Jest parę rzeczy, których nie lubię. 1. Jak polscy piłkarze przegrywają. Reprezentacja ostatnio w miarę sobie radzi, zobaczymy w sobotę, ale to co wyprawiają kluby osobiście mnie upokarza. Szczególnie, że pamiętam jeszcze tamte uniesienia z tamtą Wisłą Kraków. 2. Jak moi bliscy źle się do siebie odnoszą. Na przykład starsza córka z młodszą i nawzajem. Kocham jedną i drugą, więc kiedy one obracają się przeciwko sobie biorąc mnie na świadka, to czuję się niezręcznie oraz dyskomfortowo. 3. Jak producenci sera żółtego naklejają na opakowaniu Kubusia Puchatka, by wzbudzić porządnie przedszkolaków do ich plastikowego produktu. 4. Jak samochód mi się co chwila psuje, co powoduje w moim budżecie dziury jak w szwajcarskim serze. I nie będę mu dziękował, że się nigdy nie rozkraczył w szczerym polu, jak w reklamie dezodorantów. Prawdę mówiąc nie wiem, czy była to reklama dezodorantów, ale na pewno nie pomocy drogowej, bo reklama musi zaskakiwać skojarzeniami. 5. Jak jestem dla kogoś zły. Np. kiedy facet nie upilnował psa i mi tłumaczy, że pies głupi, a pies skacze, córka przedszkolak wyje, więc ja mu na to, że nie pies głupi tylko on, a on na to, że mam rację. Ale mi się głupio w sekundę zrobiło. Tak się z tym źle czułem, że musiałem się wam wyspowiadać. Tylko, żebyście nie myśleli, że teraz się pokajam za wszystkie ‚fucki’ pokazane zza kierownicy, bez przesady. 6. Obecnego premiera i prezydenta. Sorry, wiem, że koalicja też tu czasem wpada, ale ja w tym wypadku jestem bardzo mocno w opozycji. 7. Obsesji. Np. patrz punkt 6. 8. Krótkich dni i długich nocy. 9. Oraz niepogody. 10. I jak muszę na tę niepogodę, ten wilgotny ziąb wyjść w ciemną noc, chociaż już nieźle jestem zmęczony dzisiejszym dniem. Porannym godzinnym treningiem, niestety za wolnym, bo po zbyt małym śniadaniu. Krótką gonitwą w pracy i poszukiwaniem bohaterki reportażu, która opowie, co by zmieniła w swojej przeszłości. Porażkami technicznymi, bo z synem licealistą usiłowaliśmy zainstalować oprogramowanie do kamery, ale coś się nie udaje. Pod wieczór jeszcze spacer do sklepu po bułki i przejściówkę do kamery z córką przedszkolakiem i zabawa w berka. To nie było męczące, ale takie akurat, żeby wrócić, zjeść kolację i zasiąść. A ja czekam teraz aż Moja Sportowa Żona wróci z fitnessu. Pooglądamy całą rodziną M jak Miłość, żeby przejrzeć się w telewizorze i zestawić ich troski z naszymi. I potem zostawię MSŻ na głowie kładzenie córki przedszkolaka, a sam przebiorę się w dres i wyjdę na pół godziny szybkiego biegania – dwa razy po 13 i pół minuty z 3-minutową przerwą w truchcie. Naprawdę nie lubię takich nocnych treningów. I tego jak wiszą mi cały dzień nad głową. Tylko, że biegać bardzo lubię.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.