biegnij w stronę światła

Jest takie miejsce, które odrealnia. Wbieg do tunelu. Mózg zalany endorfinami, lecisz w słońcu, od środka rozgrzany też jak słońce, bo po 16-17 kilometrach biegu jest gorąco mimo zimnego wiatru, pędzisz równo, a nawet szybko, bo na 12. kilometrze zebrało ci się na przyspieszanie, trochę za wcześnie i trochę za mocno niestety, ale dopiero za pół godziny dowiesz się jaki jest rachunek za dodatkową porcję kwasu mlekowego.

I wpadasz w czerń. Tunel jest chłodny, to przyjemne. Do ciemności się przyzwyczajasz po 5-10 sekundach. Patrzysz: jesteś w matriksie. Biegniesz tym samym tempem, ale straciłeś punkty odniesienia. Nie ma drzew, ludzi, zaparkowanych samochodów uciekających do tyłu. Czujesz się jak na bieżni. Pracujesz jak lokomotywka, ale wydaje ci się, że stoisz w miejscu. Jak na gigantycznej, asfaltowej bieżni.

Biegniesz jeszcze pół minuty i słyszysz głosy. Za pierwszym razem na serio zdawało mi się, że to transmisja z raju. Teraz już wiedziałem, co będzie i nie mogłem się tego doczekać. Słynny chór gospel, niepowtarzalny przynajmniej w Polsce wyróżnik warszawskiego maratonu. Czarne anioły, Pan z nimi. Dziękujesz im gestem i biegniesz w stronę światła.

Jest takie zdjęcie, chyba do znalezienia na stronie entre.pl: Aleks Celiński wychodzi z tunelu jakieś półtora kilometra przed metą maratonu warszawskiego (wtedy meta była na Podzamczu). Aleks i tak kończy bieg w jakieś 2:45, ale tu idzie i to tak boleściwy, że ktoś napisał komentarz: Aleks, rozumiemy ten ból.

U mnie w niedzielę nie było aż tak źle. Ale wtedy skończyło mi się trochę. Nie byłem w stanie trzymać tempa. Marzenie o złamaniu 1:20 musiałem zostawić w tunelu, plan złamania 1:21 musiałem postawić pod znakiem zapytania, zabierając tylko gwarantowane złamanie 1:22, niestety do dziurawej kieszeni.

Daniel źrebak, którego przed tunelem już prawie doszedłem znów zaczął brykać do przodu. Dogonił mnie stary znajomy, właściwie młody, ale sprzed lat, nie widzieliśmy się chyba od roku olimpijskiego, Marcin K. Przywitaliśmy się serdecznie, namawiał mnie, żebym wsiadał do jego pociągu: „Jak rzygać, to z dobrym czasem”. Powiedziałem mu tylko, że za ten tekst będzie na blogu 🙂 I żeby odjeżdżał.

Pod górę się trochę oszczędzałem, ile można się zakwaszać. Na górze niby trzymałem tempo, ale nie do końca, bo przyszedł rachunek za poprzednią porcję kwasu, tę z gwałtownego przyspieszenia pół godziny wcześniej. Końcówka niby znów dobra, ostatni kilometr w 3:45, końcówka nawet w 3:30 na kilometr. Finisz: zbliżam się coraz bardziej do Daniela źrebaka, wiem, że go nie łyknę, ale liczę sekundy do niby gwarantowanego 1:22. Najsmutniejszy moment tego biegu, to kiedy wypadam zza ostatniego zakrętu, pokazuje się  zegar, a na nim 1:22:00. Zabrakło 8 sekund brutto, a 4 netto do 1:22. Do złapania Daniela źrebaka – trzech.

Przepraszam Was za tę drobiazgowość, ale to mój pierwszy bieg w sezonie. Na pocieszenie niezłe miejsca: pierwsze w klasyfikacji dziennikarzy i czwarte w M40 (a ogólnie gorzej, 88).

Potem szatnia i znajomi. Stanęliśmy sobie w pewnym momencie we czterech: z Dzikim, z Kamilem, z Michałem mks-em. Zadzwoniliśmy do Andantego na Śląsk, chociaż mało było słychać w tym hałasie, to przez chwilę poczuliśmy się jak sztafeta do Białegostoku w 2008 roku (tamte wpisy są chyba w archiwum). Taki romantyczny wymiar biegania, z którego dziś już nie pamięta się liczb (chociaż wtedy były ważne, żeby docierać na czas), tylko drogę.

Bieganie jest drogą i liczbą. Prognoza na Kraków wychodzi mi 2:55. Będę jechał na 2:50, chociaż obawiam się, że mogę za to zapłacić, ale liczę jednak, że podbiję formę obozem sportowym. I że poprawię hemoglobinę – zrobiłem sobie kompletne badanie krwi, jutro mamy je analizować z trenerem Wąsem na praktykach.

A wczoraj po południu miałem jeszcze egzamin. Dziś sprawdzam pocztę co kwadrans od powrotu z biegania, ale nie ma wyników.

Rano zrobiłem sobie wolne (po 5:30 na kilometr) rozbieganie po Lesie Kabackim. W końcu dobiegłem do wiosny. Spotkałem sarnę. A potem Słonika, pogadaliśmy o liczbach, Słonikowi nie poszło, chyba 1:14 zrobił.

 

Updated: 29 marca 2010 — 18:55

  1. nuggers

    2010/03/29 22:56:00

    pięknie się te liczby czyta 🙂 tydzień temu sam kalkulowałem pierwszy raz w życiu na trasie połówki i nie mogę się doczekać kolejnej okazji 😉
    żałuję, że wczoraj było za wcześnie na drugi start – podjechałem na rowerze popatrzeć na oprawę, trafiłem akurat na dekorację. wielkie gratulacje dla zwyciężczyni 🙂 za rok muszę w warszawie wystartować!
    pamiętasz tego kolegę z imprezy planszowej u Waszych sąsiadów, co na biegu niepodległości złamał 45 minut po dwóch miesiącach biegania? wczoraj netto zrobił 1:39:42.. :))
    m.


    sfx

    2010/03/30 07:24:06

    Nie złamałeś czasu, ale złamałeś coś tym opisem… fantastico 🙂

    Do Krakowa podąży całkiem niezła ekipa od nas. Prawdopodobnie czterech na złamanie 3h (w tym jeden na 2:30). Wszyscy wojskowi. Ciekawe co to będzie.


    beautyandb

    2010/03/30 10:27:15

    Wybieg z tunelu… Dwa razy mnie już zabijał na półmaratonie, wyczołgiwałam się z niego i ledwo udawało mi sie dobrnać do mety. Dlatego tym razem wyjątkowo się pilnowałam. I po raz pierwszy z tunelu wybiegłam i … przyspieszyłam. Co prawda na kilometr, ale jednak. Przez ten kilometr minęłam moją rywalkę z kategorii (co prawda zrewanżowała mi się na kostce na Miodowej)… Zresztą, 13-tka okazala się dla mnie wyjatkowo szczęśliwa. To chyba pierwsza połówka którą faktycznie pobiegłam głową… A, nie, druga. Pierwsza była tydzien po slynnym maratonie gdańskim.


    ocobiegatu

    2010/03/30 11:25:13

    Światełko w tunelu kojarzy mi się ze słynną książką „Życie po życiu”.
    Chyba wszyscy stwierdzą , że to drugie życie po odkryciu biegania jest lepsze…:).
    Ja odkryłem bieganie 30 lat temu więc w tych kategoriach myślę raczej o chodzie sportowym..:)


    piotrek.krawczyk

    2010/03/30 11:44:39

    Basia Muzyka (MEL) czwarta w biegu 12 godzinnym w Rudzie Śląskiej. MEL o włos od podium w, przebiegła ponad 105.3 km.


    quentino-tarantino

    2010/03/30 14:41:51

    Jeszcze raz gratulacje dla wszystkich lastweekendowych biegaczy!

    Mam pytanie do tych szczęśliwców, którzy biegli w poprzednich latach w Dębnie – na stronie maratonu widzę pętęlkę 14 km x 3, jakaś specyfika tej trasy ? No i last but not least – atmosfera zawodów. Do tej pory biegałem w dużych miastach (jak na Polskę 😉 ale słyszałem, że trochę inaczej/fajniej to wygląda w mniejszych miasteczkach.


    biegofanka

    2010/03/30 16:08:49

    Wojtku – to popraw hemoglobinę, idź na całość, nie zastanawiając się, co później będzie, osiągnij swój wynik marzeń i napisz odcinek z samymi super pozytywnymi odczuciami…;))
    Gratulacje dla wszystkich (no i ubiegł mnie Quentino):))
    Gdzie Polska Biega, tam dobre czasy wybiega (mogłoby być mottem):))


    biegofanka

    2010/03/30 16:10:40

    No i jeszcze jedno chciałam dodać… ból stopy przechodzi, jutro mój trening nadchodzi!!!


    johnson.wp

    2010/03/30 17:49:07

    Wojtku, koniecznie przekaż nam co się dowiesz od fachowców na temat morfologii krwi. Ostatnio zaklad pracy fundnął mi takie badania (18 parametrów) – wszystko ładnie, ale zastanawiam się jakie są normy w sportach wytrzymałościowych, a przede wszystkim jak „poprawia się hemoglobinę” bez uzycia EPO i t.p. Mój pomysł polega na tym, że w okresie startowym łykam chela-ferr.


    johnson.wp

    2010/03/30 17:50:54

    biegofanko – życzę pełnego wiatru w żaglach!


    johnson.wp

    2010/03/30 18:01:09

    sfx – pod gnieźnienską dychę zrobiłem interwały wg systemu, który Tobie proponowalem, ale sie przestraszyłeś :), bo polega na bieganiu w tempie na 10k z przerwami tylko 20% wolniejszymi. Wybrałem 3 finalne treningi: dzisiaj 8x 600m/800m, w sobotę 8x 800m/600m, a w przyszły wtorek 6x 1000m/400m. Moje tempa to 4:17/5:25. Zobaczymy czy się sprawdzi:)


    ocobiegatu

    2010/03/30 21:24:08

    Biegofanko – nie uszło mojej uwagi to , że w ostatnim poście było ze 20% relacji na chód…:) a więc – przeCHODZI , nadCHODZI …:))).A ja to skrupulatnie wyłapuję..:).
    Idzie dobrze…:), więc powodzenia…


    ocobiegatu

    2010/03/30 22:28:37

    Andante podał przykład zawodniczki z Poznania – pani Pańczak jako wzór..
    Chciałbym podać druga stronę medalu..
    Niby przebiegła 37 maratonów ale jak ? Byłem ciekaw, właśnie sprawdziłem , że była ostatnia w półmaratonie poznańskim z czasem 3.08.25 – tj. 6,73km/h….
    Dla mnie to żenada ! Próg chód-bieg wg badań naukowych to jest 7,2 km/h ale dla ludzi całkowicie , że tak powiem spoczynkowych..!
    Może to kontrowersyjne co napiszę ale sorry johnson , quentino ale zdaje sie , że ta wasza poznańska maskotka marketingowa , tak naprawde zagubiła się i nie wie na czym polega sport…tylko z racji wieku każe czekać na siebie 8 minut ponad limit…
    By się troche znała na sporcie to by się wzięła za chód sportowy a nie aby cały Poznań czekał na nia specjalnie 8 minut aby wrzucic 1 bieg na samochodzie..:))


    piotrek.krawczyk

    2010/03/30 22:35:05

    Tarantino – w Dębnie trasa szybka, ale zwodnicza. Lekkie podbiegi na połowie każdej rundy, bo są małe mostki z małymi strumykami. Pierwszy raz – nic, drugi raz – niby nic, trzeci raz… – mnie wystarczył drugi raz. A w wioseczkach mijanych będziesz się czuł jak w Nowym Jorku. Wszyscy mieszkańcy na trasie, babcie przy płotach, wójtowie i sołtysi. W samym Dębnie atmosfera odpustowa i tłum ludzi, dla których maraton to coroczne święto. Jest też „samotność długodystansowca” – spory odcinek przez las. Pozdrawiam. Dziki


    piotrek.krawczyk

    2010/03/30 22:42:43

    Ocobiegatu – W Warszawie dla Pawła Meja ruch był wstrzymany na dwie godziny. Dla jednego faceta, co biegł/szedł tyłem i boso. Mam mieszane myślenie o tym bosym biegaczu. I jak guru Skarzyński uważam, że na zawodach biegowych trzeba biec. Dziki


    quentino-tarantino

    2010/03/30 22:46:17

    Dziki – o takie coś mi właśnie chodziło, kilka zdań a „z biuletynów” się tego nie dowiem 😉 Będę się miał na baczności przy tych mostkach a samotność długodystansowca to już poznałem na wielu treningach 😉 Dzięki.

    biegofanko – dbaj o nóżkę bo masz tylko jedną w zapasie 😉

    ocobiegatu – to nie moja babcia więc się nie obrażam 😉 A tak serio to…oczywiście, że to trochę nie na serio ale o to też chodzi. Pani sobie truchta i bardzo dobrze, dla wielu zwłaszcza starszych potencjalnych biegaczek i biegaczy jest dobrym przykładem. Wiem, że tym wpisem próbujesz Ją sprytnie przyciągnąć do swojego teamu TRUCHTAM WIĘC JESTEM CHODZIARZEM 😉


    ocobiegatu

    2010/03/30 23:30:09

    Dziki , quentino – niby macie rację piekno sportu, radość i tak dalej..
    Z drugiej strony mamy zawody open-otwarte – wiek nie ma znaczenia , nie ma sie co zasłaniać wiekiem , tłumaczyc, że się jest M70 to można przybiec 15 minut ponad limit i niech cała Wawa, Poznań czeka bo ja jestem M70 np. to nie fair..
    Na Niedzwiedzkiego cała Wawa zawsze czeka bo gościu w tym wieku jeszcze się nie domyślił aby to pójść chodem sportowym – dla mnie żenada…


    biegofanka

    2010/03/31 08:52:53

    Wszystkim dzięki za troskę o moją stópkę i w ogóle… łapię wiatr… i popędzę… a raczej zacznę powoli:))


    biegofanka

    2010/03/31 08:56:45

    Ocobiegatu – zasmuciłeś mnie swoją opinią… nie mogę się z Tobą zgodzić, uważam, że ta Pani na pewno truchta, jak może… a skąd wiesz, czy nie dolega jej coś i daje z siebie wszystko… daje na pewno wielu motywację do biegania. Życzę tej Pani dalszego zdrowia do tego sportu… trzeba chwalić takich ludzi:))


    biegofanka

    2010/03/31 09:28:46

    Właśnie, jak już poruszony został taki temat… w półmaratonie ślężańskim biegł Pan z wózkiem z dzieckiem, świetnie sobie poradził, biegł jako jedyny w takiej kategorii (nie było niestety takiej…) i szkoda, że nie dostał nagrody, należała mu się. Nagrodę dostał za to Pan o kulach, który bierze już długo udział w różnych biegach masowych. Tę niełatwą trasę pokonał w trzy godziny i ok. trzy minuty. To było niesamowite, kiedy wbiegł na metę, a my wszyscy przywitaliśmy Go mocnymi brawami… wzruszające. Ten Pan daje naprawdę motywację niesamowitej rzeszy biegaczy i jeszcze nie biegający. Takie osoby i takie momenty pozostają w pamięci i dają dalszą chęć i motywację:))


    sfx

    2010/03/31 09:47:17

    Też dołączę się do tematu… i powiem, że w końcu w „normalnych” maratonach limit czasu nie jest ograniczony do 5 czy 6h, ale do 8 lub 10, co daje podstawy do ukończenia go niemal przez wszystkich. Więc i Pani Pańczak należy się to, aby mogła każdy z biegów ukończyć – w końcu tu nie ma żadnych kwalifikacji olimpijskich niezbędnych do startu… a więc jak każdy może wystartować, to i każdy powinien mieć możliwość ukończenia (chyba, że sam w trakcie zrezygnuje).

    Druga rzecz to niepełnosprawność. Tu wielkie gratki dla takich jak ten o kulach (zresztą był też taki w Biegu Zaślubin).
    Ale psy wieszam i będę wieszał na tych „niepełnosprawnych”, którzy robią to tylko dla gratyfikacji w nagrodach i gloryfikacji w oklaskach za „podium” wśród „innych”. I to „innych” inaczej. Nie zniosę tego pazerstwa, gdy niepełnosprawny narzeka na ból palców u ręki… albo jeszcze gorzej – dostał miano „niepełnosprawnego” za udar słoneczny 25 lat temu, a 20 lat temu właściwie wrócił do pełnosprawności – papier jednak został, czy też jest niedosłyszący – parodia.
    Tak więc:
    PAPIEROWYM NIEPEŁNOSPRAWNYM MÓWIĘ STANOWCZE NIE !!!


    ocobiegatu

    2010/03/31 09:55:39

    Biegofanko – ja nic nie mówiłem o motywacji…
    Właśnie dlatego , że kibicuje tym starszym zawodnikom to i denerwuje mnie , że robią coś bezsensownego – czyli „biegają” w tempie 6-7km/h. To jest w ekonomii ruchu zwykły kit a nie mit. Faza lotu ,czyli zawsze obciążenie na jedną nogę..W chodzie nigdy nie będzie to obciążenie przekazywane po 50% – będzie powiedzmy po 60 i 40% na jedną i drugą nogę ale biorąc pod uwagę tez współczynnik dynamiczny – w chodzie obciążamy się na noge min. 2 razy mniej. Jak by nie było bieganie poniżej 7,2km/h jest zupełnie bez sensu dla szerokiej populacji. Dla wytrenowanych granica ekonomiczności ruchu przenosi się na 8-9km/h. To naukowcy u Wielkiego Brata nazywają gait – przeście biegania w chód i to w sposób aby było to ekonomiczne. Nasze maskotki w M70,80 , K70,K80 tego na razie nie rozumieją..:). Na mnie nikt w M80 nie będzie czekał…:). Po to trenuje 30 lat wcześniej chód sportowy aby nie robic kłopotów orgom w maratonie i połowce..:)


    biegofanka

    2010/03/31 10:14:45

    Sfx – nie nam osądzać i sądzić, czy ktoś jest faktycznie niepełnosprawny, jeśli ma taką kategorię, absolutnie nic nie powiem na ten temat, bo to nie jest łatwe i można szybko kogoś skrzywdzić… A tak krótko dodając, to co sądzisz w takim razie o pełnosprawnych np. Kenijczykach, czy innych biegaczach, którzy przyjeżdżają i biorą udział w tych biegach tylko z wiadomego powodu… Dlatego uważam… nie osądzajmy nikogo, ale jak mamy możliwość i widzimy, że się należy, to chwalmy…:))


    bolek.03

    2010/03/31 10:14:49

    Mam pytanie natury logistycznej: czy ktoś mieszkający w Warszawie z podblogowej ekipy wybiera się do Dębna i miałby w samochodzie jedno wolne miejsce?


    biegofanka

    2010/03/31 10:25:39

    Ocobiegatu – przeliczenia przeliczeniami, ale jak ktoś ledwo chodzi, to i truchtał będzie ledwo… a każdy ma prawo, jak chce pokonać swoje słabości, wziąć udział w takim biegu, dlaczego ma nie próbować… w końcu w różnych ekstremalnych dyscyplinach też biorą czasem ludzie, którzy nie są do tego przygotowani, ani warunków ku temu nie mają:))


    ocobiegatu

    2010/03/31 12:09:00

    Biegofanko – więc jest gorąca dyskusja..:).
    Podkreślam ,że nie chodzi o motywację…To piękne i miłe ale jest jakies ale..
    Albo się coś umie albo nie – a Pani P. maskotka Poznania nie umie biegać połmaratonu w 3 godziny i to jest fakt i surowe realia …a skoro nie umie to powinna zrezygnować z tego biegu i być społeczna…Na razie jest aspołeczna i widzę w tym jej pewien egoizm – ja jestem K70 to macie wszyscy czekac na mnie…
    Pani P. robi z siebie zwykły efekt marketingowy i pośmiewisko – biega z parasolką na plecach w tym celu…)). Powinna prawdziwie dać coś z siebie a nie liczyć tylko na hymny pochwalne za to , że „biega” w K70 bo tak to wygląda…
    Zawodowcy jakos wiedzą kiedy skończyć a amatorzy nie…Nie mówię tu zawodach ale wydaje mi się , że pani P. lepiej gdyby biegała w parku – samo zdrowie a bajeru nie ma..:)


    sfx

    2010/03/31 12:28:28

    biegofanko… masz rację potrzykroć… i jak nie wiem, to osądzać nie będę, ale dwa przytoczone przykłady znam i wiem jak jest – sami zainteresowani nie ukrywają, że w bieganiu pod banderą „niepełnosprawności” widzą jedynie dobry interes… obaj startują tylko tam, gdzie są zwolnieni z opłat i tylko tam, gdzie mają gratyfikację w nagrodach rzeczowych (i zwykle pucharach oczywiście), a to że naprawdę są sprawni daje im niemal pewność wygrania tychże wymienionych.


    biegofanka

    2010/03/31 12:45:41

    Dobra chłopaki, ok… każdy ma prawo zabrać głos i swoje powiedzieć (tu: napisać) i to zrobiliśmy…:))
    Wilmo – jak u Ciebie, mam nadzieję, że już lepiej:))
    Ja w leczeniu mojej stópki zastosowałam tylko stary, podpowiedziany sposób…:))


    katkarosomak

    2010/03/31 19:23:15

    Ojoj ten tunel, nie cierpię tunelu. Ciemno i zimno, czuję jak sztywnieje całe ciało, a porażka staje mi w gardle. To tam ostatecznie zaprzestałam walki. Na pocieszenie mam życiówkę na 15km, ale przecież półmaraton ma 21 z hakiem… Cóż w sporcie najcenniejsze są porażki,jednak oby zdarzały się jak najrzadziej.


    johnson.wp

    2010/03/31 21:04:33

    oj katkarosomak, dużo ryzykujesz takim wyznaniem, bo tu niektórzy prezentują wysoko wyżyłowane poglądy i Cię jeszcze skrzyczą, że się nie nadajesz i masz zmiatać na trybuny:) A co do porażek, to rzeczywiście przydają się w umiarkowanej ilości, jednak jeszcze cenniejsze są zwycięstwa nad samym sobą, nawet w jakiś niezrozumiałych kategoriach, które dla kogoś mogą wydawać się żałosne. To może być pokonanie tunelu biegiem, powrót na trasę maratonu gdy z powodu pomyłki zrobiło się 3km nadróbkę i jesteś starszą panią z parasolką, albo pokonanie Bieszczad pieszo gdy inni to po prostu przebiegną. Mnie o wiele bardziej interesuje co się dzieje z tyłu wyścigu, a nie w tzw. „prestiżowej stawce”. To po prostu nie moja kategoria i mię to zwisa.


    ocobiegatu

    2010/03/31 21:24:42

    A nie ma jak dobry temat – od razu Cichociemni spadają na blog i szybko zwijają spadochron z napisem Polska Biega..:).Miło powitać nową uczestniczkę , kobiet mało – z pamięci recytuję – Biegofanka , Bjuty, Iza.Dobrze bo inaczej to jak mówi Wojtek – kółko różańcowe tu jest ..:)


    ocobiegatu

    2010/03/31 21:32:17

    A porażka ? „Kto nie doznał goryczy ni razu ten nie dozna słodyczy w niebie”.. Porażka musi byc aby poznac smak zwycięstwa. Raz przesolimy schabowego i domownicy pękaja ze śmiechu …to po to aby tego drugi raz nie zrobic..:)


    quentino-tarantino

    2010/03/31 21:51:14

    Właśnie wyczytałem na stronie półmaratonu warszawskiego, że rozważali dyskwalifikację zwyciezcy, który zahaczył o chodnik po drodze…
    Po Maniackiej Dziesiątce też była ostra dyskusja w Poznaniu o skracaniu trasy…
    Czyli zawartość cukru w cukrze i trasy w trasie musi się zgadzać…


    starywilma

    2010/04/01 18:51:20

    Biegofanko – wywołany do odpowiedzi, odpowiadam. Właśnie dopiero co jak wznowiłem (choć bardzo ostrożnie) moje bieganie. Odpukać – bólu nie odczuwam może będzie dobrze, ale półmaraton w Warszawie przeszedł mi koło nosa. Dobrze, że chociaż syn przywiózł mi (przecież już opłacony) pakiet startowy. Liczyłem na poprawę swojego wyniku z półmaratonu w Łodzi po przepracowanej (przebieganej) zimie. Ale na temat moich smętnych wyników strach się tu wypowiadać. Poczekam z tym, może kiedyś będą satysfakcjonujące.


    ocobiegatu

    2010/04/01 22:09:13

    warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34889,7715259,Biegoterrorysci_blokuja_cala_Warszawe.html
    czyli walki kierowców z biegaczami


    ocobiegatu

    2010/04/01 22:21:55

    Dla mnie artykuł Blumsztajna to jedynie zwykły przykład egoizmu i braku szacunku dla innych (tu – biegaczy).Powinien uszanować to , że są tacy co mają swoje święto ledwie dwa razy do roku – te zawody i w taki dzień po prostu zostac w domu – to przeciez nic nowego dla „stale odpoczynkowych”.Jak on jedzie 300m samochodem (zapewne) to nikt mu nie wypomina , że smrodzi… Ciekawe czy w Rio też tak narzekają np. na karnawał..:)


    biegofanka

    2010/04/01 22:27:58

    Wilmo – ważne, że u Ciebie już lepiej i powoli możesz sobie biegać. Powodzenia życzę i coraz szybszego biegania:))
    A ja wczorajszy trening przełożyłam na dzisiaj… jejku nie wiedziałam, że tak bardzo będę się cieszyć zakładając adidasy… normalnie, jak dziecko… ale to trwało niedługo, bo po przebiegnięciu ok. 2 km niestety zaczęłam odczuwać ból… jutro zrobię przerwę i spróbuję znowu w sobotę…


    biegofanka

    2010/04/01 22:32:24

    Ocobiegatu – przeczytałam i zgadzam się z Tobą… nie znam oczywiście tego pana, ale patrząc na jego twarz można wiele z niej wyczytać…;))


    biegofanka

    2010/04/01 22:39:46

    Przeczytawszy artykuł o kontuzjach stopy pozostaje mi czekać, maściować i próbować…


    andante78

    2010/04/01 22:45:33

    biegofanko, do smarowania polecam Ibalgin Sport, wypróbowałem na sobie, a także Agnieszka, którą poznałaś w Sobótce ją Ci poleca (prosiła żebym Ci przekazał tę wiadomość), pozdrawiam 🙂


    wojciech.staszewski

    2010/04/01 23:08:01

    katka, oby porażki uczyły nas, jak następnym razem ich uniknąć. witaj na blogu.
    starywilmo. na kursie opowiadali ludzie o zawodnikach, którzy trenowali, trenowali, tak ciężko, że nabawili się kontuzji. potem mieli przymusowy odpoczynek podczas rehabilitacji. wracali do sportu wypoczęci i po krótkim treningu robili życiówki. nie wiem, czy twój przypadek jest właśnie taki, ale może przymusowa przerwa też będzie miała pozytywne strony. chociaż oczywiście półmaratonu, który przebiegł koło nosa – szkoda.


    abiesgrandis

    2011/11/16 10:47:43

    Ech, fajnie, gratuluję serdecznie! Tym samym moje życiówki na piątkę i dychę pękły, fajnie. Tym samym tez wygrałbyś zakład, gdybyśmy się założyli, że nie pobiegniesz już piątki pon. 18 min. 😉 Bo nie wierzyłam, że to możliwe. A jednak. Czasem coś, co nie mozliwe – się udaje. Fajnie. W sumie, nie wierzyłam też, ani nie sądziłam, że ja mogę jeszcze pobiec dychę pon. 40 min, a też się udało, i też fajnie :).Tym bardziej, że tak trening, jak i życie, ciągle z przeszkodami i w zasadzie to te trening bardziej z boku: bo wyjazdy, bo BiegamBoLubię, bo … życie po prostu. A jednak można wciąż biegać szybko, i to bez wysiłku nawet. Fajnie. Od jutra reset w Tatrach, jeszcze przed-zimowych. Będzie – fajniej :).
    ps. jeden z moich młodszych braci gra na klarnecie, ukończył Uniw. Muzyczny. Opowiada mi często o swoim koledze-pianiście, Bartoszu który trochę biega … nigdy go nie poznałam, ale dziś na blogu – o nim przeczytałam … kto by przypuszczał, że się znacie. Jaki ten świat mały ;).

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.