Pociąg o 6.38 dotarł do Zakopanego, a kuszetek już nie dostaliśmy, więc trochę pogięci ruszyliśmy na Halę Gąsienicową – córka licealistka i ja. Tam cud, bo dostaliśmy miejsca w pokoju. Był czwartek, dzień bez treningu, więc bardzo dobrze. Ruszyliśmy na Zawrat, gdzie złapał nas deszcz, na Świnicę, gdzie deszcz nas nie opuszczał i przez Świnicką Przełęcz z powrotem do Murowańca, gdzie wyjrzało słońce zapowiadając na następny dzień poprawę pogody.
W piątek rano postanowiłem zrobić trening dość efektowny – podbieg na Kasprowy Wierch. Godzina dziesięć w obie strony, chociaż tempo człapania pod górę i zeskakiwania jak Janosik w dół sprawiło, że trening nie był zbyt efektywny. Zresztą miałem już nie robić tak dużo siły biegowej. Trudno. Zrobiłem rozciąganie (pamiętajcie!) i przeszliśmy przez Krzyżne do Doliny Pięciu Stawów. Zdjęcie z drogi, a propos rozciągania.
W Pięciu Stawach już cudów nie było. Raczej nerwowe wyczekiwanie, czy wystarczy dla wszystkich miejsca na podłodze. Najlepszy był Anglik, który wędrował po Tatrach i tak go to zdziwiło, że kiedy już turyści na równi z alpinistami zaścielili podłogę na jadalni karimata przy karimacie, wyciągnął aparat i uwiecznił. Będzie miał co pokazywać na Oxfordzie.
Acha, zapomniałbym. Jak się rozebrałem do spania, w koszulkę z Półmaratonu Warszawskiego, to podchodzi do mnie chłopak, wcześniej już go przyuważyłem, bo miał koszulkę z Maratonu 4Energy w Katowicach i pyta, czy ja to ja. Łukasz (pozdrawiam Cię!) biega od jakiegoś czasu, bez planu (tak trzymaj), a od niedawna podczytuje blog. Nad ranem uścisnęliśmy jeszcze ręce z Agnieszką, dziewczyną Łukasza, która spała w tiszercie z Maratonu w Łodzi. To wprawdzie koszulka wybiegana przez Łukasza, ale Agnieszka zaliczyła też już jeden półmaraton. Polska biega nawet w Tatrach.
Sobotni ranek zaczął się po szóstej, a o 7.15 ruszyliśmy na śniadanie do Morskiego Oka. Trening przełożyłem na sobotę. Oczywiście nie piątkowe długie wybieganie, bo to trzeba robić po płaskim. Stamtąd zaraz pod górę do Czarnego Stawu, gdzie samowyzwalacz zrobił nam fajną fotę. Jakoś nie mieliśmy odwagi poprosić żadnego z 300 obozujących tam spacerowiczów, żeby nam głów nie ucięli. Na zdjęciu.
Dalej na Rysy. Obok córka licealistka na łańcuchu, bodaj na piątej z dziewięciu serii. Za chwilę zgłosi kontuzję stopy i na szczyt pójdę sam. Zejdziemy razem, po raz setny zjemy razem kolację w schronisku i pierwszy raz napijemy się z córką piwa. Ale numer.
W niedzielę był ostatni, piąty trening w tygodniu. Żeby nie robić następnych podbiegów zrobiłem zbiegi. To ćwiczenie szybkości, po łagodnej, bardzo łagodnej górce. W tym wypadku – po szosie asfaltowej do Morskiego Oka, dwie minuty pędem w dół, a do góry trzy z hakiem, powtórzone sześć razy.
A dziś całe popołudnie piję. Kefir, colę, herbatę, piwo bezalkoholowe, herbatę, colę. Bo się odwodniłem mimo pasa z bidonikami (bez pasa bym chyba zdechł). Zrobiłem trzecie w moim BPS-ie wybieganie 35 km. Zacząłem wolno, ostrożnie, po 5:50 i do 30. kilometra udało mi się trzymać tempo nie gorsze niż 6:01. Ale wtedy przyszło najgorsze – powinienem przyspieszyć na 4 km do przewidywanego tempa maratonu, czyli gdzieś tak do 4:00. Nie dało się. Kilometr utrzymałem tempo 4:35, ale kolejne trzy ciągnąłem już po 5:05. To nie ma sensu.
Nie ma sensu brać się za bary z niedźwiedziem. Co cię nie zabije, to cię wzmocni, ale w tym wypadku ta dewiza jest do nieczego, bo co cię nie wzmocni, to cię osłabi. Guru Skarżyński pisze o takim treningu, że nie jest budujący, tylko eksploatujący. Ładnie wygląda na papierze, ale jest dla mnie za ciężki. Gdybym dawał radę taki trening wykonać, to może startowałbym kiedyś na mistrzostwach świata w LA przynajmniej w kategorii weteranów. Nie daję rady.
Za tydzień w weekend nie robię trzydziestki piątki, pobiegnę w pucharze MW na 25 km, za to szybko. Za dwa tygodnie będzie długie wybieganie. Jeśli będzie zimno, dam sobie ostatnią szansę na rozłożenie niedźwiedzia na łopatki i przebiegnę 35 km z szybką już sześciokilometrową końcówką. Jeśli nadal będzie upał, schodzę do trzydziestek. Na wiosnę to mi dużo dało, wiceżyciówkę w Krakowie mimo upału. Lepiej budować niż burzyć.
Na koniec słoneczna pocztówka, którą zrobił nasz aparat (jeszcze raz dziękujemy darczyńcom) prezento-ślubny w Morskim Oku. Mięguszowieckie Szczyty.
sfx
2009/08/18 14:21:17
A u mnie morze i piach… no i…
Ano przypadkiem, a może zrządzeniem sprzyjającego losu, udało mi się otrzymać w prezencie jednodniowy wypad na Bornholm. I to nie byle jaki. W każdym razie w środę dowiedziałem się o sobotniej wycieczce, co mnie nawet ucieszyło – w końcu zasłużę sobie na długo oczekiwaną 2-dniową przerwę od biegania.
Wszystko fajnie i dobrze. Wycieczka zaczęła się raniutko od dostarczenia swojego (i jedenastu innych) ciał do Kołobrzegu na molo. Tam ruszaliśmy. 100km dalej jest Bornholm. My ruszamy o 9:30 (wcześniej, chyba o 7:00 wg. rozkładu rusza katamaran).
My jesteśmy na miejscu o 11:30 (katamaran 10 minut później).
Nie ma co – 500KM przy 12+2 osób na pontonie motorowym robi swoje. 700 litrów paliwa pod pokładem, a spalanie na poziomie 180l/h. Średnia prędkość 42 węzły.
Ale niestety, dla mnie nie było to Extreme, ale lajtowy rejsik. Powrót może troszkę ostrzejszy (o 20:30 z powrotem byliśmy w Kołobrzegu)… ale i tak nic to… taki truchcik. Ale byli chętni do wystawiania głowy za burtę pontonu – kilkukrotnie trzeba było się zatrzymywać.
Extreme zaczął się w niedzielę… dowiedziałem się, że niektórym nogi w tym dniu odpadały – ja nic nie poczułem. Jako że znalazłem się w Łazach w południe, postanowiłem pobiec do Unieścia (do kanału) – jakieś 5-6km w jedną stronę. Byłoby dobrze, ale przedobrzyłem – kanał był „przejezdny” – tj. niedrożny, a więc bez problemu można było biec dalej. Zrobiłem więc nadróbkę i znalazłem się na końcu Mielna przy namiotach TVN („Projekt Plaża”). Ze względu na tłoczność – zawróciłem.
Rozpoczęły się kłopoty. I to nie z biegiem… mimo braku sprzętu pomiarowego, biegłem spokojnie, taki chyba mocniejszy pierwszy zakres. Piach na tym dystansie zrobił swoje – papier ścierny? W każdym razie przesadziłem i mam za swoje, 50% palców ma duuuuże odciski 🙂 A do tego jeszcze dziś czuję, że posiadam łydki – czyli wyszła taka mimowolna siła biegowa na dystansie półmaratonu.
Poniedziałek i wtorek – wolne. Muszę odpocząć i zaleczyć rany 🙂
–
wqu
2009/08/18 16:23:30
Po tych trzydziestkach piątkach dystans pucharu MW wydaje się trochę mniej straszny. Ale jak będzie zobaczymy. Kto jeszcze biegnie?
–
pict
2009/08/18 21:15:04
@wqu – biegnę MW, z ambitnym planem złamania 3 h
–
wqu
2009/08/18 21:46:37
pict – życzę powodzenia w maratonie, ale pytałem o bieg w ramach Pucharu Maratonu Warszawskiego na 25km w Powsinie w tę sobotę.
–
kawonan
2009/08/18 23:02:50
Pomocy!!! W czwartek jadę pohasać po Tatrach, a kilka dni temu obtarłem pięty w nowych butach do biegania(planuję debiut w maratonie 27.09 – MW ).Co można zrobić, żeby skutecznie osłonić otarcia,bo plastry nie sprawdziły się.Wczoraj trenowałem w butach starych, dzisiaj w nowych – otarcia odnowiły się.Proszę o rady. Bo w takim stanie to będę hasał chyba tylko z MNŻ (moja niesportowa żona) po Krupówkach i zawali się moje BPS. Pozdrawiam
–
torex
2009/08/18 23:21:06
…a ja wróciłem z wypoczynku. Pierwsze dwa tygodnie BPSu miałem bardzo trudne bo byłem w cieplejszym klimacie i temperatura wieczorem nie schodziła poniżej 27 stopni, a na dodatek nie było płaskiego dłuższego odcinka – gdzie nie pobiegłem podbiegi.
wqu: ja oczywiście biegnę, z spokojnie, z pełnym szacunkiem dla tego dystansu – biegniemy razem?
–
wojciech.staszewski
2009/08/19 08:46:34
kawonan – intuicja podpowiada tylko odstawienie biegania (możesz sobie zrobić awaryjny siłowy trening domowy boso – skipy, wznosy na palcach, brzuszki, grzbiety), aż się zagoi. Spytaj też naszą specjalistkę-fizjoterapeutkę – na stronie głównej http://www.polskabiega.pl jest ikonka Fizjoterapeutka Odpowiada.
–
wqu
2009/08/19 10:22:17
torex – Jasne, że biegniemy. Przez ostatnie dziewięć dni przebiegłem aż 135km i teraz na 25-ce okaże się czy to mnie wzmocniło, czy wykończyło 🙂
–
m42195
2009/08/19 14:53:41
wqu – Ja też biegnę. W Warszawie będę debiutował.
wojtek – Wspaniałe krajobrazy, trochę się na nie napatrzyłem bo też mam rodzinę w Rabce i często tam jeżdżę 🙂
pzdr
run.blog.pl
–
beautyandb
2009/08/19 15:19:28
Ja w sobotę zasunęłam kolejne 35 po bezdrożach Mazur. Mniej więcej podobnie w czesci lzejszej – 29 km po jakieś 5:50. I potem 6 km od 4:45 do 5:05, ale z tego nie jestem zadowolona. Na koniec okazalo się, że po 35 km tkwimy 10 km od celu, ja na butach, maż na rowerze. Maż zaproponował, żebym wsiadla na rower, to on dotruchta tą dyszkę… No, niestety, ostatnia rzecz jaką bym dala radę zrobić, to wsiasc na rower. Po 2 km spaceru wydzwoniłam zmotoryzowaną pomoc 😉
Potem jeziorko, sauna i jestem jak nowonarodzona.
W sobote spróbuję te 25 w tempie docelowym 😉
–
biegofanka
2009/08/19 18:48:30
Wojtku – piękna widokówka. Możesz sprzedawać;))
Życzę wszystkim dobrego i owocnego przygotowania się do najbliższych biegów, jak i do docelowego maratonu. Ja plażuję, spaceruję (już mam dosyć smażenia się na plaży, tak mi dogrzało) i trenuję sobie nadal spokojnie do biegu na 15 km, który odbędzie się za tydzień (jejku, to już tak blisko). Pojawi się spora liczba biegaczy z różnych okolic kraju, będzie z pewnością niesamowita atmosfera:))
–
izabiegajaca
2009/08/19 20:45:49
Ja będę w sobotę na Pucharze…udało się być na wszystkich biegach z pucharu 🙂
–
wqu
2009/08/19 22:54:07
To będzie nas całkiem sporo w Powsinie. Może spotkajmy się na polance po biegu. Pogwarzymy przy izotoniku, może wspólne zdjecie sobie zrobimy 🙂
–
kawonan
2009/08/19 23:20:33
A buty miały być takie dobre- przebój sezonu ASICS -a!Dzisiaj cały dzień w klapkach.Jutro rano tylko basen, a wieczorem wyjazd do Zakopanego.Mam nadzieję,że przez dwa dni aklimatyzacji ( w tym czasie nie wychylam się powyżej 2 tys m.n.p.m.,bo ciągle ziewam) zaleczą się moje otarcia na piętach i będę mógł realizować BPS i wyprawy w Tatry( nie tylko Wysokie). Wojtku, dzięki za podpowiedż.Pozdro!
–
izabiegajaca
2009/08/20 22:12:37
Nie wiem o jakiej polance mówisz, ale ja jestem podpisana na plecach 🙂 a, że nie należę do czołówki, więc jak będziecie mnie mijać, możecie na otuchę poklepać po ramieniu…Wojtek to na 100% mnie zdubluje, a reszta niech się stara 😉 Aha, koszulka ma kolor niebieski, a napis brzmi: Kobiecy Team Biegowy Iza :-)))))))))))))))
–
laki-pl
2009/08/21 14:01:51
Fajnie być wspomnianym na blogu Wojtka Staszewskiego:) Pozdrawiam Cie Wojtek serdecznie i do zobaczenia tym razem na szlaku maratońskim w Poznaniu!
Łukasz ze schroniska w Dolinie Pieciu Stawów