1 grudnia 2006

Wyobrażacie sobie taką pracę: być co tydzień pacemakerem w maratonie choćby tylko na cztery godziny? Rano potruchtałem korzystając ze słońca i ostatnich jesiennych liści. Już mnie to trochę nudzi, ale policzyłem, że truchtam już z górki. Bo przerwa w treningach trwa już trzy tygodnie, a przygotowania do nowego sezonu zaczynam za dwa. Ale nawet jak zacznę trenować będę biegał co parę dni po godzinę maksimum dwie. A nie cztery. A Moja Sportowa Żona? Nazbierała już sporo godzin fitnessu i jej piątek wygląda tak. Rano godzina TBC czyli wzmacnianie wszystkich mięśni w ruchu. Wieczorem najpierw godzina fat burning czyli godzina tańca w górnej części I zakresu, żeby spalać tkankę tłuszczową. Potem pilates bardzo modne ostatnio ćwiczenia na głębokie mięśnie brzucha i kręgosłupa. I na koniec ABT/stretching czyli ćwiczenia na mięśnie brzucha, ud i pośladków zakończone solidnym rozciąganiem. Wszystko to przy mniej albo bardziej rytmicznej muzyce w nieustannym ruchu i skupieniu (trzeba obserwować grupę, wydawać komendy). Przez cztery godziny. Więc proszę się nie dziwić, że MSŻ leży teraz i nie ma siły nawet zjeść kolacji. Ja po niektórych maratonach rzygałem. Może nie tych bieganych w cztery godziny, ale też nie biegałem ich co tydzień. Jedyne o czym MSŻ dała radę wieczorem ze mną porozmawiać, to plan dnia na sobotę. Zadała jedno pytanie: Kiciu, co robimy jutro sportowego? Myślałem, że nie ma takich kobiet.

Updated: 11 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.