Lato wszędzie, zwariowało, oszalało moje serce. Lato leśnych ludzi.
Dziś do 3 w nocy kończyłem pisać o człowieku z betonu, prezesie z wyboru, działaczu z piłkarza, Grzegorzu Lacie. Gadasz z tymi leśnymi dziadkami, zaczynasz ich rozumieć, docieniać, co zrobili. W końcu nie możesz mieć do człowieka pretensji, że działał w KZ PZPR ZNTK Poznań (młodsi: nawet google wam nie pomoże), bo gdzie miał wtedy pracować? W PR McDonalds’ Polska?
Ale w pewnym momencie doznajesz olśnienia. No nie, to nie tak powinno być. To jakbyśmy byli w tej piłce na etapie późnego Jaruzelskiego. Lato to Rakowski, Kręcina – Miller, a nawet faworyzowany Boniek, to najwyżej oświecony Kwaśniewski. A w piłce potrzeba Balcerowicza, Mazowieckiego, Wałęsy. Na razie ich nie widać nawet na horyzoncie. (Młodsi: sorry za cały akapit).
I to wszystko jeszcze pod sportowym sztandarem. Niech żyje sport, sport, sport, sport żyje nam, taka była w latach 50. piosenka.
U mnie ostatnie przygotowania do Biegu Niepodległości, ostatniego serio startu w sezonie. Już tylko lekkie piłowanie szybkości. W środę z samego rana zrobiłem 4 razy po 2 km w tempie w jestem w stanie zrobić to na treningu. Chciałem poniżej 4:00, ale wychodziło po 4:07, bo za szybko zaczynałem (pierwsze pół kilometra po 3:50). Dopiero ostatnie powtórzenie zrobiłem z głową – na początku 4:15, a efekt: 3:59. Panie daj mi tę głowę też we wtorkowym biegu.
Zaraz po treningu poszliśmy z Moją Sportową Żoną pierwszy raz w życiu na kort tenisowy. Bomba. Fajniejsze od badmintona. Wzięliśmy sobie instruktora, co kosztuje niestety sporo, ale bez kilku lekcji na początku to byłoby pykanie bez sensu. Najpierw ćwiczenia ruchu rakietą przy forhandzie i backhandzie, potem odbicia, na koniec wymiany piłek z instruktorem. Nigdy jeszcze do żadnego sportu nie podchodziłem tak metodycznie (jak niektórzy z was do biegania). Ta nauka jest całkiem przyjemna.
Drugi trening był w czwartek. Chciałem, żeby się różnił od zaplanowanych na sobotę kilometrówek. Pojechałem do Lasu Kabackiego tam sobie wymierzyłem 200 metrowe odcinki (wyszły 220 metrowe, dlaczego – zapytajcie amerykańskiego satelitę). I biegałem je po ok. 40 sekund czyli w tempie kilometr 3:00-3:10. Zrobiłem 20 powtórzeń, na zwyczajowe 30 zabrakło mi czasu, a może też zapału.
A wieczorem – siatkówka. Przed graniem zrobiłem porządną rozgrzewkę ze szczególnym uwzględnieniem stawu skokowego. Tym razem wróciłem z rozwaloną wargą. Niech żyje sport, sport, sport.
Zaczynam trochę nienawidzić piłki nożnej. Znów porażka. Nie chodzi o straconą przez Lecha Poznań bramkę, tylko odrzucony tekst. Niebiegający szef stwierdził właśnie, że jest nie tylko do niczego, ale też jest niepoprawialny. Taki ładny miał mieć tytuł: Lato leśnych ludzi.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.