30 listopada 2006

Dzisiaj był tylko badminton. A na blogu będzie o wyższości biegania nad badmintonem. Na halę przy Mandarynki, gdzie chodzimy co tydzień pograć przychodzi kilkanaście osób. Ale trochę trudniej o taką dawkę sportowej radości, jaką daje bieganie. Dlaczego? Stajemy na przeciwko z Moją Sportową Żoną, pierwszego seta wygrywam z wyższością polskich siatkarzy, a w drugim przegrywam jak Kanada. Trzeci chyba na moje konto, nie pamiętam, bo trochę spadł nam duch rywalizacji na boisku, przestaliśmy liczyć Grand Prix, w jedynym rozegranym do końca zwyciężyła MSŻ i niech tak zostanie. Na sali mieści się pięć boisk, a siatki zaczepia się na jeżdżących na kółkach ciężkich podstawach z masztami. Na boisku obok cztery osoby grają w miksta. Robimy podmianę, wysoki jak siatkarze Kuba idzie zagrać ze mną w singla, a MSŻ wchodzi na jego miejsce do debla. Przegrywam z Kubą na przewagi 21:23, przez te parę minut nieźle się wyżywam. Ale potem wchodzi za mnie Piotrek, ja idę poodbijać w debla. Nie lubię tej pykaniny, ale trudno. Zwalnia się jedno boisko, więc dzielimy się na dwa single. MSŻ zagra z lepszą z dziewczyn (będzie miała swoje parę minut wyżycia), ja ze słabszą. Pykam sobie trochę się nudząc. Ale przypomina mi się, jak tydzień temu opykiwał mnie brodaty Marek. I zaczynam tęsknić do biegania. Bo jeśli na starcie stanie koło siebie kilkunastu biegaczy, to mogą ruszyć przed siebie i walczyć na finiszu z kimś tuż przed sobą albo odpierać czyjś atak. A na boisku stają naprzeciw siebie dwie osoby i trudno tak ustawić rozgrywki, żeby stali koło siebie akurat sąsiedzi z rankingu. Jak już sobie w duszy ponarzekałem, zagraliśmy ostatniego seta z MSŻ. Tym razem dołożyła mi mocno (dzisiejszy bilans setów 2:2). Myślę, że przede wszystkim przez to, że poprzedni mecz zagrałem sobie na stojąco, na sztywnych nogach (podsłuchałem to u komentatorów siatkarskich), na zbytnim luzie. I znów się ucieszyłem walką. Morał z tego taki, że wbrew temu, co twierdziłem na początku nie da się bezwzględnie udowodnić wyższości świąt Bożego Narodzenia nad badmintonem. Można natomiast bez trudu dowieść, że opuszczanie sobie poprzeczki nie motywuje do wyższego skakania. Co jest prawdą chyba nie tylko sportową.

Updated: 11 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.