metro – 29 maja 2007

Zacznę od końca: wytrzeźwiałem w sekundzie, bo takiego debila dawno nie widziałem. Dzień zacząłem godzinnym bieganiem. Dziesięć minut dobiegu, który powinienem nazwać roztruchtaniem, bo tempo było ok. kilometr w 5:30. Potem siła: 100 skipów A (kolanka pod brodę) plus 50 wieloskoków plus chwila przerwy. I sześć takich serii. Akurat dobiegłem do górki i tam zrobiłem sześć 200-metrowych podbiegów. Powrót przez las do samochodu i godzinka biegania zaliczona. Potem praca, potem rodzina, a na koniec spotkanie towarzyskie z niebiegającym przyjacielem w odległej dzielnicy Bielany, mojej rodzinnej zesztą. Trzy piwa, w tym ostatnie z synem licealistą, który zajrzał. Fajne rozmowy. I powrót. Już tłumaczę, dlaczego nagle otrzeźwiałem. Podjechałem na rowerze (po chodnikach i ścieżkach) do metra, skasowałem bilet, wsiadłem, nastawiłem budzik. Ale po tych trzech piwach pomyliłem godziny i budzik nie zadzwonił na Imielinie. Obudził mnie strażnik na Kabatach. Ok, nie będę czekał 10 minut na metro, bo do domu będę jechał pewnie 8-9 minut, wychodzę. Nie wiem, czy szliście kiedyś z rowerem przez bramki metra? Przewóz rowerów jest dozwolony, a od wejścia Polski do Unii Europejskiej – darmowy. Techniki przedostania są dwie. Albo dźwigamy rower ponad bramką, co bywa jednak niewygodne. Albo przewozimy rower przez wejście dla wózków przy którym znajduje się krótka informacja "Nieuzasadnione użycie będzie karane". Na Kabatach wybrałem to drugie rozwiązanie. A z przeciwka szedł facet, który zapewne był pracownikiem metra. Jezu, jaki debil, kwintesencja głupoty, bardziej durny niż nie wiem kto, bo proste aluzje polityczne byłyby zbyt cienkie. Kretyn. Kretyn mówi: – Proszę wrócić. Ja: – Dlaczego? Kretyn: – Widzi pan ten napis. Nieuzasadnione użycie będzie karane. Ja: – Ten rower waży 20 kilo, dlatego nie będę go przenosił przez bramkę. Kretyn: – Jak pan nie wróci, wzywam policję, to kosztuje 100 złotych. Ja: – Proszę najpierw pokazać identyfikator, dlaczego pan mnie zatrzymuje. I niech pan powie: czy ja jestem bandytą, który kogoś napada, złodziejem, który kogoś okradł? Kretyn: – Proszę się wrócić, bo wezwę policję. Ja: – Niech pan sobie wzywa, ja idę i proszę mnie natychmiast puścić [kretyn trzymał rower – przyp. red.], bo nie ma pan prawa mnie zatrzymywać. Kretyn: – Każdy ma prawo… Ale puszcza. Nie dlatego, że zrozumiał jakim jest idiotą. Tylko wygrałem. Nie z jego debilnością, tylko z bezsilnością, skumał, że nie będzie mógł patrolowi machnąć żadnym przepisem przed oczami i dał sobie spokój. Taka wygrana oczywiście przynosi satysfakcję. Ale nie do końca, bo ja bym najbardziej chciał, żeby ten debil tu zajrzał, przeczytał i napisał komentarz: "przepraszam, byłem debilem, zrozumiałem swój błąd, teraz się zmienię, będę życzliwy wobec ludzi, wobec świata i obiecuję nie nadużywać hasła zero tolerancji zwłaszcza tam, gdzie nie ma to kompletnie żadnego sensu". Jezus Maria, nie mogę ochłonąć z emocji, jak można być takim idiotą. Ja już pomijam to, czy miało sens interweniowanie w związku z tym, że wyszedłem przez tzw. wyjście ewakuacyjne. Ale po co w ogóle jest ta bramka? Według kretyna nie po to, żeby przechodzili przez nią ludzie z rowerami. A ludzie (kobiety) z wózkami? Raz widziałem jak przeszła i użycie tej bramki wydawało mi się jak najbardziej uzasadnione. Kretyn mógłby uznać inaczej. Niech se baba dźwiga górą. Hmm… Chyba wiem, dlaczego lubię bieganie, ten najbardziej indywidualistyczny, maksymalnie wyindywidualizowany sport. Bo nie ma się kontaktu z kompletnym kretynizmem ludzkim. Panie oświeć jego duszę.

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.