Od paru dni szykowałem się na zajęcia na hali sportowej, którą po przerwie wreszcie otworzyli. Ale po południowym treningu wymiękłem. No i w końcu kiedyś trzeba popracować. Pracę zacząłem dziś o 12., wtedy umówiła się ze mną pani z MTV. Gadaliśmy o języku nastolatków. Czaicie bazę? Zajefajne nawijki, które kumają tylko ziomy. Po rozmowie w ubikacji MTV zrzuciłem z siebie marynarkę, spodnie i wszystko (prawie). Wyszedłem stamtąd w dresie i podjechałem na Agrykolę. Dziś była orka na stadionie. Okrążenie na maksa, jedno przerwy w truchcie, dwa na maksa, jedno przerwy, cztery na maksa, jedno przerwy. I tak trzy razy. O ile dobrze liczę oznacza to 12 km biegania po stadionie, większość sprintem. Plus mały dobieg na początku i na końcu. Razem grubo ponad godzina katorgi. W połowie drugiej serii miałem dość. Ale to jest takie dość, które lubię. Takie, które można pokonać. I radość jest jeszcze większa. Czasy były za słabe, nie mam się czym pochwalić. Ale co dobre, że trzecia seria była szybsza od drugiej. Dotarłem do redakcji na obiad, trochę pracy i pojechałem na drugą rozmowę – z panią doktor z polonistyki. Zacząłem od pytania, jak wymyśliła sobie taki zajebisty wystrój mieszkania. Bo rozmowa była o wulgaryzmach. Z tym zajebistym wystrojem to była oczywiście prowokacja, ale pani doktor okazała się niedogmatyczna – mówi, że wulgaryzmy są po to, żeby ich używać, tylko trzeba wiedzieć, kiedy i jak. Skończyłem o 18.20. Darujecie mi, że nie pojechałem na 19. na zajęcia w hali sportowej? Jako pokutę wyznaczyłem sobie trochę ćwiczeń na domowej siłowni. I żeby popracować. Zaraz będę szukał brzydkich słów w internecie.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.