akty Bolka – 18 czerwca 2008

650 kilometrów samochodem, to wystarczy, żeby na nogach nie zrobić już ani kilometra.

Normalnie środa to dzień biegania. Dziś był to dzień rozmów o bieganiu. Najpierw maratończyk P. z Piły. Z Piły wywodzi się Grabaż, ten od Pidżamy Porno i Strachów na Lachy, znacie, to posłuchajcie. Ja miałem sobie przed podróżą wymienić kasetę w samochodzie na Pidżamę, ale zapomniałem i byłem skazany na radio. Tu muza, tam muza i serwis co pół godziny. Więc dzisiaj jestem obcykany w kwestii Bolka i powrotu Żewłakowa z Borucem.

Leję wodę, bo niczego sportowego dziś nie zrobiłem. Raz się trochę zdenerwowałem na autostradzie, kiedy P.206 robił życiówkę (162 km z górki), a mnie akurat zaczęło coś ściskać w okolicach żeber – to jakiś mięsień brzuchowo-piersiowy dawał znać, że pamięta jeszcze przedwczorajszą wspinaczkę po linie.

Maratończyk P. z Piły opowiadał o odżywkach, jakie zawodowcy szykowali sobie w latach 70. Mięta z glukozą, to jeszcze jest w porządku. Ale mieli problem z czego to pić. Bidonów w handlu nie było, butelek plastikowych również. Więc kupowali szampon do włosów, płukali butelkę przez kilka dni (a i tak zapach zostawał) i tak się dożywiali na trasie.

Potem w Poznaniu rozmawiałem z maratończykiem F., który jest wiceprezydentem miasta i facetem tak zakręconym na punkcie sportu, że pozazdrościć. Nie dość, że zaliczył ponad trzydzieści maratonów (życiówka 3:33), jeździ na koniu, pilotuje małe samoloty, uprawia parę innych sportów, to jeszcze był niedawno na Aconagule (sorry, Kamil, nie wiem jak to napisać bez błędu, a padam już i nie sprawdzę), a to siedmiotysięcznik, więc nie zabawa. A zaczął biegać na spacerniaku, bo jako więzień polityczny w Peerelu był wyprowadzany pojedynczo.

Myślałem w samochodzie: to jest dla mnie prawda o Peerelu. Te odżywki w butelkach po szamponie albo te półtora roku, które przesiedział wiceprezydent. A nie dywagacje na temat prezydenta i sporządzonych przez funkcjonariuszy akt Bolka.

Kamil, mógłbym tu zrobić błąd: aktów Bolka. Byłoby bardziej poetycko.