne skurcze łydek i pleców (to pewnie efekt mojej dość ubogiej diety ale na razie taka musi być) i myśli o poddaniu się (tempo spadło poniżej 4’20).
    na szczęście – za nim tak na dobre dotarło do mnie, że jest naprawdę nieciekawie, minąłem 19 km – pozostało tylko zacisnąć zęby i w śmiesznych podrygach jakoś dotrwać do mety (1:31:43/150 bpm)

    mal – jak tobie się pobiegło?
    marsz
    ps. do poczytania – nie biegowe ale ciekawe
    wyborcza.pl/magazyn/1,145323,18112084,Ksiaze_z_bajki_cie_wykonczy.html


    malbiega

    2015/06/22 09:13:35

    Marsz – gratuluję poprawy wyniku! fajnie, że udało się przetrwać problemy; A mi zabrakło 36 sekund do 1:50. Niby niewiele, ale od początku biegło mi się ciężko założonym tempem i cały czas zadawałam sobie pytania, kiedy padnę. Tempo utrzymałam, na ostatnich 4 km lekko przyspieszyłam, ale nie zdołałam tych 36 sekund zniwelować. Mówiłam sobie ‚tylko nie zwalniaj, tylko nie zwalniaj’, a trzeba było mówić ‚przyspiesz’ 😉 Ciężki bieg mi się zdarzył, ale progres duży. Nie zawsze mija się linię mety w skowronkach. Tak czy siak – fajny ten nocny półmaraton 🙂


    gepaard

    2015/06/22 09:49:41

    @Marsz – super, gratuluję życiówki! Ciebie pewnie jeszcze bardziej cieszy brak kłopotów żołądkowych na trasie. Tak trzymaj!


    wojciech.staszewski

    2015/06/22 12:34:19

    Marsz, Mal – dobrze poszło we Wrocławiu, tak? Upewnijcie mnie, czy są życiówki 🙂 Gratulacje


    malbiega

    2015/06/22 14:22:14

    Życiówka jest 🙂 Ostatnia była na ślężańskim – 1:58:11. To, że pobiegnę na życiówkę na prawie płaskiej trasie było przesądzone. Mogły mi przeszkodzić tylko gradobicie, trzęsienie ziemi i koklusz 😉 Na szczęście nie wystąpiły. Atakowałam ze świadomością ryzyka 1:50, zrobiłam 1:50:36. I jest git. Z tego co rozumiem u Marsza to też życiówka.


    1.marsz

    2015/06/22 14:32:18

    są wojtku, u mnie niewielka ale u mal to parę solidnych minut, prawda? 🙂

    dzięki gepaard i masz racje, to cieszy najbardziej

    mal – gratulacje! dobrze wiem jak lubimy pogrymasić na te kilka sekund, które nie dają się urwać (ja gdybym utrzymał tempo trzeciej piątki to…:), wydaje mi się, że ważniejsze niż złamanie 1h50 było to, że mimo trudnego całego biegu, nie odpuściłaś, przyspieszyłaś końcówkę – tak robią tylko dobrzy biegacze, i to dobrze wróży na jesień – 3h45/3h40 będzie ok ?:)

    zgadzam się, że to fajny bieg i co najważniejsze rozwojowy…, niestety organizacja jak to we wrocławiu pod psem, już przy rejestracji było tyle irytujących wpadek, że napisałem mejla do orgów – wciąż czekam na odpowiedź
    marsz

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.