Pamiętacie, że życie jest jak pudełko czekoladek? A Bezpośrednie Przygotowanie Startowe jest jak warzenie zupy.
Brakuje mi szybkości. We wtorek spróbowałem zrobić trening, który wymyśliłem sobie jako podstawę przygotowań do Maratonu Warszawskiego. Można by go nazwać Zapraszamy do Trójki. Trzy powtórzenia w tempie planowanym na maraton – po kilka ładnych kilometrów. Dwa tygodnie temu biegałem 3 razy 3 km (z przerwą 3 minuty), udało się pięknie, każdy kilometr po 3:59. W zeszłym tygodniu było 3 razy 4 km, ale na czują – bo G. mi się rozładował, a byłem w górach. W tym tygodniu 3 razy 5 km. I niedobrze.
Pierwszy kilometr jeszcze udawało się ciągnąć po 4:00, ale od drugiego tempo zaczęło spadać i przeciętna z pierwszego odcinka wyszła 4:06. Pięć minut przerwy w truchcie, a na drugim powtórzeniu jeszcze gorzej – średnia 4:10, a kończyłem pięciokilometrowy odcinek chyba nawet w 4:30. To trochę podwyższony pierwszy zakres, nie to miałem trenować.
Trzecie powtórzenie zaczęło się, jak mi się zdawało, dramatycznie. Czasu pierwszego kilometra z ostatniej piątki nie podam, bo raz, że się wstydzę, a dwa, że jednak przekonałem się, że G. oszukuje około 8-10 kilometra pętli w Lesie Kabackim. Albo satelita wisi gdzie indziej, albo korony drzew tam są zbyt gęste.
Po dwóch kilometrach zrezygnowałem. Bo czasem lepiej jest zrezygnować z planu niż kopać się z koniem. Miałem trenować tempo maratońskie, a nie piłować bieg w cztery minuty ze sporym hakiem. Spróbowałem zamiast tego zrobić na koniec trzy kilometrówki, ale nawet tutaj efekt (czyli próba utrzymania 4:00) był średni.
Nie jest dobrze. Brakuje szybkości. To tak jak byś warzył zupę, spróbował i czujesz: soli brakuje.
W środę zrobiłem trening wytrzymałości. Półtorej godziny w tempie 5:00 na kilometr, dokładnie jak w zegarku Mojej Sportowej Żony, perfekcja. Ale myślami byłem już przy czwartkowym treningu szybkości.
Umówiliśmy się z biegającym szefem na stadionie na Agrykoli na czterystumetrówki. Przyjechałem wcześniej i najpierw zrobiłem sam 9 powtórzeń. Tempo każdej 400-setki trochę poniżej 1:30, czyli około 3:35-3:40 na kilometr. Przerwy po 200 m bardzo wolnego truchtu (około 2 minut). Podaję te detale, bo to jest ważne, czy się wsypie szczyptę soli, czy łyżeczkę.
Jak dojechał biegający zrobiliśmy kolejne 9 czterysetek. Nie ma to jak wyścigi, prawie każda była w 1:21, a ostatnia, najszybsza w 1:18. To jest tempo kilometr w 3:15.
Zrobiłem sobie ten zastrzyk z szybkości. Poprawię jeszcze czymś w sobotę (w piątek wolne bieganie, bo nie można zapominać o wytrzymałości, bo to tak jakby wygotować z zupy całą wodę). I zobaczymy w przyszłym tygodniu. Znów zrobię podejście do Zapraszamy do Trójki, jeszcze raz na pięciu kilometrach (3 razy 5 km). Sam jestem ciekaw, jak wyjdzie.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.