Dzisiejszy trening zacząłem w tempie z biegu z Kaliskiej Setki – kilometr w 5:40. I przez 45 minut tempo mi nie spadło, ale też nie wzrosło. Biegłem równo, jak zegar z obciążnikami. Na ostatnich dwóch kilometrach zrobiłem trzy przyspieszenia po minucie (z przerwą dwie minuty w truchcie). To zaleca trener Skarżyński dla rozruszania mięśni. Ja chciałem przede wszystkim przypomnieć swojemu organizmowi, że istnieją szybsze prędkości niż rozwijane przez osobowy Warszawa-Kalisz. Zaczyna się zima, więc na głowę zakładam opaskę. Pełna czapka nie jest potrzebna, kiedy nie ma naprawdę dużego mrozu. Ale opaska dla mnie jest niezbędna, zawsze miałem problemy z zatokami, muszę je chronić przed wychłodzeniem. Pod wczorajszym wpisem czytelniczka Marysia (pozdrawiam!) zapytała, co robić, żeby gardło nie bolało. Bo ona biegała i boli. Marysiu! Może to nie jest rada, jakiej oczekiwałaś, ale powiem tak: przyzwyczaić się. Mnie gardło pobolewa od paru miesięcy (dalej pamięcią nie sięgam, bo mam krótką pamięć). Pokazałem je niedawno ciotce-laryngologowi. Ciotka orzekła, że to chroniczny stan zapalny spowodowany hiperwentylacją. I że powinienem pić herbatę małymi łykami, póki gorąca, żeby sobie gardło trochę rozgrzewać. Nieustannie mam w gardle coś do wyplucia. Więc nieustannie odpluwam, wycharkuję. Przyzwyczaiłem się do usuwania wydzieliny z organizmu. Gardło może wiele wytrzymać. Ostatniej zimy przy dwudziestoparostopniowym mrozie (były takie dni) postanowiłem eksperymentalnie pobiegać pół godziny. I dałem radę. Chociaż nie jestem pewien, czy rozsądek nie kazał mi wtedy założyć jednej chustki na szyję, a drugiej na twarz (hinduska chusta z cienkiej tetry będzie lepsza od bandanki. A być może usiłowałem oddychać przez nos. Przy jednym eksperymentalnym treningu to wykonalne. Ale na stałe nie da się tego robić, podczas biegania płuca potrzebują szybszego dostarczania tlenu niż możliwości wąskich korytarzy nosa. Czasem ścigam się w zimie – są biegi w Kabatach, bieg mikołajkowy na Kępie Potockiej oraz 5 i 15 km na Chomiczówce. Na mecie daję wtedy koncert. Kaszlę jak gruźlik. Pluję jak Niemiec w twarz. Nieraz gardło mam tak zawalone, że jestem bliski odruchu wymiotnego. Bądźmy szczerzy – to, co się dzieje z gardłem wskutek biegania w zimne dni, to nie jest samo dobro i miód. To minus biegania. Ale nie uważam, żeby to był argument przeciwko bieganiu. Bo plusów jest o niebo więcej. A ja i tak nie jestem najbardziej chory w naszym domu. Córka-przedszkolak już prawie nie kaszle, jutro idzie do przedszkola. Mamy z nią za to inny problem – nie ma tym razem kto z nią zostać wieczorem, kiedy moglibyśmy iść na salę na badmintona. Na sali przynajmniej gardło jest bezpieczne.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.