Wybiła czterdziestka. Budzik postawił mnie na nogi o 6:10. Zacząłem dzień bieganiem. O 8.30 byliśmy umówieni na poranny trening z biegającym szefem. A przedwczoraj mój przyjaciel Dziki (ten, cośmy razem biegali, kiedy niektórych czytelników tego bloga jeszcze nie było na świecie, a Moja Sportowa Żona biegała jeszcze z pieluchą) zadzwonił, że może by tak zrobić rytualne bieganie niekoniecznie na 40 kilometrów. Myślałem, myślałem – i umówiliśmy się w centrum Warszawy koło torwaru, żeby zrobić bieg przez cztery mosty. Każda symbolizowała kolejną dekadę życia i na każdym o tych dekadach gadaliśmy. Na moście Łazienkowskim opowiadałem, jak byłem małym chłopcem, najmniejszym, najchudszym w klasie, a do tego bladym. Na moście Poniatowskiego, jak z chłopczyka zamieniłem się studenta i nie tylko przeżyłem pierwsze miłości, ale założyłem pierwszą rodzinę. Na moście Świętokrzyskim, jak ta rodzina się rozpadła, a ja ze studenta zamieniłem się w dziennikarza. No i na moście Śląsko-Dąbrowskim o tym, jak zacząłem naprawdę biegać, startować i udało mi się uporządkować życie, znaleźć na świecie MSŻ, szczęście rodzinne i przywrócić sobie mocny szkielet wewnętrzny. Ksywkę Szkielet dostałem od znajomych w pracy gdzieś między mostem Świętokrzyskim a Śląsko-Dąbrowskim. Wisła o 7:15, w której odbija się wschodzące nad Pragą słońce wygląda jak rzeka z National Geographic. Pomyślałem, że chcę zapamiętać ten moment ze swojej czterdziestki. Nie wiedziałem jeszcze, co szykuje na wieczór MSŻ. Z Dzikim zrobiliśmy jakieś 11 km, w łagodnym pierwszym zakresie. A o 8.30 z biegającym szefem kolejne 15 km, trochę szybciej, bo namówić biegającego szefa do biegania w I zakresie, to jakby prosić deszcz, żeby wolniej padał. Ale nie szykujemy się teraz do żadnego maratonu, więc nie interweniowałem. Pobiegliśmy ścieżką rowerową wzdłuż Trasy Siekierkowskiej (bez przekraczania mostu), a potem Wałem Zawadowskim. Znów klimaty jak z Planete, chociaż na horyzoncie majaczył mały Manhattan w centrum Warszawy. Potem był dzień pracy, wszystko mi się udawało, osoby, z którymi chciałem sie umówić przystawały na proponowane terminy. Kogo chciałem pytać odpowiadał. Redaktorzy, którym proponowałem teksty (o bieganiu, a jakże, zbliża się przecież Run Warsaw) ochoczo podchwytywali pomysły. Jeszcze brakowało, żeby ptaszki przylatywały mi zaćwierkać, a owieczki przybiegały pokłonić, że tak się odniosę do Kazika. Wróciłem do domu, a tam czekała na mnie MSŻ z córką przedszkolakiem (czego się spodziewałem) i córką licealistką (czego bym się nie spodziewał ani w marzeniach, ani w snach). Cały pokój wypełniony pokojem. Od trzech dziewczyn dostałem trzy płyty DVD z karaoke, moje marzenie od paru miesięcy. Wieczorem MSŻ przeszła samą siebie. Jak wróżka, która spełnia życzenia, których nie zdążymy pomyśleć. Zaprosiła mnie do meksykańskiej knajpy, czego się prawdę mówiąc domyślałem z wcześniejszych umawiań (że mam być o 17.07 przed blokiem i z pustym żołądkiem). Ale że tam dostałem album zdjęć zrobionych ze slajdów z mojego dzieciństwa! Po pierwszych dwóch fotach zdębiałem, nie wiedziałem kto jest na zdjęciu (dla ułatwienia dodam: to byłem ja), bo tych slajdów nie widziałem od dobrych 20 lat. Jeśli szukacie pomysłu na meganiespodziankę dla bliskich, to polecam. Na parkingu MSŻ zawołała mnie, że jest jakiś problem w bagażniku. Była tam piłka siatkowa M jak Mikasa, albo M jak Marzenie od Maja. Może nie od maja tylko lipca, ale na pewno duże marzenie. Poodbijaliśmy chwilę między samochodami. I ruszyliśmy dalej – na koncert mojej ulubionej kapeli, która akurat dziś występowała w Warszawie, a MSŻ zakupiła wcześniej bilety. Co za dzień! Zaczął się tak cudnie sportowo. W środku miał tyle harmonii w pracy. I co najważniejsze w domu. Zwłaszcza, że o harmonię między MSŻ a córką licealistką nie było ostatnio łatwo. To fantastycznie, że obie się postarały o ten instrument właśnie na moją czterdziestkę. A wieczór? Takie wieczory zapadają w pamięć bardziej nawet niż maraton. Bajeczka o dobrej wróżce. Czary mary. Taniec z gwiazdkami z nieba.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.