Pstrąg wyciągnięty z Dunajca

Na 17. kilometrze czeka Moja Sportowa Żona z Biegaczką Sabiną i Małym Yodą. To doskonale, bo skoro jest Mały Yoda, to na pewno mają ze sobą pampersy, chusteczki i kremik do pupy. A ja właśnie kremiku potrzebuję jak nie wiem co, bo obcierają mi się sutki o koszulkę. Nie miałem tego problemu na ostatnich 30 maratonach, więc nie smaruję, ani nie oklejam, a tu właśnie by się przydało.

MSŻ podbiega ze mną, chociaż tempo dla niej interwałowe, około 4:30 chyba. Dostaję kremik, wodę, colę, kilka razy przez kolejne 10 km, póki Mały Yoda wytrzyma. Przeprowadzają mnie razem przez tę cienką granicę, która odróżnia bieg po pagórkowatym terenie od masakry.

Bo początek od Nowego Targu do Ludźmierza był wręcz płaski, potem lekki podbieg do Maruszyny, tempo spadło do 5:10-5:30, ale za chwilę zbieg do Szaflar. Staram się pierwszą połowę trasy przebiec w tempie na 3:15, bo kalkuluję, że jeśli drugą, tę górską z hard-core’owymi podbiegami pobiegnę na…

No i nie pobiegłem. Bo zaczęły się schody. Podbiegi pod Ząb, miejscowość Kamila Stocha, potem gwałtowny zbieg na złamanie karku, gdzie przeklinasz każdy metr spadku, bo zaraz trzeba go będzie odrobić wbiegając na Gubałówkę od tyłu. Przed biegiem za minimum przyzwoitości uznałem 3:45 i kiedy na Gubałówce wiedziałem już, że nic z tego, jedyne o co mogłem zawalczyć, to powrót do pierwszej czterdziestki. Ostatnie kilometry, te z górki, po jakieś 4:05-4:30 (piszę z pamięci – dokładny zapis z Garmina jest tutaj) trochę podbudowały mi nastrój, ale prawda po raz kolejny wyskoczyła z lasu i głośno krzyczała: Wojtek, nie masz predyspozycji do biegów górskich.

Maszerując na Gubałówkę myślałem, ileż mnie to bieganie ciągle uczy i że wciąż nie mogę się tego nauczyć. Czas treningowy niedokonany, biegologia zorientowana na proces. Uczy mnie, kim jestem, kim nie jestem. Jestem półmaratończykiem. Nie dlatego, że moje treningi są teraz o połowę za słabe, tylko dlatego, że na tym dystansie mam najlepszą życiówkę, ostatni sukces – niezły wynik na zeszłorocznym Półmaratonie Kampinoskim – i na półmaratonie najlepiej się czuję. Jak pstrąg w Dunajcu. Wystarczająco szybki, żeby grzać na tym dystansie i wystarczająco wytrzymały, żeby dopłynąć aż do Wisły.

Pod górę wysiadam. Nawet idąc po schodach sapię bardziej niż nietrenujący znajomi. Nawet podbiegając na bardziej płaskich odcinkach maratonu czułem fizyczne zakwaszenie. Nie żaden potreningowy ból mięśni, tylko wzrost zakwaszenia w trójgłowym łydki. Fala ciepła, za którą idzie beton. Umiem zbiegać, wiadomo, że biegi górskie wygrywa się na zbiegach, ja też na ostatnich pięciu kilometrach wyprzedziłem siedem osób, bo było z górki. Ale żeby wygrywać cokolwiek (ze sobą) w biegach górskich trzeba umieć pod górkę podbiec, a nie maszerować.

To wszystko wiem. Ale wiedza to jedno, a serce to drugie. Będę musiał znaleźć sobie inne radości w takich startach – może traktować je jak wybiegania przygotowujące do walki w półmaratonach. Po prawej Babia, w oddali Pilsko, za plecami Turbacz, a przed nami Tatry – czyż może być piękniejszy trening. Bez żadnych celów wynikowych. Bo jak ktoś kończy w 3:49, godzinę gorzej od życiówki, to po co mu cele?

Na mecie fota ze znaczącą miną i druga z kapitalnym konferansjerem, który cały czas jechał gwarą (Zebyście mi ino lewom stronom biegli, dobre?) i tworzył naprawdę świetny klimat. Do tego piękny medal, na zdjęciu mi się nie zmieścił, ale na pewno Rob zaraz go wstawi w powiększeniu.

A w sobotę piknie witomy w Rabce naszych obozowiczów. Obóz to takie trzecie święta w moim roku – obok Bożego Narodzenia i Wielkanocy.

Updated: 27 lipca 2015 — 18:55

  1. podopieczny_bartek

    2015/07/27 22:12:49

    Wojtek, witaj w klubie… półmaratończyków;)


    wojciech.staszewski

    2015/07/27 22:34:46

    Bartek, tej walki na ostatnich dwóch kilometrach na Krakowskim (to znaczy Warszawskim, tylko na Krakowskim Przedmieściu), to nie zapomnę 🙂


    podopieczny_bartek

    2015/07/28 06:39:21

    ja tez:)moze powtórka w Pile?:)


    1andrzejkociolek

    2015/07/28 13:05:15

    Witojcie:) święta w Rabce są najlepsze!


    1.marsz

    2015/07/28 15:52:33

    mam tak jak wojtek: zbiegi jeszcze jako tako (pomijając łaskawie glebę na biegu fajki) ale długi podbieg rozwala mnie zupełnie i nie wiem dlaczego tak jest…

    pozostanę więc przy maratonie, w tym roku niestety bez obozu górskiego, bo liżę
    rany pooperacyjne i jeszcze trochę to potrwa (lekarz twierdzi, że wszystko w normie); żeby całkiem o bieganiu nie zapomnieć (o dziwo wcale mnie do niego nie ciągnie) opracowuję alternatywną dla lotu do florencji za prawie 2000 zł/2os., logistykę dojazdu i zobaczcie co znalazłem: samolot z wro do bolonii (80zł/os/2h), a potem, ponoć superszybki, pociąg do flo, za jedyne 9 euro/os/40 min (promocja przy zakupie z dużym wyprzedzeniem, także z mediolanu i rzymu) – koszt podróży (wro-flo) w obie strony dla dwóch osób wychodzi poniżej 500 zł – aż sam nie wierzę:)
    marsz


    kamilmnch1

    2015/07/28 19:11:59

    Marsz, nie wierzę ;p


    k2bell

    2015/07/28 22:16:11

    Obóz obozem, a smutek ogarnia że mnie nie będzie :((((
    Ale przynajmniej byłem kilka dni temu w prześlicznej wiolonczelistce Rabce:
    ocochodziwbiegu.blox.pl/2015/07/Jak-zostalem-lysym-hipisem.html


    pict

    2015/07/29 15:37:14

    @marsz – a kiedy wybierasz się do tej Florencji, czy przypadkiem na 15 września?


    1.marsz

    2015/07/29 23:20:30

    koniec listopada pict więc gdybyś nie był usatysfakcjonowany życiówką w berlinie, to tam możesz się jeszcze poprawić:) marsz
    ps. w połowie sierpnia planuję wznowić trening, w połowie września może przetruchtam jakiś fragment maratonu wrocław


    pict

    2015/07/30 10:33:44

    Ja na koncert starego dziada z gitarą się wybieram w połowie września do Florencji. btw. premiera nowej płyty Gilmoura 18.09.2015 roku będzie miała miejsce


    1.marsz

    2015/07/30 13:09:56

    prawdziwy fan z ciebie, a jak tam zamierzasz dotrzeć, samochodem?
    marsz


    podopieczny_bartek

    2015/07/31 09:31:35

    Kamil, byłeś ostatnio w Piasecznie?:)
    dziennikbulwarowy.pl/134/ukradl-busa-z-zakonnicami.html?u=1%3A32%3AUGlhc2Vjem5v%3A76%3ARC4%3D


    pict

    2015/07/31 10:24:14

    Z Modlina lecimy do Bolonii – stamtąd pociągiem do Florencji, większy kłopot mam w drodze powrotnej, bo samolot dość wcześnie odlatuje,a le znalazłem Euro Busa Florencja-Bolonia w środku nocy za 1 euro 😉 Przy okazji posiedzę tam 4 dni i sobie zwiedzę miasto Nicolo M. 😉


    1.marsz

    2015/07/31 18:04:07

    zwiedzanie zapowiada się pasjonująco, flo to szczytowe osiągnięcie włoskiego qauttrocenta, ale tego nicoli nie kojarzę?
    przypomniałeś mi, że muszę te pociąg kupić póki jest za 9 euro:)
    a jak teraz wygląda twój, wasz trening?
    marsz


    pict

    2015/08/01 09:32:48

    Bo źle napisałem imię – pl.wikipedia.org/wiki/Niccol%C3%B2_Machiavelli

    trening wygląda tak, że weekendy są ciężkie – w dwa dni więcej niż w maraton, a na koniec w tempie maratońskim. Za to w tygodniu konkrety – siła, szybkość. Robię 60-70km tygodniowo, ale wszystko bardzo konsekwentnie bez opuszczania i odpuszczania. W najbliższym tygodniu nadchodzi ten dzień, w którym co rok biegam o kilometr więcej – w tym roku wychodzi rozbieganie 37km…


    sky.dancer

    2015/08/03 23:50:37

    Marsz – potwierdzam – pociąg do Flo to superszybka opcja. I b. wygodna. Polecam!

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.