„No i jak biegłem na koniec, to mi się chciało płakać. Nie, nie dlatego, że nie mogę dogonić chłopca, tylko ze zmęczenia”. To pół prawdy o bieganiu, bo jeszcze czasem chce się płakać ze szczęścia albo z żalu po zawiedzionych nadziejach. A czasem za gardło łapie nas duch rodzica-kibica.
Tak się zaczyna Bieg Krasnala. Kasia Dydo-Rosłoń, kobieta-mikrofon robi dzieciom podskakującą rozgrzewkę. Za chwilę 4 i 5-latki ruszają do Biegu Krasnala na 200 m. Ze sporym falstartem, a Mały Yoda karnie czeka na głośne „start”.
Dlatego na drugiej z czterech prostych jest na trzecim miejscu. Ale chłopiec, z którym stoczą fascynującą walkę na finiszu, też startuje fair, tu jest na pierwszym, rozmytym planie z półtora metra za Małym Yodą. Zdjęcie otwarciowe – trochę rozmazane – to kadr z filmu z ostatniej prostej, kiedy drę się jak oszalały rodzic, a Mały Yoda finiszuje jak Sokół Millenium przechodzący w nadświetlną. Profesjonalnym rzutem na taśmę wygrywa swoją serię.
Szaleję, jak planety.
Przy okazji – popatrzcie jak biegną dzieci w Naturalny sposób. Ładują z pięty, z łydy, z pośladu. To jest naturalne bieganie długodystansowe, bo dla Krasnali 200 m to długi dystans. A za to, że uwierzyłem w te farmazony o urodzonych biegaczach biegających na przodostopiu w sandałach z opony jeszcze Was tu przeproszę w osobnym wpisie.
Mały Yoda zdobywa srebrny medal, wyprzedza go Jaś, kolega z tej samej grupy w przedszkolu. Tata Jasia też biega, jest trochę wolniejszy ode mnie, ale Jaś jest trochę szybszy od Małego Yody. Wolałbym, żeby było odwrotnie. Czy to ojcowska miłość, czy biegowa emerytura? Nie wiem.
Medaliści dostają misie w uroczych koszulkach. Mamy już podobnego Misia Ursynka, więc ten zostaje Misiem Maratonkiem. I idzie z nami na Most Świętokrzyski, na stały punkt kibicowania przed czterdziestym kilometrem, razem z Małym Yodą.
Krzyczymy, machamy, dopingujemy. Znajomych i Podopiecznych paradoksalnie mało. Co roku wydaje mi się, że „wszyscy” biegną Maraton Warszawski, a potem okazuje się, że nie. Wielu nie biega maratonów, wielu wybiera inne biegi, bardziej jesienne. Bo nie wiem, czy zauważyliście: taki mamy klimat, że Maraton Warszawski przestał odbywać się na jesieni, tylko pod koniec lata. W tym roku było to chyba sam koniec lata, ale i tak 17 stopni na starcie, to nie są optymalne, chłodne warunki do biegania.
Parę osób podbiega albo podchodzi później w strefie mety „Trenowałem na pana planach”. Po pierwsze nie jestem pan, a po drugie: łapcie je sobie. TUTAJ jest plan do maratonu, TUTAJ do półmaratonu, a TUTAJ dla początkujących. Po spersonalizowane plany zapraszamy TUTAJ.
W kieszeni zaczyna wibrować w kieszeni. Najlepsza wiadomość ze Szczyrku, Renata w debiucie ultra biegnie bardzo ładnie, najbardziej wymierne jest to, że wyprzedziła 30 osób między ostatnim punktem kontrolnym, a metą. Najgorsza z Warszawy, Kuba schodzi z trasy maratonu, eksperyment „przygotuj się do złamania trójki po przerwie w bieganiu w dwa miesiące bardzo mocnym treningiem” kończy się porażką. A za chwilę dzwoni Marek-Rakieta, nasz zając-pewniak na złamanie trzech godzin – musiał zejść z trasy, bo nogi ma poranione od za ciasnych butów.
Maraton, to nie bajka z happy endem – jak napisałem Kubie – tylko film dla dorosłych. Czasem dramat.
Nie ma w nim drogi na skróty. Zaczyna się od Biegu Krasnala, a potem napięcie musi powoli narastać. Przez kolejne plus minus 40 lat.
3 thoughts on “Maraton Krasnala”
Maraton, to nie bajka z happy endem, tylko film dla dorosłych. Czasem dramat.
Pięknie napisane.
Wojtku, dzięki za słowa na trasie: „3:10 też warto złamać” – pomogło, złamałem, nie było tragedii.
Bardzo fajne zakończenie. Ja swój benefis szykuję na Poznań – zobaczymy jak się skończy, ale biorę pod uwagę wszystko.
Pict – a ja biorę pod uwagę tylko poprawę mojej życiówki na twoim biegu w Poznaniu. 2:49:51, dawaj! I pobodzenia 🙂
Torex – fajnie, że pomogło. Zawsze uważam, że warto coś złamać, jak się nie da złamać tego, co się chciało. Zawsze musi być jakiś cel w biegu, a cele to cyferki.