Właśnie wróciłem z biegania. Noc to nie jest dla mnie naturalne środowisko do treningów Poniedziałek zacząłem od przetupania półtorej godziny. Żeby nie umrzeć z nudów, w środku zrobiłem sześć serii siły biegowej (skipy i wieloskoki). I myślałem, myślałem o niedzielnych zawodach. Nie jestem jednak tak bardzo zadowolony. Wprawdzie wynik niezły, do najlepszego z Chomiczówki zabrakło mi 45 sekund, ale w tamtym sezonie nie miałem praktycznie przerwy zimowej. Niby dobrze. Ale moi rywale pobiegli o 2-3 minuty szybciej niż mój czas (prawdziwy). Może to jest kwestia tych wolnych długich wybiegań, które ciągle dominują teraz w moim treningu. Jestem zatupany. Tak musi być. Bo na tym fundamencie dopiero później wyrasta. Oby. W poniedziałek wieczorem córka przedszkolak stwierdziła, że jej zimno i położyła się pod kołdrę. Kto jest rodzicem, już się domyśla. Choroba. Choroba wie jaka. Moja Sportowa Żona była na fitnessie, więc ćwiczyłem "Jak Wojtek został strażakiem" (pamiętacie tę książeczkę?). Zaprzyjaźniona lekarka stwierdziła, żeby powyżej 38,5 podać syropek przeciwgorączkowy. Podałem przy 39,0. A córka przedszkolak spała jak stary niedźwiedź, 14 godzin do dziewiątej rano. Rozpisuję się w kwestiach chorobowych, bo przecież wpływa to na rytm treningowy. Kto jest rodzicem, wie jak. Rano nie trenowałem, bo MSŻ musiała wyjść do sklepu po mięso na obiad. No dobra, przyznam się: trochę też skorzystaliśmy z niedźwiedziego snu córki przedszkolaka i odespaliśmy nieco. Potem do pracy, byłem umówiony z posłem Tuskiem. Łukaszem Tuskiem. Potem pisanie w gazecie, torba sportowa w samochodzie, ale się nie wyrobiłem z treningiem przed 18., a MSŻ na 19. szła do pracy na godzinę. Po pracy MSŻ ćwiczyła ucznia, początkującego i sympatycznego instruktora. Córka przedszkolak ćwiczyła pamięć, graliśmy razem w memo. Ale koło 21. poczułem zew krwi. Że potwornie będę zły na siebie, jak odpuszczę trening. Założyłem dres i pobiegłem w noc. 15 minut spokojnego biegu. A potem taka stymulacja: 5 minut szybko (w tempie o parę sekund na kilometrze wolniejszym niż mój niedzielny start na 15 kilometrów – czyli kilometr w 4:00-4:10). Minuta truchtu. 4 szybko, minuta truchtu. 3 szybko, minuta, 2 szybko, minuta, 1 szybko i parę minut odpoczynku w truchcie. A po odpoczynku – jeszcze raz to samo. Takie podwójne serie lubi trener R. Nie znam dokładnie uzasadnienia teoretycznego, ale czuję w mięśniach, że to bardzo porządne piłowanie formy. Zrobienie tej samej pracy przy wyższym zmęczeniu. Pod domem podskoki, trucht, w windzie i na klatce rozciąganie. A teraz (jest 22:47) mam w planach coś, dla czego noc jest naturalnym środowiskiem. No co? Sen.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.